W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





25 lutego 2013

Głupoty

Podczas ostatniej wizyty u lekarza Janek usłyszał (ponownie), o konieczności ograniczenia spożywanej ilości słodyczy. Bo ma z tym synu problem.
Lubi Jasio słodkości niezmiernie, szczęściem zagryza je także owocami. Nie je może ilości potwornych, bowiem rodzice jego jak cerbery jakie pilnują, wydzielają i chowają po kątach słodkie pokusy. Nie mniej nie stroni Janko od słodyczków, nic a nic, a wręcz jakby je przyciągał nawet.
Podczas całej wspomnianej wizyty Jaśko siedział niewzruszony i milczący, kiwając jedynie przecząco zgrabną łepetyną.
Po wyjściu z gabinetu usłyszałam, ironiczne acz spokojne i dobitne:
- Mama, i po co ty słuchasz takich GŁUPOT ?!

Szczerze mówiąc, już sama nie wiem ;P

Tosia jest inna. Słodycze nie są jej do szczęścia potrzebne. Nic a nic.
Potrafi zjeść cuksa, a dziesięć innych odłożyć i zapomnieć o nich.
NA ZAWSZE!
Dziwne.
Ja natomiast zdziwiłam się gdy córka oznajmiła, że na okres wielkiego postu podejmuje zobowiązanie.
I wcale nie zdziwił mnie fakt podjęcia przez Tosię samego zobowiązania, co to to nie. Bardziej zadziwiła mnie forma umartwienia się, bowiem umyśliło sobie dziewczę że zrezygnuje...
ze spożywania słodyczy...
Niby nic dziwnego, wręcz można by powiedzieć że chwalebnie dziecko poczyna sobie.
Ale co z tego, skoro żadne to dla niej wyrzeczenie  ?!

I takie dylematy dosięgły mnie za sprawą dziatwy własnej.
Z jednej strony sprawy poważne, i wagi wielkiej.
Z drugiej... GŁUPOTY ;)))

Inne głupoty dzieją się w ręcach mych. Opornie tym razem i w spowolnieniu pewnym.
Chyba i mnie udzielił się spokój dni wielkiego postu, wszak trza się przygotować przede wszystkim duchowo ;)

Pozdrawiam ciepło wszystkich zaglądających, wyciszenia życząc ;)

17 lutego 2013

Niedzielnie

Dzisiejsza dziecięca Msza Święta. Temat niezwykle aktualny: postanowienia wielkopostne.

Dzieci zostały zapytane z czego mogłyby zrezygnować na czas postu, jakie postanowienia podjęły, by godnie przygotować się na przyjście Pana.
Padały różne propozycje.
Wreszcie odpowiedział Janek: można przestać grać na komputerze w "zabijanki" (sic!), albo w "nawożenie ziemniaków"  ;)... i można nie jeść słodyczy i jeszcze nie oglądać bajek...

Ciekawe, bowiem mój Janek nie grywa w zabijanki, a ziemniaki wirtualnie "nawozi" owszem, w ściśle określonych dniach i godzinach. Przyciśnięty obiecał, że na kompie przestanie grać, i bajek nie będzie oglądał. Ze słodyczy nie zrezygnuje. Bo zwyczajnie nie da rady.
Po powrocie do domu usłyszałam: ale babcia mówiła że postu nie ma od 12.00 w sobotę do 17.00 w niedzielę, możesz włączyć bajki....
Ot, co czyni prawdziwe uzależnienie ;)))

Chwilę później.
Dzieci ponownie zapytane z czego tym razem, ich zdaniem, mogą zrezygnować dorośli na czas postu...
Oczywiście zgłasza się Janek.
jak zwykle gorliwie i ochoczo :P
- RODZICE mogą zrezygnować z picia ALKOHOLU, piwa i kawy!!!
...
Cóż... Ja się popłakałam. Ze śmiechu rzecz jasna :)
Choć konkluzja przychodzi do głowy wcale nie śmieszna: patologia normalnie ;)))

Inna msza, gdzieś w październiku. Dzieci długo usiłowały "odgadnąć" w którym to roku Ojciec Święty Jan Paweł II został ogłoszony błogosławionym.
Padały różnorodne propozycje, naprawdę wiele dat i mnóstwo odpowiedzi. Janek zabił wszystkich, bowiem usłyszeliśmy wypowiedziane zachrypniętym, donośnym głosem Janka:  W 2026!!!
Płakało pół kościoła, z księdzem na czele ;)))

Innym razem, w okresie przygotowań do świąt Bożego Narodzenia, ksiądz opowiadał o ludziach którzy obecnie są traktowani przez Kościół jako osoby Święte.
Tuż przed rozpoczęciem mszy słyszę: mama, kto to jest TO białe, papież?!
Przyjrzałam się plakatowi: Nie synku, to Matka Teresa z Kalkuty.
-Acha...
Po chwili słyszę; mama, kto to był? Czyja matka?
Na moją propozycję wyjaśnienia po mszy, usłyszałam:
- ale co ja powiem jak mnie ksiądz zapyta kto to?! Mów teraz, ja SZYBKO zapamiętam ;)))
Fakt, zapamiętał, zapytał tylko trzy razy... ;))

Janek zawsze bardzo czeka na co niedzielną mszę dziecięcą, pilnie słucha Ewangelii, pilnie słucha pytań zadawanych przez księdza, po czym niezwykle elokwentnie się wypowiada.
Czasem aż nazbyt jak widać :))

Tosia nie lubi się wypowiadać publicznie. Ostatnio zwierzyła mi się:
- Bo wiesz mama, jak wiem że Janek zawsze i tak odpowie to ja nie muszę nic mówić, przecież wiadomo że to MÓJ brat :)))

Od jakiegoś czasu zastanawiam się czy nie zacząć regularnie chodzić na msze dla dorosłych.

