W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





29 maja 2013

Pierwsze.

Pierwsze były buty.
Zupełnie nie z mojej bajki. Bo ja jestem kobietą co to koło elegancji stała jedynie przeze chwilę i pomyłkę w dodatku.
Ale TO przychodzi chyba z wiekiem. To, czyli POTRZEBA zaposiąścia CZEGOŚ innego, takiego bardziej wyględnego, takiego przez duże E - leganckiego i na wysokim w dodatku.

Miesiąc mnie nie było, a ja zaczynam enigmatycznie nieco.
Już wyjaśniam. Przepadłam z powodów wielu.
Najważniejszy to PRZYGOTOWANIA DO WYDARZENIA ŻYCIOWEGO - nie mojego, aczkolwiek ważnego również dla mnie. A że zbiegły się owe z wiosną, która jednak raczyła nadejść wreszcie, to poszłoooo a czas zleciał niemiłosiernie na pysk nawet.

Wydarzenie wspomniane to Pierwsza Komunia Święta najstarszej mej latorośli - Antoniny.
Dwie niedziele temu mieliśmy radość wielką w niej uczestniczyć - niezwykle wzruszająca uroczystość.
Z tej okazji prócz szeregu niezbędnych przygotowań kulinarnych ( np torcik - na zdjęciu z komórki, mocno wieczorową porą trzaskany):
Zdjęcie byle jakie, właściwie to ten tort wygląda na nim jak biała breja walnięta na paterę - zaręczam iż tak nie było, i prezentował się całkiem miło dla oka, choć nie ukrywam, założenie pierwotne było nieco inne :P
Zaangażowałam się również w pomoc w przygotowanie stosownych dekoracji kwiatowych w naszym kościele, zajęło to całe kilkanaście godzin. Ostateczny efekt wart każdej poświęconej minuty :) To tylko jedna z wielu kompozycji. Zdjęcie z komórki, bo kto by tam myślał o fotografii gdy za oknem noc ciemna...

Pani która na co dzień zajmuje się układaniem i pielęgnowaniem kwiatów w naszym kościele jest niesamowita, szczególnie że jest samoukiem. Prawdziwy talent i zaangażowanie!
Innym równie ambitnym pomysłem było wykonanie stroika dla młodej komunikantki. Jeden powstał dawno, bo już miesiąc wcześniej. Ale jako że nie lubię nudy, w niedzielę wstałam skoro świt i uwiłam jeszcze jeden stroik-cosik ozdobny, z kwiecia żywego:


A to cosik sprzed miesiąca, wykorzystany podczas białego tygodnia:

Ten ostatni można nosić na różne sposoby, to tzw "mgiełka", na zdjęciu jako dekoracja uwitego na szybko koka.
A poniżej przejęta Antonina w całej krasie i z wytwornymi przyległościami braterskimi:



 Na zdjęciach cosik na głowinie córczynej już po przejściach, kwiatki niektóre odpadły, inne nieco przywiędły, jeszcze inne nieco zbyt mocno się rozwinęły. A to tylko dlatego że przejęta matka z równie przejętym ojcem zapomnieli zabrać aparat na zdjęcia pamiątkowe po mszy. Tym sposobem zdjątka trzaskane dziewczęciu były poobiednią porą , więc stan stroiczka zrozumiały :)
Wygląd matki  w TAKI dzień winien być równie schludny i niewymuszenie elegancki. Co prawda w TAKI dzień najważniejsza jest latorośl - nie mniej oprawa w postaci osób towarzyszących winna być równie uroczysta i cokolwiek reprezentatywna, żeby wstydu NAJWAŻNIEJSZEJ nie przynieść. No to wdziałam PIERWSZE :) czyli buty, na okrutnie wysokim (jak dla mnie) obcasie. Fajne, i szykownie się prezentujące nawet na moich niezwyczajnych do ekstrawagancji stopach. Na zdjęciu bez niezwyczajnej zawartości:

Czemu wspominam akurat o butach? Bo to one sprowokowały mnie do stworzenia DRUGIEGO, równie niezbędnego gadżetu eleganckiej (nawet takiej jak ja) kobiety :)


Kopertówka która się uszyła w jedno przedpołudnie, nieco mimochodem ale z niezwykle silnej niechęci.
Niechęć podyktowana rozsądkiem przyprawionym lenistwem: nie chciało mi się jechać do miasta na kolejne poszukiwania pasującej do PIERWSZYCH torebeczki/kopertówki lub czegoś podobnego na wsad różnorodny. I tak powstała całkiem udana wersja hand made. Prosta z możliwością wymiany przedniego gadżetu dekorującego - żeby nie było nudno w przyszłości :) A nóż widelec będzie jeszcze jakaś okazja do wdziania koszmarnie wysokich (jak dla mnie) butków wymagających zastosowania niezbędnych dodatków z dużym E :)

Tymczasem przydały się na piątkowe uroczystości mamowe które odbyły się w szkole dziatek mych.
Oto portret mój i Osobistego, czyli moje własne MONIDŁO ręką Tosiną wykonane - z powodu którego duma niesłychana mnie rozpiera, a co:! )


Synu też się wykazał. Co prawda moje paluszki wiotkie nieco, ale reszta zgodna z prawdą naoczną:) To pasiaste to ja :)
 A tu już Osobisty - chwyt konkretny :) - a dobrani jesteśmy strojami kolorystycznie bardzo:) Znaczy dalej w temacie niewymuszonej elegancji:)

WSZYSTKIM MAMUSIOM W DNIU ICH ŚWIĘTA ŻYCZĘ SAMYCH RADOSNYCH DNI!

I tyle na dziś. W przygotowaniu jeszcze makro relacja ogrodowa :) Ale o tym innym razem - dzisiejszy wpis i tak obfity w zawartość pisaną  :)))

Żegnam miło i ciepło z niesłabnącą nadzieją na cieplejsze :)