W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





27 października 2009

cóż...

tego się właśnie obawiałam, właśnie takie potencjalne występowanie widocznych gołym okiem przerw w pisaniu i zaglądaniu na własnoręcznie założonego bloga powodowały u mnie zwątpienie graniczące z pewnością; NIE MAM CZASU na pisanie bloga!!! Ha, ale skoro powiedziało się A dorzucić należy "ą" - ta kolejność użytych liter alfabetu jest chyba zrozumiała sama przez się:)

Co u nas: łazienka ruszy po 1 listopada - taki termin zaproponował Pan Zdzisław - FACHOWIEC, pozostaje mieć tylko nadzieję że po pierwsze: do mikołajek skończy, a po drugie nie wykończy nas finasowo, a FACHOWIEC jest z Pana Zdzisia NIEZIEMSKI, umie robić kafelkowe cuda na kiju - tak mówią wtajemniczeni. Nasza sypialnia wymaga już tylko upiększajacego doszlifowania, podmalowania tu i ówdzie, wiem co chcę i tyle nas razie, bo jakoś czasowo i nastrojowo u mnie kiepsko obecnie...

Ponadto: dzieci, przedszkolaki pełną gębą, zaliczyły jedną prawie 2 tygodniową infekcję, i jakoś tak nagle w rekordowym tempie objawy chorobowe ustąpiły na rzecz wielkiej, dominującej radości z czasu spędzanego ze mną i dziadkami (na czas mojej obecności w pracy). Najpierw pochorował się Jaś, i zaraz pierwszego dnia WIELKIEGO CHOROWANIA wprawił mnie w niejakie zdumienie. Podczas gdy siostra jego ubierała się do wyjścia (jeszcze zdrowa - natomiast Jaś jako dziecię schorowane miał juz w planach odchorowywanie złapanego wirusiska) syn przygladał się temu z minką nieodgadnioną. I ja przyglądam się tej małej kupce zasmarkanego nieszczęścia, która nagle przytuliła się do mych nóg i słyszę zduszony szept: mamo, ja kce pożegnać się z Tosią...i tu pojawia się przed moimi zdumionymi oczyma buźka w podkówkę... Ha, czyli tyci człowieczek zdaje sobie sprawę z rozłąki z siostrą, co więcej będzie za nią tęsknił, nawet jeśli dopiero co się kłócili o jakiś drobiazg zajadle... Nie powiem, ale obserwacja ta rozczuliła mnie ogromnie. Cztery dni później, chorowała Tosia, Jaś nawet się ucieszył ale chwilę potem już się z nią wykłócał o jakąś zabawkę. Kocha Jaś tę siostrę ogromnie, lecz z równie mocną siłą i miłością lubi robić jej na złość, ale jednak zawsze o niej pamięta, myśli. Zastanawia mnie kiedy Tosia zapłacze nad nieobecnością Jasia, na razie jest jej jakoś "obojętny", czasem nawet jakby jej przeszkadzał. Mam nadzieję że i Tonia dojrzeje kiedyś do miłości braterskiej.

Co jeszcze? Ponownie "wystąpiłam" z koleżanką na targach w celu spieniężenia swych "arcydzieł". Pogoda nie dopisała - i niech to pozostanie jedynym komentarzem.

No i muszę w końcu zrozumieć system zamieszczania zdjęć na blogu. MUSZĘ. Poproszę wreszcie męża o pomoc, bo czarno to widzę. Mam przeciez tyle fajnych zdjęć...