W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





28 grudnia 2010

Wojtek

To opowieść o Wojtku, naszym małym przyjacielu. Wojtuś ma cztery lata, brata Rysia, 2 kozy, mnóstwo pszczół. Wojtuś ma też upośledzenie umysłowe nazywane Zespołem Williamsa. Jest uroczym małym chłopcem. Rozwija się wolniej niż rówieśnicy, ale jest praktycznie ciągle uśmiechnięty, i strasznie ufny. Wojtek dzięki uczęszczaniu do przedszkola specjalnego ma zapewnioną nie tylko dobrą opiekę, ale przede wszystkim doskonałe warunki do dalszego rozwoju.  Proszę w jego imieniu o pomoc, podzielcie się swoim procentem, proszę.
Przeczytajcie list Wojtusia i jego mamy. Mamy co cudne gwiazdki robi, i serwetki też :)



"Cześć! Co słychać? Jak się masz? Co powiesz? 

     Ja mam na imię Wojtek, mam cztery lata i Zespół Williamsa. Wcześniej miałem trzy lata, ale mama mi zmieniła na cztery i w nagrodę pozwoliła mi zdmuchnąć świeczki, a potem kazała jeść ciasto, ale ja wolę wafelki.
     A mama mówi, że jestem gadułą i że miałem poprosić o pieniążki na przedszkole. To poproszę. Ale wcale nie trzeba dawać mi pieniążków, bo je da Urząd Skarbowy, tylko na takiej dużej kartce (roczne zeznanie podatkowe – przyp. mama) trzeba napisać w takim okienku (odpowiednia rubryka) to, co jest napisane pod spodem.
     I jeszcze mama powiedziała, żebym powiedział, że przedszkole jest fajne. Przedszkole jest bardzo SUPER!!! Pani w przedszkolu uczy mnie dużo piosenek, bo ja bardzo lubię śpiewać. I lubię tańczyć. I lubię wafelki. A Dziadek gwiżdże.
     A teraz już sobie idę, bo muszę uciekać od Rysia, bo Rysio głośno krzyczy. Pa pa"
 


 
Polskie  Stowarzyszenie  na  Rzecz  Osób 
z  Upośledzeniem  Umysłowym  Koło  w  Ostródzie 
Nr  KRS  0000007981 
W rubryce „Inne informacje”:
Koło  Terenowe  PSOUU  w  Ostródzie

SERDECZNIE DZIĘKUJĘ ZA WSPARCIE :)

Świeta ...

... i po świetach :)
Były, minęły, a ja nawet nie zdążyłam zajrzeć na blog, nie zdążyłam POŻYCZYĆ...
A pożyczyć chciałam serdecznie i ciepło, żeby te święta były pełne magii i miłości. Żeby te święta przepełnione były serdecznością, wzajemną bliskością i błogosławieństwem wszelkim ...
I przepadło :>
Przejrzawszy Wasze blogi wydaje mi się że jednak, że MIŁO było, więc te moje w myślach słane życzenia znalazły jednak spełnienie :)))
Żeby jednak nie było tak "łyso", pomyślałam sobie na pociechę, że choć już nie Bożonarodzeniowo, pożyczyć przecież mogę równie ciepło i serdecznie noworocznie, toteż życzę:) I tym razem nie będę taka ostatnia!!!! Tym bardziej iż nie wiem czy uda mi się wygrzebać chwilkę na zajrzenie na bloga własnego i blogi Wasze.

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU :)
coby jeszcze lepsiejszy był od minionego,
obfitszy w doskonalsze NOWE,
zdrowy, bo wiadomo, bez tego ani rusz,
żeby wszystkie plany okazały się na miarę możliwości,
a te potencjalnie niemożliwe, żeby się mimo wszystko  powiodły:)
Aby wszyściutkie marzenia znalazły SPEŁNIENIE!
Tego życzę z serducha całego, na ten NOWY ROK.

