W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





31 grudnia 2011

JUŻ ;)))

Ha, udało się zdążyłam i z życzeniami świątecznymi, zdążam również z Noworocznymi, ale fajnie ;))))
Nie będę mówic o oczywistym że JUŻ tuż, tuż, zwyczajowo jeno pożyczę serdecznie i prosto:

Szczęśliwego Nadchodzącego
Oby był lepszy w każdym wymiarze ważnym dla Was :)))

Przygotowana do przejścia w Nowe, spokojnie oczekuję wieczoru:) I bardzo mnie cieszy iż w sumie przypadkowo spędzam ten czas w domu, w ścisłym gronie rodzinnym. Dla dzieci przygotowane są płyty z muzyką taneczną, dla nas, dorosłych małe co nieco ;))) A ja chwilowo napawam się spokojem jaki zapanował w moim domu, bowiem dzieci zażywają poobiedniej drzemki, aby wytrzymać do północy - tiaaa, szykuje się nam kolejny kinderbal sylwestrowy ;))) Potrawy przygotowane, napoje się chłodzą, nogi odpoczywają :))) Jest miło, znowu :)
W minionym tygodniu uszyłam zamówione, kolejne portfele...






Dwa z nich, jeśli się dobrze przypatrzycie są w modnym stylu glamour. Do wykończenia użyłam swojego gadżeciarskiego prezentu świątecznego do naklejania na gorąco cyrkonii i tym podobnych zdobień :))) Fajny efekt:)
A jeszcze w przedświątecznym tygodniu pokończyłam klika broszek, znanych większości, a inspirowanych tymi od Ivonny z Niecodziennego Zakątka :)))



I filcak kolejny, w moich ulubionych ostatnio szarościach:)

Tło broszek stanowi kolejny projekt, do realizacjo pewnie wiosną, choć JUŻ mnie korci żeby rozpocząć z nim pracę;)) Ale o tym innym razem:)
Miniony tydzień upłynął leniwie, pod znakiem dni wolnych od pracy WSZELAKIEJ:)))
Prawdę mówiąc liczyłam na większą wenę i potrzebę spełnienia rękodzielniczego, ale się nie spełniłam, bo mi się nie chciało, a co:)
Poświęciłam ten tydzień dzieciom, ładowaniu własnych akumulatorków, bo się wzięły i wyczerpały bidoki, a dziś ze zgrozą zaczynam myśleć o poniedziałkowym powrocie do pracy :P
Jednak teraz, desperacko, bo desperacko, ale jednak cieszę się z ostatnich chwil spędzanych w domowych pieleszach.
Leniwie podsumowuję miniony rok, i zastanawiam co przyniesie Nowy... Pewnie jak każdy dziś, ale ja dodatkowo czaruję: oby był lepszy, oby był lepszy... ;)))
Na koniec dzisiejszego postu zostawiłam coś, co już kilka razy miałam rzucić w kąt...
Szczęśliwie zakończony kolejny projekt, z cyklu tych planowanych latami :)


Takie cóś poczyniłam szyjąc wieczorami każdy element, źle wybrałam tylko wielkość kuli którą okleiłam szytymi elementami... zbyt często okazywało się bowiem że ciągle ich jeszcze brakuje do zakończenia planu:P Co przy moim słomianym zapale naprawdę źle rokowało ;)
Jednak JUŻ mam, i nie żałuję JUŻ czasu jaki poświęciłam owemu projektowi, bowiem teraz prezentuje się całkiem miło dla oka i domu:)



Taki gadżet typu "durnostojka" zdobnicza :)




W ostatniej chwili zdecydowałam się na dodanie "oświetlenia", a to dzięki inspiracji szyszkowymi kulami u Asi z bloga Green Canoe. I powstała gadżeciarska lampka w różach z lnu:)))
Mech jest tymczasowo, nie zdążyłam się niestety zaopatrzyć w inny rodzaj wykończenia. Nie mogąc się jednak doczekać ustawienia drzewka, napchałam go w doniczkę i tymczasem jest tak. W sumie razem z wiankiem prezentuje się całkiem, całkiem:)

Żegnam się z Wami ciepło, życząc udanej zabawy i niemijającego szczęścia w Nowym Roku:)))

Papapa:)

23 grudnia 2011

Wesołych Świąt :)))

Ostatnie chwile w kuchni,  ostatnie spojrzenie rzucone wokół, i już za chwilę zasiądziemy do wieczerzy wigilijnej. To już wkrótce, bliziutko. Idą święta :)))

Pomocnicy Mikołaja prezenty spakowali, choinka ubrana,  przy szczebiocąco - podrygującej asyście dzieci (Jaś zadbał nawet o klimat i ciągle zmieniał płyty z kolędami, a sporo ich w naszym domu ;)))
Ciasta się dopiekają, sałatki pokrojone czekają w lodówce, mięsko dochodzi. Jest miło.




