W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





30 lipca 2011

Przylecieli

Anieli, i się uśmiechnęli:))))

Wróciłam do moich aniołów.
Długo ich u mnie nie było, bo długo nie mogłam się za nie zabrać.
Teraz się zlatują.
Trochę czekały na wykończenie, znaczy nabierały mocy przelotowej ;)))
Już są, na razie trzy, kolejnych kilka czeka jeszcze ;> Na skrzydła...
Oto pierwszy, makowy, zakręcony włosek :)

 Drugi słodko-pościelowy, romantyczny ;)

 Trzeci z łąk kwiatowych, pól kwitnących przyleciał :)

Takie towarzystwo obecnie mam wokół siebie, i pasuje mi to bardzo :))))

Pozdrawiam ciepło

27 lipca 2011

Urodziny

mojej Antoniny:)
Siódme urodziny, więc nie byle jakie:)



 Rośnie nam dziewczę, piękne i bystre. Czas mija, na fotografiach widać zmiany jakie zachodzą. Zmiany, zmiany, zmiany... Nieodłączny atrybut dorastania, życia... A dopiero co...

Dziś "dorosła" jak mawia o sobie. Dziś prowadzi "poważne" rozmowy na niezwykle "trudne" tematy :))
Co wcale nie przeszkadza jej stwierdzić w chwili głębokiej zadumy że: "kosmos może jest wielki, ale ziemia jeszcze większa, bo przecież na niej tyluuuuu ludzi żyje, i jeszcze te wszystkie robaczki" ;)))


 
Taką mamy DOROSŁĄ pannę w domu :) I nawet w wyborze prezentów kieruje się już ową świeżo i stale nabywaną "dorosłością". Juz nie zabaweczki i pierdółeczki (choć wciąż oczka świecą się jasno, na te wszystkie zabawkowe gadżety:), teraz najfajniejszym prezentem urodzinowym jest PLECAK szkolny :)))
Wszystkiego najlepszego córeczko:)))

Spoglądając jak moje dziewczę rośnie sobie, w pełnej nieświadomości swej siedmioletnej "dorosłości", przy okazji przeglądania córkowych zasobów odzieżowych, znowu skąpiec się we mnie odezwał.
Jedna mi powiedziała, że ŻYŁA nawet, bo sama dla siebie chciała ale nie dostała ;))
A mi tak się żal zrobiło części garderoby córczynej i skąpiradło siedzące we mnie nie dało ;)
Bo najpierw była sobie sukienusia. Kolorowa, dziewczyńska bardzo i wygodna.

Los jej był z góry przypieczętowany, jak wiele ciuszków dzieciowych, miał pójść w inne ręce, choć w tej sytuacji bardziej adekwatnym określeniem byłoby: na inny grzbiecik:)))
Oczywiście pójdzie, tylko trochę później, i już nie jako słodka sukienusia, bo tymczasem...

się zrobiła prawie sama, równie urocza spódniczusia :))))
Przerobiłam córczyną sukienkę, jedną z tych ulubionych, dalej będzie cieszyła jej oko, również ciałko, choć już nie grzbiecik, a raczej zadek :)), a jednocześnie wypełni szafkę. Bo dziwnie jakoś ostatnio ubywa ciuszków z Tosinej komody.

Do kompletu, z resztek sukienkowych powstały dwie kwiatkowe gumeczki:


Znaczy szykownie i dziewczęco niezwykle :)) Teraz tylko w tę oczekiwaną podróż wakacyjną się wybierać:))
Chyba pakowanie czas rozpocząć, choc deszcz za oknem nie nastraja optymistycznie i wakacyjnie:)
Papapa:)

25 lipca 2011

Podróże

lubię:)
I one mnie chyba też troszkę. Jakoś tak się dzieje że dość często miewam(y) okazję do podróżowania.
I w związku z tymi podróżami udało mi się WRESZCIE zrealizować swój plan. Kolejny z listy PLANÓW wielu.
TEN plan miałam zrealizować już w ubiegłym roku, wszystko było przygotowane, czekało tylko na chęci, bo czas właściwie by się znalazł, ale te chęci dziwnie skisły :>
Nadejszła wiekopomna chwila, ogłaszam plan ZREALIZOWANY!

kredek nie zrobiłam , nie, nie :)))
Zrobiłam jednak coś do czego kredki będą niezbędne.