Nie zdążyłam z życzeniami, z relacją z przygotowań świątecznych. Powody jak u  każdego, choć u mnie doszedł jeszcze aspekt złej organizacji, niestety :> Rokrocznie obiecuję sobie że następnym razem nic nie zostawię na koniec, nic mnie nie zaskoczy... i rokrocznie muszę przyznać się do porażki :> Ech...

Dobra, koniec kajania się i jęczenia. Moja wina i już.
Pochwalić się za to chcę córką własną:) Toś przeżywała swe wielkie chwile, GRAŁA bowiem!!!
I to nie byle kogo, ponieważ samą Matkę Bożą, Maryję :)
Cudnie dziewczę wyglądało, subtelnie i delikatnie, jak trzeba :)
Rólka może i niezbyt bogata w słowa, niemniej znacząca :)


Miło uczestniczyć w czymś takim, dobrze znaleźć na to czas w przedświątecznych przygotowaniach. 
 I na koniec, ciagle jeszcze w klimatach światecznych, kilka zdjatek z naszych dekoracji domowych.











Lampa nad stołem w jadali, rokrocznie "ubrana" jest w wieniec z dekoracjami aniołkowymi. Ciekawie się prezentuje, choć brakuje mi na nim mini światełek...
I na koniec nasza choinka.
Po raz pierwszy w życiu mam w domu sztuczną choinkę...
Odkąd pamiętam, a zaręczam pamiętam dużo, mieliśmy żywą choinkę, taką z lasu, wybieraną przez ojca, ubierana wspólnie, pachnącą...
Teraz mam sztuczną. I mam mieszane uczucia.
Z jednej strony cieszę się. Cieszę ponieważ mimo zamieszkiwania wsi, położonej pośród lasów, rokrocznie mieliśmy problem z nabyciem choinki. A jeśli dochodzi do tego jeszcze aspekt estetyczny, czyli choinka ma być piękna, gęsta, do sufitu i w ogóle OCH i ACH, zdobycie takowej graniczyło TU z cudem niemalże.
W ubiegłym roku mieliśmy "choinkę" która nią była tylko z nazwy:> Mało że drapak, to jeszcze pogubiła igiełki zaraz po świętach... i tak dobrze że tyle wytrzymała :>
Problem drugi: wożenie choinki z miasta, gdy w samochodzie przeważnie jeszcze jeżdżą dzieci wracające z przedszkola, no nijak nie chce się taka zielona zmieścić się wespół zespół... Ta choinka to strasznie problematyczny zakup. 
Od jakiegoś już czasu myśleliśmy z Osobistym nad zakupem sztucznej. 
Ten rok był przełomowym w tej kwestii, zakupiliśmy, ubraliśmy i jest :)
Ładna, gęsta, niesypiąca się, bezproblemowa w przechowywaniu - wszak dom duży mamy:)
I na lat kilka. Ciagle się pocieszam że jesteśmy TROCHĘ eko.
Trochę, bo nie do końca przemawia do mnie EKOPLASTIK z którego "drzewko" jest wykonane, ale gdy się zastanowić nad wycinaniem drzewka, to chyba troszkę jest eko, mimo wszytko, prawda ?


Żegnam się ciepło, zmykam do zachrypłej świątecznie córy:)
Ściskam cieplutko:)