Dziś dzieci wybyły na ubieranie dziadkowej choinki, więc korzystam z okazji i szybciorem pędzę przez dom dokonując ostatnich porządków. Ideału nie ma, ale jest nastrojowo. Zmęczenie? Jest nieuniknione, mimo poluzowania sobie, cóż, z pewnych rzeczy zrezygnować zwyczajnie się nie da ;)))
W środę, zgodnie z tradycją ostatnich czterech lat, przeprowadziłam kolejne warsztaty "stroikowe". Piękne stroiki poczyniły moje tutejsze koleżanki, a ja, po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu że praca którą wykonuję może być niezwykle twórcza i satysfakcjonująca. Bardzo mnie cieszy że są jej efekty, którymi dziś mogę się podzielić z Wami, to niektóre:



 Tym razem to całkowita inwencja twórcza moich Pań :))) Ja tylko dostarczyłam gałązki i "sielskie dodatki", reszta zgodnie z własnym gustem uczestniczek. Mimo prostoty są niezwykle piękne, zdjęcia niestety nie oddają ich urody.
A ja wreszcie zrobiłam sobie stroik, którego wykonanie rozpoczęłam cztery lata temu... dopiero od tego roku mogę się nim cieszyć również u siebie:))) Powód czteroletniego poślizgu? Prosty, brak czasu na jego wykonanie w trakcie prowadzonych warsztatów, a w domu, wiadomo milion pilniejszych spraw :P Jest bardzo prosty, ale według mnie strasznie urokliwy:

Żegnam się z Wami, te kilka świątecznych dni zamierzam spędzić z dala od komputera, i blogowego świata. Nie mniej pragnę się z Wami pożegnać jak przystało na towarzyszące okoliczności, wszak "pomalutku idą święta" :)))
Jestem kiepska w układaniu życzeń, wiecie, takich z polotem, ciepełkiem spływającym z każdego słowa...
Nie będę zatem silić się na  oryginalność i pożyczę Wam zwyczajnie, choć niezwykle serdecznie:

Szczęśliwych Świąt, 
upływających w gronie osób życzliwych, 
pełnych dziecięcej radości i magii,
Świąt spędzanych w spokoju, pełnych rodzinnego ciepła
a przede wszystkim
pełnych Błogosławieństwa Boskiej Dzieciny.

20 grudnia 2011

Przyzwyczajenie...

Kilkanaście lat temu wróciłam do domu od fryzjera. Zadowolona :)))
Ujrzał mnie Osobisty i wygłosił wiekopomne: cóż... przyzwyczaję się... ;))))
Wiele lat upłynęło do tamtej pory, ale już zawsze zanim komuś pokażę COŚ co sama zdziałałam, ZAWSZE, ale to ZAWSZE zastanawiam się czy nie usłyszę czegoś w stylu już sławnego: "przyzwyczaję się" ;)))
Bo z przyzwyczajeniem już tak jest, czasem jest krótkotrwałe, czasem staje się druga naturą i trwa sobie w skrytości do końca nieuświadomione, ale uwierające, przeszkadzające, czasem nawet bardzo.
Ja nie mogę się przyzwyczaić do wielu rzeczy, i to w szerokim zakresie. Nie będę ich wszystkich wymieniać, nie o to chodzi, ale jedno co wciąż, stale i niezmiennie mnie prześladuje to niemożność przyzwyczajenia się do upływającego czasu, do życia w ciągłym pędzie i nie NADĄŻANIU za nim...
Ciągle jestem w niedoczasie, wiem, wiem już o tym pisałam, i co z tego kiedy stale mnie to uwiera.
Próbowałam, naprawdę próbowałam to zmienić.
Żyłam już z organizerem w ręku, wytyczającym z dokładnością do 15 minut  każdy mój dzień, i system padał za każdym razem gdy zdarzało się coś NIEZAPLANOWANEGO :> A najgorsze w takich razach są wyrzuty którymi zalewa mnie moje WŁASNE sumienie: nie zrobiłaś, nie zdążyłaś, nawaliłaś, olałaś, nie dopilnowałaś... i jeszcze długo w ten deseń :P
Tym razem postanowiłam się nie dać podszeptom WŁASNEGO, nazwijmy rzecz po imieniu, olałam sumienie. Nie dam się w tym roku zwariować. Stawiam na spokój ducha, radość i żywioł. Ten ostatni dawkowany z rozsądkiem, bo jednak to przyzwyczajenie... niemniej nie dam się, będę szczęśliwa z własnymi BRAKAMI :)))
Owe braki to brak idealnego porządku na święta, czy brak stosu KONIECZNYCH potraw (pierogi mam, a to NAJWAŻNIEJSZE, i pierniczki wciąż podjadane przez dzieci - nie wiem czy dotrwają do świąt ;))), i tych innych wszystkich nieznośnych rzeczy które w taki straszny sposób uprzykrzają życie:P
Dziś stawiam na brak nerwowego poganiania, bo MUSI być jak sobie zaplanowałam i basta.
Właśnie że NIE musi, a ja się będę cieszyć nadchodzącymi świętami nawet z tymi brakami :)))
Dlatego w spokoju skończyłam wielkie malowanie, nie domu, biurka, które czekało na ukończenie od października bodajże. Jest takie:





Było takie:


W sobotę postawiliśmy głównie na wiercenie, i nowej półeczki mocowanie, w czym zresztą bardzo dzielnie pomagały dzieci, które o dziwo!, bez wojen odkurzyły nawet swój pokój. Nieważne że potem rura była zatkana, pokój czysty i śliczny jest:) a wojny są nie o to że TRZEBA odkurzyć, tylko KTO ma to zrobić, bo to przecież taka fajna "zabawa" ;)))
Wreszcie też zdjęcia wywołałam i oprawiłam. Mamy teraz swoją własną ścianę "wspominek" :) Fajnie wygląda razem ze wspomnianą półeczką. a na niej świeczki które sobie ozdobiłam na okoliczność nadchodzących świąt, i jakoś tak od razu milej :))) Nawet mimo tych braków, o których wiem :))



Choinka już stoi, czeka na wielkie ubieranie. W tym roku postawiłam na ozdoby wykonane własnoręcznie oraz przez dzieci :) Ale wisi już bombka "koleżeńska", anielista i srebrzysta, i pięknie wygląda:)

 Sobotniego wieczoru zrobiłam z Tosią bombki nitkowe. W ubiegłym roku nie miałam ich bo zakopałam się w porządkach :P Tym razem nie odpuściłam i motałyśmy, w czasie gdy nasi mężczyźni pojechali na "łowy" sklepowe :))

Bardzo się cieszę z tych bombek, bardzo je lubię za delikatność i subtelność, a jeszcze bardziej mnie cieszy że znalazłam czas i chęci na ich zrobienie :)))
Nad stołem zawisł mój pomysł na "wieniec adwentowy". Niezwykle prosty, sam wianek powstał na okoliczność Wielkanocy, ale tak ładnie wkomponował się w żyrandol nad stołem, że został i zdobi do dziś. Zmieniają się na nim tylko dekoracje:) Wreszcie mogłam wykorzystać zakupione już jakiś czas temu szklane sopelki :)

 Wieczorami szyłam anioły, kolejne w znanym stylu, mam przygotowane jeszcze inne, ale nie wiem czy doczekają wykończenia przed świętami.


 Śledzie się marynują, kapusta wigilijna pyrkoce, chałupka pięknieje, szyje ostatnia dekoracja, a ja napawam się spokojem jaki wreszcie zapanował w sercu:)))
Jesteśmy razem i razem przygotowujemy się do kolejnych ŚWIĄT, i jest pięknie. Mimo braków spowodowanych nieznośnymi przyzwyczajeniami
I tego spokoju serdecznie Wam życzę, nie dajmy się zwariować, oderwijmy się na chwilkę od WIELKICH porządków,  przecież najważniejsze jest BYĆ z kimś i dla kogoś:)))

12 grudnia 2011

Koniec i kropka.

