W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





31 stycznia 2012

Spokojnie:)

Już jest  dobrze. Wszyscy doszliśmy do siebie po czwartkowych wydarzeniach.
Napawamy się ostatnimi dniami ferii zimowych. Nadrabiamy zaległe wizyty, sami również będąc wizytowanymi. Oddajemy się śnieżnym hulankom i swawolom, po czym wracamy do ciepłego domu by opijać się ciepłym kakao:)))
Można sobie porękodzielniczyć, obejrzeć fajną bajkę, można jej posłuchać z odtwarzacza, a najlepiej posłuchać gdy czyta tata lub mama (co rzadsze:P). Tych kilka dni wolnych może obfitować w najróżniejsze wydarzenia, które sprowadzają się do najważniejszego: jesteśmy razem :)


Piszę dzisiejszy post korzystając z krótkiej nieobecności dzieci - wreszcie doszło do obiecanego "nocowania" u dziadków - atrakcja nad atrakcjami, zawsze wyczekiwana, wytęskniona i, nie ma co ukrywać - skutecznie wyjęczana:) Atrakcja która we czwartek miała niespodziewany finał, ale to już NA SZCZĘŚCIE za nami;))) Dzieci za chwilkę wracają, więc szybciorem piszę co u nas. A dużo się zdarzyło :)
Chyba zacznę od zdjęć z tego feralnego czwartku, który zaczął się wcale przyjemnie. Wspominałam że dzieci miały spotkanie z Panem Leśnikiem wraz z którym poszukiwały tropów leśnej zwierzyny i odkrywały urodę zimowego lasu.
Oto moje dzieci w "leśnej głuszy" ;))
Początkowo nieco onieśmielone, szybko odzyskały wrodzony im rezon, i zasypywały przewodnika setkami pytań, nie oszczędzając go również w przywoływaniu do miejsc świeżo odkrytych tropów - się człek nabiegał :)))



 Jaś zabezpieczający trop przed zadeptaniem - w oczekiwaniu na SPECJALISTĘ :)))

Choć słabo widoczne na zdjęciu, jednak zaręczyć mogę iż jest to trop najprawdziwszego ZAJĄCA
Zdjęcie wykonano na polecenie Syna - wszelkie prawa zastrzeżone by JOHNY K. :)

Uff, obowiązek spełniony. Syn pod karą grzywny finansowej (!!!), NAKAZAŁ mi napisać na "tym swoim czymś"(czyt. blog), o własnych poszukiwaniach i tropieniu zwierzyny. Uczyniłam co uczynić miałam, żeby nie było ;))) Teraz mogę skupić się na swoich działaniach:)))

Otóz, jeszcze przed czwartkowymi wydarzeniami, siłą rozpędu uszyłam do kompletu:



do kompletu z torbą skórzaną, rzecz jasna:) 

A jeszcze na początku stycznia zmajstrowałam sobie takie coś:



By wreszcie zakończyć projekt któremu oddawałam się, z różnym natężeniem sił, czasu i przekonaniem:



Tadam! oto mój nowy naszyjnik kulko-filcowy ;))) W wiosennych pastelach, na przełamanie śnieżnej zimy, chyba koloru mi zaczyna brakować ;))) Do zakończenia kulania zmotywowały mnie prace Kaprysi, która raz za razem umieszcza na swoim blogu coraz to piękniejsze, nowe biżuty. Więc przestałam wzdychać i jęczeć, i udało się, już mogę odetchnąć z ULGĄ, i radością - mam i ja:)))) Jednak nie lubię kulania :P
Swoją drogą, mamy zimę, a ja znowu leżąc późno wieczornie w swym łożu, zaczytuję się powieściami z akcją umiejscowioną gdzieś we Włoszech czy Prowansji... Ciepłolubna jestem okrutnie, i bardzo mi już ciepełka brakuje!!!
Ach, i pod koniec kwietnia sprawdzać będę swoją teorię dotyczącą lata! Ale o tym w następnym poście :)))

Zatem do poczytania, pozdrawiam ciepło :)))