17 grudnia 2010

Czas

mija w szalonym pędzie.
Rozpoczęłam niezwykle intensywne przygotowania do świąt. Nareszcie :>
Dotąd ten mój czas przeciekał przez palce. Jakiś taki mało treściwy był, niby coś się robiło, coś się działo, coś przygotowywało... Jednak ciągle mało.
Miniony tydzień przyniósł zmiany.
Mam już przygotowane pierogi na wigilię, z kapustą i grzybami. Mam również wyproszone przez rodzinkę pierogi z mięsem na kolejne dni świat :)
Dziś piekłam paszteciki na wigilię pracową, zaraz zabieram się za paszteciki na świąteczny stół domowy.
Pochodzę z rodziny w której podczas wigilii zajadaliśmy się zupą grzybową, więc tak naprawdę paszteciki będą na kolejne dni świąteczne. Inna sprawa że barszczyk będzie na wigilii u teściów... Tak, tak, mamy DWIE wigilie z racji zamieszkiwania naszych rodzin w jednym mieście. Czeka nas zatem wariactwo zupełne :)
Wczoraj na świetlicy zorganizowałam  kolejne warsztaty świąteczne. Uczestniczące w nich panie przygotowały piękne stroiki z gałązek świerkowych na swoje stoły.
Świetne w całym przedsięwzięciu jest to, że kobietki mogą spotkać się, pogadać o tym i owym, oraz spędzić czas z pożytkiem dla... siebie :)))
Fajna sprawa.
Za to koniec tygodnia zakończyłam z własnymi dziećmi hucznie :)))
Z racji trwającego w Olsztynie Kiermaszu Świątecznego, Urząd Miasta przygotował mnóstwo atrakcji dla swoich mieszkańców, ze szczególnym uwzględnieniem dzieci :). I my tam dziś pojechaliśmy :)
Mimo mrozu bawilismy się wyśmienicie.
I choć Janko początkowo nie chciał skorzystać z żadnej proponowanej zabawy, w końcu jednak się przełamał, szczególnie że zobaczył jak doskonale bawi się jego siostra i spotkany kolega :)
Najpierw Toś jako pierwsza i ta DZIELNIEJSZA przejechała się ciuchcią, maleńki pociąg, a tyle frajdy :)


wreszcie Janke się złamał :) Nie wytrzymał, i zasiadł godnie w mini wagoniku, i pooooojechali :)
Podobne opory synu wykazywał przy karuzeli. Też się zaparł że on nie, dopiero widok Tochny na cudnym koniku spowodował zmianę jego planów:) Jednak nie obyło się bez słynnych w naszej rodzinie UKŁADÓW - bowiem syn zastrzegł sobie że, owszem wsiądzie na karuzelkę, ale tylko wtedy gdy mama pojedzie razem z nim :). Tak dzięki własnemu dziecku, ja mogłam sobie przypomnieć szczenięce lata - FANTASTYCZNIE! Szczególnie że sama karuzela była bardzo klimatyczna, taka staroświecka:) No i te konie!

A potem trafiliśmy do Bajkowego ogrodu :)
Bo naprawdę był jak z bajki, tej o Królowej Śniegu.
Napatrzeć się nie mogliśmy na cudne rzeźby lodowe, podświetlone delikatnym białym światłem, precyzyjne wyrzeźbione... spójrzcie sami:

 Jeden z filarów bramy do "Bajkowego Ogrodu"

 Zimowe krzewy...
 i śnieżynki...
 nie mogło zabraknąć również ławek :)
 a tu już sanie Królowe Śniegu :)
 i jej zaprzęg konny, spójrzcie na te detale!

 A pożegnał nas sam Mikołaj Kopernik :)

Na koniec, mocno już przemarznięci skorzystaliśmy z okazji przejechania się psim zaprzęgiem! Dzieci, choć początkowo pełne obaw, koniec końców niezbyt chciały opuścić sanki wymoszczone skórami :) Aż żałowałam że ta przyjemność zarezerwowana była tylko dla dzieci :)


Jesteśmy już w domu.
Właśnie skończyliśmy pić gorące, rozgrzewające kakao...
Jaś pyta czy wracamy do psów :>
Cóż, ja się już nie wybieram, dobrze mi przed kominkiem:)
A jutro... ciąg dalszych przygotowań:)))

Pozdrawiam cieplutko

16 grudnia 2010

W podziękowaniu :)