11 lutego 2013

Szybciorem

Dziś szybko i krótko.
Kolejne koraliki w wydaniu naszyjnym. Bardzo spodobał mi się splot skrętny, naprawdę wygląda ciekawie i jakby nieco dodaje smaczku ;P
To już chyba prawdziwe uzależnienie...
Ocean, wcale niespokojny ;)



Lawenda:



Rajskie jabłuszko:



Mięta przez rumianek ;)




Fioletowości:




I jeszcze bransoleta, bardzo subtelna:
Śmietanka dla złotka :)






Zdjęć dużo, ale to tylko z powodu światła, i chęci oddania prawdziwych kolorów naszyjników.
Chyba się wreszcie udało ;)))

Pozdrawiam ciepło ;)



6 lutego 2013

marPACANY

Dzieci dostały marpacany ;)
Radości końca nie było :)
Wy nie znacie?
Cóż, i mnie zajęło chwilkę odcyfrowanie o co chodzi, gdy rozradowane przybiegły do mnie po powrocie z pracy. Pokazały zdobycze, dostane jako zapłatę asystencką.
A asystowały tacie podczas usuwania pewnej usterki u pewnej pani :)
Otóż marPACAN to nic innego jak CYNAMON by wreszcie mógł zamienić się w przesłodki MARCEPAN ;)
Janek miał trudności z prawidłowym zapamiętaniem nazwy marcepana, i tak tworzył najróżniejsze słowotwory, aż dotarł do rzeczonego marPACANA ;)))
I tak już pewnie zostanie marcepan - MARPACANEM, podobnie jak majonez MAJOZENEM, czy kapeć KAPJEJCIEM, a syrenka SERENĄ ;))) Jest jeszcze siostrzenicowe WISIAĆ, zamiast wisieć... i wiele, wiele innych przezabawnych określeń.
Ten ostatni twór słowny - marPACAN, powalił nas na łopatki.
W dodatku określać może wiele... na przykład coś co się nie udało, albo udało INACZEJ; ot, taki marpacan. Może być również określeniem czegoś bliżej nieokreślonego, na przykład zjawiska przyrodniczego nie do ogarnięcia jeszcze przez rozumek, jak ZORZA polarna; ot, takie dziwadło marpacańskie :)))
Może też stanowić krótkie acz konkretne podsumowanie kogoś niezbyt miłego na ten moment, szczególnie podczas prowadzenia auta... zawsze lepiej burknąć pod nosem : "marpacan jeden"... niźli:  "...lera jedna" ;)))
Tym sposobem, wzbogacamy rodzinny słownik słówek INNYCH :)

Można też powiedzieć jak należy- MARCEPAN i upiec niezwykle smaczne muffiny z marcepanem :)
Polecam, przepisów na necie wiela, każdy znajdzie coś dla siebie. Ja wkrótce wypróbuję jeszcze przepis na ciacho z marpacanem i czymś jeszcze, a czego nie pomne na ten moment, lecz gdy zrobię nie omieszkam się podzielić przepisem.

Tymczasem żegnam ciepło :)

3 lutego 2013

Różne takie,

choć właściwie wciąż takie same...
Nowe biżuty, technika ta sama, splot nieco bardziej urozmaicony, bo skręcony. Nawet bardziej mi się podoba, ale jak wiadomo, uroda wszelkiego rodzaju rzeczą gustu jest, zatem oceńcie sami ;)
Same naszyjniki, jedynie niebieskości stanowią bransoletkę:





Bardzo trudno oddać ich rzeczywiste kolory, stąd tyyyle fot. 
Jeden z naszyjników - ten jakby ciemnoszary na zdjęciu, w rzeczywistości jest głęboko fioletowy, przetykany Toho06 w odcieniu hematytowym, fajny, elegancki efekt :)
Z kolei w niebieskiej bransolecie ta zieleń wcale nie jest zielona, tylko bardziej niebieska, złamana zielenią ;> Ot, taki fotograf ze mnie:P

Na tapecie już kolejne bizuty, wkrótce dotrą nowe zamówione koraliczki.
Kolejny fiś mnie ogarnął, Osobisty chyba wkrótce z domu mnie wyrzuci, bo jeszcze jeden fiś, i chałupa niechybnie się zawali, tyle tego najpotrzebniejszego już nazbierałam :P

Na koniec coś, co robiłam z prawdziwą przyjemnością, aczkolwiek bywało że obłęd w oczach miałam w poszukiwaniu "odpowiednich surowców" do ich wykonania. Tak mi zależało :)))
Już dojechały na miejsce, to mogę pokazać:)
Ostrzegam, teraz zrobi się ciepło, i latem zapachnie - nieprzygotowanych na takie doznania upraszam o zamknięcie ócz, żeby potem nie było gadania i jęczenia że nadzieję daję czy coś... ;)))





Kolorowo, nieprawdaż  ?!
Ostatnia dziergnięta już po wysyłce, ot, taki pomysł i potrzeba bieli - dostosowując się do tego co za oknem, choć ciało piska za gorącem letnich nocy :P


W sumie nie myślałam o tych dziergankach jako o broszach, jednak muszę przyznać że fajnie zdobią, nie tylko zimowe swetrzyska :)

I tyle. Trzymajcie kciuk za wtorkową wizytę u dochtorów chirurgii - jedziemy z Tosią na oględziny połamanej rączyny. Dziewczę znosi wszystkie niedogodności dzielnie, i bardzo samodzielna jest, jednak jakby nie patrzeć, łapka swędzi i ciąży już nieco :P No i obiecane atrakcje na zakończenie ferii odwlec się musiały, a tu żal już spory.

Żegnam ciepło, do następnego razu :)))

Papapapa