26 stycznia 2012

Na szczęście

Dzisiejszy dzień był bogaty w wydarzenia.
Najpierw dzieci miały spotkanie z leśnikiem z którym wędrowały po zimowym lesie ( to w ramach półzimowiska które współprowadzę). Szukały tropów dzikiej zwierzyny, dowiedziały sie że w ubiegłym roku w pobliskich lasach mieliśmy wilki. Na koniec było ognisko z kiełbaskami. Było fajnie.
To jednak nie koniec atrakcji. Bo największa i najwspanialsza  miała dopiero się wydarzyć. A był to wyjazd do dziadków na nocowanie! Dzień długo wyczekiwany i wytęskniony.
Jednak dziś Janek od rana nie chciał jechać.
Dziwne, zważywszy że to właśnie on najbardziej naciskał na ten wyjazd... Przyjechał dziadek po dzieci, Janek uparcie nadal nie chciał. Zmienił jednak zdanie, choć nie bez oporu i pojechał, mimo oporu pełen radości.
A ja? Miałam plan, po tych zimowych spacerach byłam strasznie przemarznięta, miałam wskoczyć do wanny z rozgrzewającymi solami, z maleńkim drineczkiem (sugestia Osobistego, dzieci wszak nie ma ;), i książką.
Potem miałam ogarnąć dom i oddać się miłemu rękodzielniczeniu. W planach miałam nawet nowy post który zaczęłam już pisać tuż przed wyjazdem dzieci, gdzieś pewnie jest jako kopia robocza...
Na szczęście do wanny nie zdążyłam wskoczyć, drineczka nie zdążyłam wypić.
Na szczęście.
Piętnaście minut po wyjeździe dzieci miałam telefon z którego dowiedziałam się że dzieci uczestniczyły w wypadku samochodowym.
NA SZCZĘŚCIE NIKOMU NIC SIĘ NIE STAŁO!!!
Nie będę opisywać sytuacji. Osoba winna wypadkowi też pewnie odreagowuje dzisiejszy stres.
Jak my wszyscy. Na szczęście jest dobrze. Dzieci mają ogólne potłuczenia; Janek głowy, Tosię boli noga...
Byliśmy u lekarza, na badaniach i prześwietleniach. Na szczęście jest dobrze!
Nocowanie u dziadków przeniesione, wszyscy jesteśmy strasznie wypompowani, dzieci nakręcone, teść przejęty, wiadomo, jak to w takiej sytuacji. Samochód do kasacji.
A Janek po wizycie u lekarza zastanawiał się w głos czemu on nie chciał dziś jechać do dziadków...
Od kilku godzin ciągle, jak mantrę powtarzam NA SZCZĘŚCIE NIKOMU NIC...
Jakie to wielkie szczęście!
Idę spać, dziś z Jankiem. Miał spać z babcią, skończył w moim łóżku. muszę go obserwować...
Wierzę że noc minie spokojnie. Jesteśmy razem, cali i zdrowi.
Na szczęście.

24 stycznia 2012

Takie coś...

znowu uszyłam.
Torba nie pierwsza, jednak materiał pierwyj raz w uzyciu :)
Zakupiłam dobrych lat temu kilka kurteczkę skórzaną. Sztywna była, sprzedawca zapewniał że po prasowanku zmięknie. Wzięłam, bo nawet gdyby nie zmiękła, pomyślałam, że kiedyś coś wymodzę może...
Nie zmiękła (jak przypuszczałam), a ja czekałam na pomysł w kwestii modzenia i wykorzystania.
I wymodziłam wreszcie:

To rękawy zaledwie ;))
Przody dwa zostały i plecki okazałe, czekają na dalsze przeróbkowe modzenie ;)
Przy okazji przekonałam się że Janomka spokojnie radzi skórze. Igiełkę tylko specjalistyczną dostała, i poooszła aż miło :))
No to prezentacja, najpierw przodek cokolwiek przyozdobiony - detal widoczny dokładniej na zdjęciu powyżej:)


To tył, z naszytą kieszenią, bo tak mi jakoś pasowało.

 środecek, również z kieszenią, tą razą postawiłam na kieszenie otwarte,


I jeszcze raz przodek, w różnistych konfiguracjach.
Kształt narzucony przez rękawy właśnie, pomyślałam że ciekawie może się wyrób gotowy prezentować, i ło, tak się prezentuje:)))
W sumie nie jest źle, a jutro zabieram ja na wycieczkę lekko kulturalną, bowiem do kina pojedzie. Się sprawdzi czy się spisze  ;)))
Za jakość zdjęć uprzejmie przepraszam, jednakowoż przed chwilą cykane, w warunkach z wykorzystaniem światła mocno nienaturalnego, więc jest jak jest, bom się doczekać nie mogła uwag Waszych :)))
No to dawajcie, chętnie wysłucham, może jeszcze dam radę poprawić.