Mam koleżankę.
Nic nowego, pisałam o TYCH koleżankach czas jakiś temu :)
Ale ja mam koleżankę niebanalną.
Choć wiekszść moich koleżanek do banalnych nie należy, wystarczy poczytać komentarze na blogu ;)))
Tak więc, mam koleżankę oryginalną, nie na nasze czasy...
O matko, wiekszość z podczytujących taka jest, no wiem przecież, ale!
Moja koleżanka z własnej i nieprzymuszonej woli, co więcej z MARZENIA została rolniczką!
HA! I tu jest pies pogrzebany :) ALE!  Powiem więcej, moja koleżanka, jest rolniczką i pszczelarką!
Choć ta druga cecha charakterystyczna, bardziej przynależy się jej mężowi, ale co tam, wszak i ONA czynnie uczestniczy w tym rodzinnym, miodowym procederze.
Miody Ich znane są już w mojej okolicy,bez kozery rzeknę, mają MARKĘ, nic dziwnego pyszne są i zdrowe:))) Jadła która miód faceliowy??? Ja jadam regularnie, i nie tylko ja, najsmaczniejszy miodek na świecie, Kubuś by padł z przejedzenia ;)
Owa koleżanka zamieniła kawalerkę w mrówkowcu na zruinowane gospodarstwo, które to wespół zespół z małżonkiem swym odbudowują, odrestaurowują i... no wiecie, robią te wszystkie niezbędne rzeczy aby móc powiedzieć niebawem : żyjemy w swoim marzeniu :))))
Tymczasem łatwo nie jest. Z różnych względów, mają czasem pod górkę.
Ale! Się nie poddają, wszak to ich MARZENIE.
Z podziwem patrzę na ich poczynania i dokonania. Ja chyba bym nie podołała. Wiem co mówię.
Wystarczy jeden tydzień z małym rozbrykanym Johnem, a ja wymiękam, i narzekam jak mam ciężko.
Moja koleżanka ma dwóch takich andrusów. Jeden ma cztery lata i jest niepełnosprawny, drugi rok z kawałkiem, i z rąk nie złazi, taki przyssany... I jeszcze to gospodarstwo... Wariactwo zupełne. Ale przecież MARZENIE!!!
I ta moja koleżanka ma talent. Na którego rozwijanie nie bardzo ma czas, ale znalazła go troszkę dla mnie, i stałam się PRZESZCZĘŚLIWĄ posiadaczką CUDÓW. Tycich, maleńkich, ale doskonałych w każdym calu :))))
Bowiem mam, tadadam, barabam...



Ha, i co powiecie?
Taka koleżanka to skarb prawdziwy :)))
Piszę to żeby Koleżanka nie myślała że wdzięczna nie jestem, czy cóś, ale przede wszystkim piszę, bo nie wiedziałam jak zachwyt swój wyrazić :). 
Wdzięczna jestem OGROMNIE! Szczególnie że wiem ile czasu i pracy włożyła w wykonanie tych cudeniek. Szczególnie przy jej obecnym trybie życia, no, DOCENIAM niemożliwie, i dlatego sie chwalę że mam :).
Ale mam także plan, bowiem wymyśliłam sobie że jeśli ten post przeczyta więcej równie Szalonych Kobietek, dla których szydełkowanie jest taką samą pasją, jak dla mojej Koleżanki, to może uda mi się wreszcie Ją przekonać do założenia własnego bloga.
"Wy nie wiecie, a ja wiem" co potrafią Jej zdolne paluszki, widziałam mnóstwo jej prac szydełkowych, i niestety, przez TO co widziały me oczy, stwierdzić muszę ponownie: Ja TAK NIE UMIEM i się nie naumiem, niestety :/
Kaśko, w świecie blogowym jest mnóstwo fajnych dziewczyn, równie szalonych rękodzielniczek jak TY - załóż bloga, please, pokaż co potrafisz - wymieniaj się doświadczeniem, nie bądź sobkiem, daj popatrzeć innym :))))))

Dziękuję jeszcze raz za cudny podarek - i nie złość się, proszę :)))