To podkładki do rysowania. Idealne na czas podróży, świetne jako "odnudzacze" :)
Sklejka, z jednej strony oklejona grubą, flanelową (podwójnie złożoną) tkaniną, następnie cała obszyta tkaniną typu sztuczny zamsz - w miarę twardy,  więc pozwalający rysować. Do tego doszyte piórniki na kredki i inne akcesoria, plus metalowy klips przytrzymujący kartki. Proste, lekkie i stabilne.
W ubiegłym roku miałam zamysł na większe podkładki, bardziej ambitne w wykonaniu. Takie z miejscem na napoje, mocowaniem do pleców fotela samochodowego, i mnóstwem kieszonek na różniste niezbędne szpargały, i podstawką na książki.
Z tego pomysłu podkładki na "bogato" zrezygnowałam jednak, na rzecz prostoty, i większej wszechstronności zastosowania. Teraz dzieci mogą wygodnie  rysować nie tylko w samochodzie, ale również na podwórku, czy na campingu pod namiotem, gdzie się wybieramy.
Wkrótce zobaczę jak podkładki się spiszą w podróży, może trzeba będzie wprowadzić kilka udogodnień, tymczasem niech są jakie są:))) ważne żeby dzieciom się przydały:)

Pozdrawiam miło:)

23 lipca 2011

nie wszystko...

...złoto co się świeci.
A ja się "świecę" ;)
Delikatnie bardzo, w stylu romantycznym, w sam raz na podkreślenie ciepłych, letnich wieczorów i wyjść. Z tymi ostatnimi trochę gorzej, ale może jeszcze coś się ruszy w tej kwestii? W każdym razie jestem przygotowana :)
 Bo ja zrobiłam sobie świecidełko z tego co pod ręką miałam. I teraz się "świecę" :)






 Sama prostota i delikatność,  i mi się podoba :)
No i wreszcie nic mi nie spada z półki  niespodziewanie, w najmniej odpowiednim momencie, bo teraz wszystko odłożone, a co może się KIEDYŚ przydać, się przydało:)

Pozdrawiam miło:)

21 lipca 2011

TRZASKAMY

Wspominałam niedawno że nasza Tosia zaczęła lubić fotografowanie :)
Pozuje tak, aż zastanawiam się skąd jej się biorą TE pomysły na TE pozy, i jeszcze TE minki śmieszne:)
Fotografowanie lubi też nasz Jaś, ale on tak ma od zawsze :) Tylko czasem to ja nie zdążam ze zdjęciem, bo już synu widzi nowy, dużo ciekawszy obiekt do podziwiania, zaglądania i wywracania na drugą stronę, i znowu dalej leeeeciiiiii...
Mam mnóstwo zdjęć naszych dzieci.
Właściwie spontanicznych, choć duzo jest zdjęć pozowanych, tzw. portretowych. Wzmiankowana spontaniczność polega głównie na podsunięciu mamie (znaczy mnie:), pomysłu na zdjęcie w wybranym SAMODZIELNIE przez dzieci OTOCZENIU. Bywało że ustawiona do zdjęcia Tosia, która akurat chciała w TYM miejscu ( a Janek w tym czasie buszował w dalekich oddalach), przyjęła jakąś zaplanowaną sobie pozę, i nagle z wizgiem, niekiedy bosych pięt wpadał w kadr Jan, domagając się głośno swojej obecności na czynionej właśnie fotce... że też go pięty nie bolą od tego latania z oddali ;)
Dzięki tym dziecięcym zapędom fotograficznym, powstaje mnóstwo ujęć naszych dzieci. W różnych okolicznościach otoczenia,w różnych sytuacjach, i konfiguracjach osobowych. Niektóre zdjęcia prezentowałam wcześniej. Ale są też inne. Całe ich mnóstwo jest. Dziś właśnie o tych innych będzie, a pochodzących z ostatnich eskapad.
Zaznaczyć MUSZĘ bo to ISTOTNE - wszystkie te zdjęcia powstały z inspiracji miejscem w którym zostały zrobione, ale przede wszystkim przez dzieci niejednokrotnie domagających się głośno: MAMA!!! TU MI TRZAŚNIJ, TU!!! Miny gapiów? Cóż, bezcenne :))))
Ja sumiennie TRZASKAŁAM, jak kazano :)))))


















Dużo im do super jakości, nie jestem przecież super fotografem. Nie mniej pamiątka bezcenna:) No i dzieci zadowolone z TRZASKANIA:))))))

Pozdrawiam zatem trzaskająco:)

19 lipca 2011

Spojrzenie

Tym razem inne :))) spojrzała na moje dzieci pewna Hania, i proszę co zmajstrowała;)))

Jakiś czas temu wygrałam niebanalne candy.
Niebanalność polegała na przerobieniu zdjęć, osobistą, delikatną (acz umęczoną ), dłonią HANNAH UNE FEMME.
I dzięki tej zabawie moje dzieci stały się posiadaczami swoich podobizn w przepięknym, bajkowym wymiarze ;)))






Haniu, jeszcze raz BARDZO DZIĘKUJEMY, od teraz nasze dzieciaki to najprawdziwsze GWIAZDY nad gwiazdami :)))). Najlepsze, że zaczynają się nawet tak zachowywać :>

I na koniec dykteryjki:
Jan podczas oglądania powyższych zdjęć, najdłużej zatrzymał się na zdjęciu "Nemo"
Przyglądał się mu z wielką uwagą, by po pewnym czasie stwierdzić:
- wiesz mamo, na tym zdjęciu brakuje mi jeszcze maski
- ???
- no przecież jestem pod wodą!!! :)))

Tosia obejrzała wszystkie zdjęcia. Okazała swój zachwyt po czym poszła się bawić.
Po kilku godzinach przychodzi do mnie:
- zdjęcia już mam, to co muszę jeszcze zrobić żeby zostać PRAWDZIWĄ wróżką?!?!

