W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





31 stycznia 2010

Zagadka

Co robi Prawdziwa Kobieta, jeśli musi polepszyć sobie nastrój???
Kupuje nową bluzkę? A może perfumy? A może jedzie do spa???
Nic z tych rzeczy.
Owszem, chodzi o zakupy, lecz Prawdziwa Kobieta dokonuje ich w sklepie z pięknymi rzeczami dla domu i kupuje... piękne, ceramiczne pojemniki w których może przechowywać ciastka dla swoich dzieci:))). Oczywiście Prawdziwa Kobieta nie byłaby sobą gdyby owe pojemniki nie były kolejnymi jakie posiada, i tak naprawdę wcale nie są jej potrzebne, ale po pierwsze są przecież takie śliczne, a po drugie, po co kupować sobie nową bluzkę, ulotne perfumy czy marnować czas w spa? Prawdziwa Kobieta jest szczęśliwa bo szczęśliwa jest jej rodzina uwielbiająca ciasteczka:)
Ach! I jeszcze korzysta z uprzejmości koleżanki, która akurat zupełnie "przypadkowo" przejeżdżała w okolicy IKEA i zakupiła na prośbę Prawdziwej Kobiety 4 metry tkaniny - bo się przyda przecież:)

29 stycznia 2010

Koszyczki

Podpatrzone - zmałpowane, ale chyba jednak inne. Takie oto koszyki wg wykroju podanego przez Alizee zmajstrowałam.
Pomysł fantastyczny, szybki do wykonania i najważniejsze - efektowny. Kolejne już zamówione przez dzieci, jeden ma być na samochody synka (taki duuuzzzy z uchami, mama zrób:) i dla córy (przyda się, pomyślę na co...). I tak rodzinę ogarnęła koszyko-mania. Pozdrawiam Alizze i Llookę:))

zostały mi jeszcze do uszycia koszyki kuchenne, te już ozdobię decoupagiem, szczególnie że zależy mi na woreczkach z napisami - a niestety hafciarki nie posiadam, jeszcze...

27 stycznia 2010

Candy, candy

Otóż, jakiś czas temu zapisałam się na wspaniałe candy u almirani. Szanse niewielkie, szczególnie że pecha posiadam we wszelkich loteriach, ale co tam, może się odwróci:))Candy u Almirani, warunek podania dalej wreszcie spełniony:)))))

Kolejne candy - przewspaniałe dla wszystkich filcujących. Ja dopiero podpatruję jak to z filcem jest, na warsztaty też się wkrótce wybieram toteż takie candy to czekolada na moje serce początkujacej filcomanki - nie wątpię ze mnie filcowanie wessie. Naoglądałam się już tylu wspaniałych prac ze i w tej dziedzinie rękodzielnictwa muszę spróbować,o oto link:candy w krainie filcu, jeśli się uda - w co wątpię ze względów wspomnianych powyżej:) - to będzie fajny początek. Jeśli nie, to i tak już dziś gratuluję szczęśliwcowi!
Acha, a przy okazji SAVANNAH - wielkie dzięki za wyprostowanie mojej pomyłki, choć w sumie, masz rację, nie ma tego złego...

Jednocześnie przyszło mi na myśl, że tak na dobrą sprawę, mało ostatnio zajmuję się decoupagiem... Ta dziedzina pozostaje dla mnie jeszcze ciągle w wielu aspektach zagadkowa, a ja już o myślę o kolejnej technice.
Nie wspominając już o koszykach wg pomysłu Alizee - właśnie szukam tkaniny:) Jakoś mnie wzięło ostatnio, wena jakaś czy co...

26 stycznia 2010

Podkładeczki nie tylko pod kubeczki


Minione dni stycznia spędziłam - te wolniejsze chwile, rzecz jasna:) - na maszynoszyciu. Maszynę starą mam, po mamie. Stara już jest, plącze się czasem, niteczki urywa, taka jest trochę upierdliwa, jednak od czasu do czasu szyje. Toteż wykorzystałam obecną tendencję "szyciową" i wykonałam planowane od dawien dawna podkładeczki pod kubeczki oraz talerze. Wygląda to jak widać, żaden szczyt piękności czy trudności, ale me oko cieszą, nawet jak tak sobie tylko na stole leżą. Nadmieniam iż pikowanie na nich wykonałam!!! Pierwszy raz, krzywo niemiłosiernie, toteż apeluję o wyrozumiałość. Ale zrobiłam! O! Następne będą z aplikacjami.
Tak mnie jakoś wzięło, dzięki niezwykłej uprzejmości pewnej miłej pani, materiałów o charakterze tapicerskim trochę posiadam, toteż mogę podziałać w tym zakresie. Lecz przede wszystkim poćwiczyć maszynoszycie - ciekawe czy w szkole krawieckiej był przedmiot o takiej nazwie?