A wszystkim czytającym buziole ślę. Ciepłe ogromnie, mimo zimniska :D

13 grudnia 2010

Łatanie

Łatać można wiele. Każdy to wie.
Na przykład ścianę można łatać.
To znaczy dziurę w ścianie, nawet sama nie jedną łatałam przed wprowadzeniem się do naszego domu, trudne to nie jest. Czasochłonne owszem ;)
Łatać można budżet domowy, czasem myślę że mam w tej kwestii niezbywalny talent. A gdy coś nie wychodzi, mówię trudno, jakoś to będzie, i co ciekawe rzeczywiście JEST! Wbrew przewidywaniom pesymistycznie nastawionego w takich sytuacjach Osobistego. Grunt to pozytywne myślenie, jak u Scarlett prawie :)
Gdyby tak się dłużej zastanowić załatać można naprawdę wiele...
Cóż, ja ostatnio jestem na fali łatania. Łatam bowiem odzież:)
Odzież mojej córki sześcioletniej która właśnie dość intensywnie "wspomina" okres niemowlęcy, który to jak wiadomo, w dużej mierze powiązany jest z raczkowaniem...
Moja Tosia raczkuje...
I dziurawi tym samym spodnie...
Dżinsowe dodam tylko.
Załatałam na razie pierwsze, mam jeszcze 2 pary kolejnych.
Oto te pierwsze. Nie chciałam żeby łaty były "łatowe", takie proste w wyglądzie.
Nie miałam też czasu i pamięci (tego ostatniego chyba najmniej) żeby zaopatrzyć się w gotowe aplikacje, toteż wymyśliłam, łaty jedyne w swoim rodzaju.
Jedyne bo moje :)))



A tak wyglądały...


Na koniec, inne, zmagania z "materią" :))
Prawie cała rodzina zaangażowała się w ulepienie Bałwana.
Oto krótka relacja z DZIAŁAŃ na naprawdę ogromną skalę, szczególnie powierzchniowo :)






Muszę dodać wyjaśnienie.
W trakcie prac, uchwałą ogółu podjęto decyzję o zmianie płci Bałwana :)
I tak mamy przed płotem PANIĄ Bałwanicę:))
Posiada atrybuty niezbędne dla określenia jej płci, czyli: wydatny biust i zgrabne pośladki.
Ponadto oczy ma koloru zalotnie zielonego (KIWI!), wydatny nos świadczący o niezwykłej inteligencji (POR!), oraz super modny toczek na głowie przykrywający wykwintną fryzurę, nieco wymykającą się spod niego w postaci zielonej grzywki :))))
Na razie, Nasza Dama ciągle jeszcze wygląda na zadowoloną. Przyszłość pokaże co będzie dalej :)

Pozdrawiam cieplutko :D

11 grudnia 2010

Ja pierniczę :)

Pamiętacie reklamę pierników sprzed kilku lat ???
Ja pierniczę, ty pierniczysz, oni pierniczą... :)
Dziś MY pierniczyliśmy. Z Jankiem sobie miło pierniczyliśmy. Popołudniową porą zabraliśmy się za wypiek pierniczków świątecznych.
Zapierniczyliśmy się aż miło :)))
 




Oto efekty naszych dzisiejszych zmagań z pierniczeniem :))) Teraz ciacha sobie leżakują w metalowym pudełeczku. I czekają. Na święta. A my z nimi, przytupując od czasu do czasu z niecierpliwością :)))
Dodam dla wyjaśnienia - pierniczki są z dodatkiem kakao, dlatego takie ciemne, żeby nie było że spalone, czy coś... :)

Po południu, korzystając z obecnie panującej aury zorganizowaliśmy dzieciom KULIG.
Nietypowy, za autem, ale dzieci przeszczęśliwe, a to najważniejsze :)
Bo wiadomo, skoro dzieci szczęśliwe, to dorośli szczęśliwi jeszcze bardziej :)

 Ruszamy!
 Ups, zaspa...

 Ups... zaspa... na twarzy Tosi :)))
Ups... pługi...
Zdjęcie z samochodu, wiec kiepskie nieco, sorki :>
Fajowo!!! U nas też odśnieżyli :)))
LUKSUS NORMALNIE :))

I tym optymistycznym akcentem, kończę dzisiejsze blablanie. Pozdrawiam cieplutko, spod śniegowej kołderki - ciągle nam jej przybywa :)

10 grudnia 2010

Biało :)

Biało, biało wszędzie zwariowały, oszalały moje ręce...
Mogłabym tak śpiewać, ale jakoś mi się nie chce.
Te ręce mnie bolą.