Pozdrawiam ciepło, i do szybkiego ;))))

21 stycznia 2012

Inauguracja ;)))

Zaczynamy ferie zimowe :)
Żeby jakoś uczcić ten fakt wybraliśmy się wszyscy do MIASTA :) Nie żebyśmy bardzo tęsknili, ale wreszcie pojawiła się okazja by rodzinnie uczestniczyć w zajęciach jakie oferuje nietypowa olsztyńska biblioteka.
Mulitcentrum brzmi jej nazwa, i prowadzi różnorodne zajęcia i warsztaty edukacyjne.
Nasz Janko od kilku miesięcy uczestniczy w zajęciach pod nazwą Multitechnika, na których tworzy z klocków k'nex różnorodne figury.  Janek uwielbia te zajęcia, i z wielkim entuzjazmem oddaje się budowaniu różnorodnych form czasem według załączonych instrukcji, a czasem tworzy z głowy, jak np dzisiejszego dnia:)
Wreszcie pozostali członkowie naszej rodziny zapoznali się z ofertą biblioteki, a zapewniam, jest z czym. Bardziej zainteresowanych odsyłam na ich stronę www.multicentrum.net, ja szybko przedstawię jak my spędziliśmy dzisiejszy dzień:)))



Tu Tosia ze zbudowanym własnoręcznie rowerkiem, i na tym jej inwencja twórcza się skończyła... :)



Jaśkowa karuzelka napędzana silnikiem SOLARNYM :)

mój skorpion ;))

Tosia znalazła coś nowego, przeszła do innego pomieszczenia i skorzystała z bloku pt. multinauka:)

A panowie nadal, szczególnie ten większy z oddaniem i w skupieniu budowali, budowali i budowali, aż powstało:


Szanowni Państwo oto dźwig z silnikiem elektrycznym, a dokładnie z czterema silniczkami :)))
Potwierdzam: działał, a zabawa rewelacyjna :))

Teraz zaczynają się ferie i wszystkim zainteresowanym gorąco polecam uczestnictwo w zajęciach Multicentrum -  naprawdę świetna zabawa, a przy okazji nauka, nie tylko dla najmłodszych:)))

To pa, mam nadzieję że do wkrótce :)))

15 stycznia 2012

Kolejny

projekt zrealizowany że tak powiem z potrzeby:)
Od września potrzeba stała się przymusem i koniecznością. I oto się zrealizowało. I jestem nawet, nawet zadowolona.




To duża torba, taka i na zakupy i do pracy.
Duża, bo idąc do pracy MUSZĘ zabrać ze sobą mnóstwo rzeczy. Jak dotąd nosiłam TO w byle jakiej i miałam tego dość, szczególnie że dźwigać musiałam dwie, torebkę (równie wypchaną), i tę byle jaką z niezbędnymi a wieloma i ciężkimi... Byle jakiej nawet na zakupy zabierać nie lubiłam, ponieważ ma krótkie uchwyty. Nie lubię mieć zajętych rąk... taka moja przypadłość  :)
To teraz mam, jakby nie patrzeć bardziej wyględną, dużą, z kieszeniami i historyczną!
Historyczność polega na użyciu lnu, na oko szalenie starego, co do którego nie mogę przypomnieć sobie historii związanej z jego nabyciem, choć w tej sytuacji raczej z "przybyciem" do domu mojego... Przypuszczam iż pochodzi z zasobów mojej bądź Osobistego babci, ale pewności nie mam.

Kończę, idę bawić się nowym nabytkiem znanym ogółowi pod nazwą generator pary. Tiaaa, nabyłam i ja, i nie powiem żebym rozkochała się w prasowaniu, ale jakby łatwiej mi to od wczoraj idzie :))))

Papapa

8 stycznia 2012

Byle do przodu

Mamy Nowy, oby był lepszy, bardziej dostatni, z rzadziej używanym słynnym, światowym słowem na K, a dla mnie osobiście ważne żeby był spokojniejszy, bardziej stabilny ...  ;))

Prawie na wstępie chciałam dziś podziękować za cudowne życzenia otrzymane w każdej możliwej formie, BARDZO DZIĘKUJĘ ZA PAMIĘĆ i SERDECZNOŚĆ :))
I jednocześnie przepraszam. Przepraszam za brak kartek, za życzenia jakby nie patrzeć lekko bezosobowe... I tak się radowałam że zdążyłam tą razą z życzeniami na blogu, i jeszcze wypisywałam że niby taka poukładana przedświątecznie byłam, a tu znowu gafa... Ech, trza nadal nad sobą pracować, ni ma rady :P
Jeszcze raz dziękuję za pamięć :)))