Od dwóch lat wciąż poszukuję...
Ciężki to czas, szczególnie gdy jest się ludziem który musi wszystko zaraz- natychmiast-już.
Kolejny raz przekonałam się że moje potrzeby czy gust jest mocno wypaczony, i te wszystkie moje dotychczasowe "zaraz-ki" muszą chodzić precz :P
Tego czego PRAGNĘ i POTRZEBUJĘ bo wymyśliłam SAMA, nie  ma i już:P
Trochę to niewygodne, jeśli:
a) nie ma w niedalekim pobliżu tak zwanych klamociarni, targów staroci, czy popularnych na dzikim zachodzie wyprzedaży garażowych - a tam jak wiadomo zainteresowanym tematem, WYMYŚLA się najlepiej, po czym do domu znosi;
b) niezliczonych ilości funduszy pozwalających spełnić wszystkie marzenia nie tylko te wnętrzarskie - a POTRZEBY by się znalazły że HOHOHO, tylko spełniać ;)
c) nieograniczonego niczym czasu który można "zmarnować" na wyżej wymienionych czynnościach pozwalających spełnić wszystko co wspomniane :P
Do tego chyba  gust mój dziwny jest nieco, bo wymyśla cóś czego naprawdę nigdzie nie ma, albo jest nieprzyzwoicie kosztowne, a wtedy włącza się żarówiaście Rozum (tiaaaa, prawie jak z reklamy), i broni szaleć, bo nie będzie papierków na potrzeby najważniejsze i potrzeby najpotrzebniejszej.
I mam ja baba placek :P. Nie pierwszy i nie ostatni, szkoda że gorzki taki:P Żeby choć z wisienką na pocieszajkę małą... ale nie, za dobrze przecież by było :P
Od czego zatem jest pomysł i tzw. szumnie nieraz i na wyrost stosowana kreatywność?
A dodać jeszcze koniecznie muszę że potrzebuję mnóstwa rzeczy. Praktycznych i niepraktycznych, lecz oko cieszących. Tak jakoś zapadły mi w głowę, że muszę je mieć i już. W dodatku WYŁĄCZNIE takie które wzięły i zapadły. Koniec i kropka. Amen.
Wszystko wspomniane powyżej dotyczy w głównej mierze wymysłów i potrzeb moich i wyłącznie moich, a najwięcej dotyka tematu wnętrzarskiego, w szczególności domu własnego.
A to też cała historia... Bo ubzdura sobie ten gust różne takie, i nie dopuszcza innych tamtych. Pojęcia nie macie jakie to upierdliwe. A jeszcze gorzej bywa gdy już dochodzi do realizacji TEGO upragnionego, i w trakcie tychże, wątpliwości w głowę włażą czy się aby jednak zanadto nie przesadza! Upierdliwość potrójna normalnie. A jaka męcząca!!!. Na szczęście rzadko kiedy TO upragnione jest do bani, zazwyczaj jest ok, i wówczas pełnia szczęścia, z tęczą świetlistą i brokatem z nieba :)))
Nie mówię też o TYCH pragnieniach które się same przed tę głowę z oczami napatoczyły. Nie głowy wina że się patoczą, nie ma na to rady, a jeśli już się spodobają oczom, to trza brać. Gorzej gdy kasy nie ma, to wtedy jest ... psia mać :P Bywa, cóż życie samo. Nikt przeca nie obiecywał że łatwo będzie.
Po co tyle gadam ? A bo wyjaśnić najpierw muszę jak to u mnie jest z tym chcącym pragnieniem natychmiastowym w dodatku.
Bo chciałam od lat dwóch, chciałam, pragnęłam, musiałam, potrzebowałam KONIECZNIE zaposiąść abażurki do nowej łazienki. Myślicie że czemu jej dotąd nie pokazywałam? Właśnie z powodu braku pięknego oświetlenia i smętnie zwisających kabli elektrycznych zwieńczonych żarówkami (a każda z innej parafii), łazienka zaistniała na blogu w kilku zaledwie elementach ;) W dodatku głowa zapragnęła, jak się później okazało, nieuchwytnego. Choć rozum nie raz podpowiadał: weź se babo zmodyfikuj, strzel farbką, doklej pierdut i powieś. Ale gdzie!!! Musi być jak zapadło wymyślone i ani na myśl głowinie żeby se ułatwić :P
Dziś mogę pokazać więcej, bo mam abażurki kreatywne, rozum jednak dał radę i przełknął co odpuścił ;)))
Tym samym łazienki pokazać więcej mogę.
Wyglądają tak jak niżej, i dla stałych bywalców pewnego ogromnego sklepu występującego w nielicznych polskich miastach (u mnie oczywiście nie, bo czemu niby miałby), nie będzie stanowiło tajemnicy jaka była przypisana im przez producenta pierwotnie funkcja:)
U mnie robią za ABAŻURKI, szkoda że nie większe, niestety takich wówczas nie było, natomiast TE sprawdzają się w swej roli całkiem przyzwoicie. Co więcej, zniknęły kable z żarówkami mieszanymi smętnie dyndającymi, więc pragnienie zaspokojone, a w głowie radość wielka panuje. I oczy same się śmieją, taki bonus rozum zapodał :)))