Bowiem wczorajszy wieczór spędziłam na upojnym odgrzebywaniu mojej posesji spod zwałów białego puchu, śniegiem zwanego. Upojnie... :P
W sumie nie jest to jakaś straszliwa, fizyczna praca. Udało mi się w przeciągu 1,45 minut dokopać do furtki, bramy wjazdowej, odkopać nawiany śnieg sprzed drzwi wejściowych i bramy garażowej. Dużo tego było.
Po czym, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, i w oczekiwaniu na powrót rodziny - dla nich wszak wykonałam całą tę robotę, żeby mogli pod dom własny dojechać - udałam się do domu. Mała kolacyjka, i fru do łózia.
Ranek.
Mogłam nie otwierać okiennic. Przeczucie mi podpowiadało żeby tego nie robić.
Zignorowałam je jednak (jak zwykle...), i oczom mym  ukazało się bezkresne pole w kolorze white.
Cała moja wczorajsza robota na nic.
Dziś, Osobisty żeby wyjechać spędził 45 minut na odkopywaniu samochodu spod śniegu, mocowaniu się z zapartą bramą wjazdową. Pojechał jednak... Udało się !
A ja po zapodaniu śniadanka dziatwie której obiecałam dzisiejszy dzień spędzony w domowych pieleszach - w sumie dobrze wyszło -  i po wypiciu porannej kawki w towarzystwie zachwyconej zimą sąsiadki (dziwne), udałam się po kolejną porcję chwil upojnych...
Odśnieżanie - to moje drugie JA :)))
Odśnieżyłam, początkowo z pomocą dzieci posiadających własne łopaty do odśnieżania. Dzieci jednak wkrótce, po dzielnej pracy, udały się na odpoczynek - na łonie natury... choć bardziej pasuje na polu śniegu... w tej sytuacji...
Odśnieżałam zatem solo. I ponownie,  pełna dumy z wykonanej pracy, po zwerbowaniu mokrych dzieci do domu, udałam się na krótki odpoczynek.
Godzinkę jeno zdrzemnęłam się z dzieciami swymi. Godzinkę... Musiałam, choć wcale nie planowałam, ale to odśnieżanie takie mulące w efekcie jest... Wstałam, w lepszym nastroju i w pełni sił witalnych. Dzieci spały słodko pochrapując, cicho bącząc pod kołderkami - pewnie po wysiłku :)
I znowu nieopatrznie wyjrzałam przez okno.
A tam...
 Widok z okna sypialni , cała dzisiejsza praca...
Dojście do bramki, i bramy... Pośrodku wiśnia japońska i zakopana latarenka.

 Ogród

 To jest odśnieżony wjazd do garażu, częściowo ponownie już zasypany...

Tu już zdjęcie z podcienia, do domu prowadzą 3 stopnie...

Nie narzekam, nawet fajnie się odśnieża.
Tylko czy efekt mojej pracy nie może być widoczny troszkę dłużej??? Ociupinkę może ?
Do pracy nie poszłam, "klęskę żywiołów" mamy. Gimbusy do szkoły nie dojechały, zajęcia odwołane. Moje też. Tak więc wyżywam się w domu, z dziećmi. Dziś masa solna, i ozdoby do pokoju. Wkrótce pokażę efekty naszych działań.
I dodam, jest pięknie, naprawdę, ja jednak nadal pozostaję wierną wielbicielką lata.
A jutro? Może... zawieje i ... ZAMIECIE ??? 

Na koniec pochwalę się. Nie mogłam się pohamować i zakupiłam kilka ozdóbek.
Wiszą sobie teraz w oknie mojej sypialni. Wiszą i zdobią:





I czekam na inne, z cała pewnością piękniejsze gwiazdeczki, bowiem umówiłam się na małą wymiankę z dziergającą koleżanką. Cuda robi swoim szydełkiem, cuda, ale bloga nie chce założyć.
Kolejna zaparta :) Wkrótce się będę chwalić - właściwie JĄ, bo ja TAK nie umiem, ot co :)

I tyle w temacie bieli.
Żegnam ciepło, z nadzieją na odśnieżenie przy użyciu maszyn wymyślonych w TYM celu :)