Pozdrawiamy :)

18 lipca 2011

Jedziem dalej :)

Korzystając z okazji, i pięknej aury nadal jeździmy:)
Tym razem obraliśmy kierunek na północno-wschodnie rubieże naszego kraju:)
Padło na okolice Goładpii.
Ale najpierw po drodze jest niewielkie, lecz malownicze miasteczko Reszel.
Swego czasu władze miasta zabroniły stawiania tu domów wyższych od istniejących i o innych dachach niż czerwone. Zaowocowało to jednorodnym widokiem miasteczka, niezwykle malowniczo położonego.
Najbardziej okazałą budowlą jest tu zamek - z niezwykle imponującą bramą wejściową.


I armata, OOOOO! jaka WIELKA!


Cichociemni ;)

Dalej, przemieszczając się malowniczo położonymi szosami, pośród pól i łąk kwietnych,

Uwielbiam maki
dojechaliśmy do Świętej Lipki, miejsca kultu Maryjnego. Sanktuarium jest obecnie remontowane, ale najważniejsze znaleźliśmy w środku.


Dalej droga zawiodła nas




do wsi Stańczyki, słynącej z malowniczych, bliźniaczych mostów. Są jednymi z najwyższych w Polsce (36 m wysokości, 200 długości), pięknie położonymi w przełomie rzeki Błędzianki, którą dzieci poznawały "dogłębnie" :)
Na chwilę zatrzymaliśmy się w Gołdapii, by posmakować tutejszego przysmaku, czyli kartaczy :)
Johny pochłonął z apetytem wielkim DWIE ogromne kluchy -  zaręczam, TE kluchy są naprawdę ogromne!


Po solidnym posiłku, ruszyliśmy dalej , i natknęliśmy się na ciekawostkę we wsi Rapa, w której stoi nic innego jak najprawdziwsza PIRAMIDA!

To grobowiec rodziny Farenheidów, powstał w pierwszej połowie XIX wieku, z fascynacji Barona Friedricha ideą "życia po życiu" - w grobowcu panują warunki sprzyjające mumifikacji ciał.
A my gorąco polecamy usługi młodego przewodnika Daniela (na zdjęciu w czerwonej bluzce), który pięknie opowiedział nam historię rodziny i grobowca:)))
Koniec naszej podróży to Mamerki, niegdysiejsza Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa Niemieckich Wojsk Lądowych. Do dziś zachowało się w tej okolicy 30 bunkrów. Szkoda tylko że są tak zaniedbane i zupełnie nie przygotowane dla zwiedzających. Na szczęście dzieciom wystarczy atmosfera tajemniczości i przygody, więc zabawę miały przednią, dodatkowo niezwykle bliskie spotkanie z historią i...

...nie tylko chłopcy lubią "ciężki sprzęt wojskowy"...


Mamerki są położone nad jeziorem Mamry:



A tuż obok jest jeszcze tzw. sucha śluza  Leśniewo Górne. Jest to budowla wzniesiona na Kanale Mazurskim, który miał połączyć Wielkie Jeziora Mazurskie z Bałtykiem. Kanału nigdy nie ukończono, choć istnieją co najmniej dwie śluzy praktycznie ukończone, choć nie użytkowane.Jedną z nich jest właśnie śluza Leśniewo Górne, na której do dziś widać jeszcze niemiecką "wronę" :

I to już koniec naszych wojaży, teraz odpoczywamy, i zbieramy siły na kolejne :)
Dzieci połknęły bakcyla turystycznego, i ciągle dopytują zaciekawione gdzie pojedziemy następnym razem :)
Bardzo mnie cieszy ich reakcja, że mimo niesamowitego tempa, wielu godzin w samochodzie, w końcu zmęczenia, dzieciaki potrafiły świetnie się bawić podczas tych naszych podróży. Były naprawdę dzielne, a co więcej, niezwykle zainteresowane odwiedzanymi miejscami.
Jeśli macie czas, i lubicie zwiedzać i Wy wpadnijcie koniecznie w te strony, na pewno nie pożałujecie.
Być może spotkamy się gdzieś na turystycznym szlaku:)

Pozdrawiam:)