Nowy Rok nie jest dla mnie jakimś specjalnym wydarzeniem. Ot, przyszło to co przyjść musiało, nad czym nie panujemy, fajnie gdy można "to" przywitać robiąc z "tego" wydarzenie, nie mniej takie zmiany są nieuchronne, więc się nie roztkliwiam (szczególnie że właśnie uświadomiłam sobie nadchodzące urodziny, a w tym przypadku na roztkliwianie się nawet nie mam ochoty...;), tym samym postanowień żadnych nie czynię... może to źle... nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym.
Ja postanawiam na bieżąco, zależnie od pory roku, atmosfery wokół panującej oraz od innych towarzyszących okoliczności.
Taki przykład. Od sierpnia planowałam małe zmiany w domu i wokół niego, ale... No właśnie, ALE  pojawia się ponieważ te ostatnie miesiące były tak bardzo intensywne w wydarzenia, że zmiany owe zaplanowane w mojej głowie nie doczekały swej realizacji. Niektóre zostały gdzieś tam przemycone w postaci nielicznych wolnych chwil, dzięki czemu coś tam, drobiażdżek maleńki realizacji doczekał, sama jednak wiem że to kropla, już nie w morzu a w oceanie moich ( i nie tylko) planów, potrzeb i wymysłów! Taaa, nawet Osobisty potrafi fuknąć czasem czule... ty i te twoje wymysły...
Jednakowoż ciągle pocieszam się (!), że w końcu te moje plany, zamierzenia, czy wymysły realizacji doczekają, w tempie marszu żółwiego ale jednak zawsze ;))) Bo najważniejsza jest dewiza BYLE DO PRZODU:)))
W końcu przecież jest tak, o czym wiedzą niektórzy wtajemniczeni: nie ma bata, jak coś postanowię to okolica (głównie rodzinna) kwiczy ;))) Teraz listę robię wszystkich tych "postanowień" które w dziwny sposób umknęły mi w ubiegłym roku... Ale to chyba jednak nie oznacza że robię te POSTANOWIENIA NOWOROCZNE?!?! Ciągle myślę o nich jako o postanowieniach CAŁOROCZNYCH, bo jakby nie patrzeć, nigdy nie wiem czy zrealizowane zostaną akurat w TYM roku.
Zastanowię się nad tym innym razem. Teraz pokażę.
Mało do pokazania mam, ale jednak coś tam się u mnie dzieje, nudą zalatuje, bo znowu to samo, ale co tam, ładne wyszło to pokazać mogę:



Zamówiony w czerwieniach, i znowu ten glamour, szyk i brylanty normalnie ;)) Ale podoba mi się, aż żal że tak mało mi tych kropecków zostało:P
I jeszcze takie, inne. Nazywam je" dla mamy i córki" ;))) Ten mamowy duży jest, na bazie tych dotąd szytych, jednak jest sporo wiekszy, i ma jedną dodatkową kieszeń, co raczej ważne dla każdej mamy, no i inny sposób zapinania - magnes na pasku :)
Mniejszy, tradycyjny, jak wszystkie które dotąd szyłam, zmiana dotyczy tylko zapięcia:




 
Zestaw dedykowany powstał:)

I jeszcze jeden. Ten jest męski. Dla faceta co prawda nieletniego jeszcze, ale jakby nie patrzeć, jest mężczyzną w stanie wzrostu, więc dostanie mu się taki:




Z innych nowych powstały jeszcze takie dwie persony. Fajnie się je szyje, jednakowoż czasu pochłaniają mnóstwo;P Jak dobrze mieć własne wykroje!
Proszę Państwa przedstawiam Damę i Łobuziaka:




Dama dla dziewczynki o charakterze prawdziwej damy, Łobuziak oczywiście dla małego Łobuziaka:)))
Ciekawa jestem czy przypadną im do gustu. Miałam niezłą zabawę podczas ich szycia i ubierania, bo dodam że Dama ubrana jest w sukienkę Tosi, a Łobuz w koszulę Janka, oczywiście po przeróbkach ;)))

A przy okazji zapowiem że wkrótce koleżankę przedstawiać będę, jak się dziewczyna bardziej obrobi, to ją chwalić będę, ale to jeszcze za chwilę. Na razie dumą się napawam, bo się zawzięła i z maszyną szyjącą od lat u niej stojącą bliżej zapoznała:) Cieszę się, bo to niby przez moje namawianie, ale ja skromnie powiem że jak się ma chęci i potencjał to sprzęt posiadany prędzej czy później wykorzystać należy i chcieć się nawet zaczyna, a jak wiadomo chcieć znaczy móc, więc koleżanka zaMOGŁA, ja tylko twierdziłam że trudne TO nie jest, i poszło, i to jak:))) Wkrótce się sami przekonacie, co dziewczyna umie (oj umie!) i się naumiała, w odpowiednim momencie dam cynk :)))

EDIT - już jest!!! Zapraszam do Mrowiska koleżanki Mruwki - raczkuje w blogowym świecie, ale jak widać, całkiem nieźle sobie poczyna ;))) Koniecznie zajrzyjcie, Mruwa Bigbitówa normalnie! :)))

Tymczasem żegnam się czule, aczkolwiek dziś z hasłem na nowym sztandarze: BYLE DO PRZODU, czego z przyjemnością i sobie i Wam życzę:)