 Żarówki do wymiany - wiem;)
Uffffff, odetchnęłam z ulgą wielką gdy Osobisty dokonał własnoręcznej przemiany abażurków kreatywnych pod dyktando i wskazówki bacznie obserwującej i pilnującej. Oczywiście prawie, już, natychmiast, w tej chwili zawisły zamiast dyndających kabli z tymi świetlistymi a mieszanymi. I są, i wyglądają nawet, nawet, a już z całą pewnością BARDZO przyzwoicie. O kreatywności wiedzą nieliczni, większość nawet się nie domyśla że to zwykłe osłonki na doniczki zakupione w IKEA, wszyscy twierdzą że ładne, więc jest naprawdę okej :)))) Zresztą, niechby powiedzieli co innego ;)
 I wiecie? Mimo że co innego w głowę zapadło, tak jak jest też jest dobrze! Pomimo, bo zawsze może być lepiej:)))


Jeszcze inna potrzeba łazienkowa podszyta natychmiastowym pragnieniem zaposiąścia i wykonania, to lustro, niebanalne, oryginalne miało być, najlepiej starawe nieco, ale co gdy nie było tam gdzie się szukało :P
No to wymyśliłam, poprosiłam zaprzyjaźnionego stolarza o zrobienie ram. Dałam te ramy szklarzowi, już obcemu, za to miastowemu, wziął wstawił i mam. Osobisty dziureczkę w ścianie wywiercił  NATYCHMIASTOWO (i tak długo przecież czekałam CIERPLIWIE !) i powiesiłam LUSTRO. I jest, o, takie:




Trudno, nie jest starodawne, i zwyczajnie proste w dodatku, ale moje.
I pasuje mi, i łazience w nim do kafli ;) I o to chyba chodzi:)
Nad lustrem światełko "zapchaj dziurka" ale wolę takie niż żadne, a tym bardziej kabel z dyndadłem żarówkowym :P  Już wymyśliłam sobie kinkiecik, i pewnie do świąt znajdzie się na ścianie. Jednak ciągle jeszcze się nad pomysłem zastanawiam, bo jak przy świetle z takiego jakby nie patrzeć wymyślonego ELEGANCKIEGO kinkieciku make up zwyczajny zrobić??? Bohomaz na twarzy powstać może, a wtedy strach między ludzie wejść ... Z drugiej strony jest jeszcze druga łazienka z bardzo przyzwoitym oświetleniem nadlustrzanym, więc wyjście awaryjne jest ;))))
Łazienka w całej swej okazałości, teraz mogę pokazać, hehe ;)))




 







Reprodukcje dzięki niezwykłej uprzejmości Elle ;)




Nie będę już rozpisywać czego moja dusza WCIĄŻ JESZCZE pragnie, o oczyska jeszcze bardziej nawet. Dużo tego jest, i może być tylko więcej, rozum tego nie ogarnia, biedaczek :)
A i Wy przerazić się jeszcze możecie i wpadać na nieszczęście przestaniecie, że wymyślam bzdury zamiast poważnymi sprawami się zająć, tak więc na wszelki wypadek listy pragnieniowej nie przedstawię. Niech siedzi bezpiecznie w głowie, tam nikt nie zajrzy, tym samym nie zdoła się przerazić, taki mam mały sejfik osobisty :)))
No ale cóż zrobić skoro tak mam? Taka przypadłość od losu, a może i w genach przeniesiona, bo chyba ojciec mój też tak ma, bo Ón jak się raz zaprze to nie ma zmiłuj, musowo być musi, SZYBCIOREM, koniec i kropka. Amen :)
To teraz już krótko - PA :)