23 stycznia 2010

Przebieranki






Przedszkolny Bal przebierańców -wielkie wydarzenie, a oto jaki strój uszyłam dla córy, wyglądała jak prawdziwa CZAROWNICA, zgodnie zresztą z życzeniem. Nie ukrywam że najwięcej pracy dostarczył mi czarownicowy kapelusz, ale warto było poślęczeć nocną porą, właśnie kapelutek zrobił największą furorę! Jedna z pań była zainteresowana pożyczeniem go na swój dorosły bal karnawałowy - niestety, głowa też okazała się zbyt dorosła :)))

Synkowy strój to gotowiec niestety, czasu już nie stało aby i jemu coś poszyć - choć opaskę na oko poczyniłam. Ale już mamy plany na przyszły rok, więc nikt nie będzie stratny. Zresztą,bycie piratem i to tak eleganckim to nie lada przeżycie.

12 stycznia 2010

Fartuszki dla najmłodszych kuchcików




Takie oto fartuszki poczyniłam swoim pociechom. Janko garnie się do kucharskich czynności bardzo, i któregoś dnia zarządał fartucha, bo jak ma tak pracować to musi też wyglądać! Toteż wygląda obecnie wcale, wcale, szczególnie że aplikacja kolejowa czyli zdodnie z obecnymi zainteresowaniami.
Dodam tylko że fartuch przyniósł Mikołaj do buta, synu po obejrzeniu prezentu stwierdził tylko: No tak, Mikołaj to wiedział co mi przynieść, bo mama ciągle zapominała...:)
Różowy dla córki oczywiście, jako zachęta, bo jakoś tak niespecjalnie lubi kucharzyć, liczę że z czasem jej to przejdzie. W końcu fajnie jest jak córka z matką w kuchni rządzi.
Zdjęcie fartuchów już po użytkowaniu, więc trochę już pogniecione i upaćkane, za to widać że spełniają swoją rolę.

Krzesło


Stało sobie w kącie, zapomniane, niechciane, takie jakby załamane:)
Lato przyszło, ktoś je zauważył, wyciągnął, odkurzył.
Potem przyszła pora na malowanie, ozdabianie, lakierowanie.
I stoi dumne bo wreszcie piękne!
Krzesło ozdobione techniką decoupage i shabby.
Pierwsza duża rzecz jaką podjęłam się wykonać, pełne niedociągnięć, ale i tak dumna jestem. Teraz stoi w nowo wykończonej łazience, i puchnie z dumy:))) Serio!






10 stycznia 2010

W klimacie świątecznym

Obiecane, wykonane i wrzucone - zdjęcia moich swiątecznych dekoracji, niektóre goszczą w naszym domu od kilku lat. Tegoroczny jest tylko wianek nad kominkiem oraz choinka z sianka, bowiem czasu brakło przez remonty łazienkowe, więc ten rok ubogi dekoracyjnie pozostał niestety:(
Jak wspominałam serduchomania w rozkwicie - prawie, bowiem zdjęcie przedstawia jedno serduszko, musicie uwierzyć na słowo - choinka już rozebrana niestety,lecz serduszek ci u nas dostatek, gdzieś niżej zdjęcie kominka, tam je trochę widać:)

ponownie aniołowo, anioł na szydełku wykonany przez zaprzyjaźnioną szydełkomaniaczkę p. Henię- wielkie dzięki! Ja i szydełko, a szczególnie związane z nim liczenie to nienajlepsze połączenie, ale może kiedyś w przyszłości, kto wie...

wianek nad kominkiem, podobny wisi na drzwiach wejściowych, oczywiście serducha w roli głównej

tak wygląda kominek ozdobiony świątecznie

anieliska, uszyte własnoręcznie, na podstawie wzoru od koleżanki

choineczki eko:)


ponownie eco (powyżej na sianeczku- sianie; poniżej na desce)


I to by było na tyle w temacie świąt. Pochwaliłam się krzynkę i ja, a co! Uwielbiam działać coś manualnie, zresztą przez moja manię rękodzielniczą powstał ten blog. Żeby tylko czasu było więcej, bo na pomysły nie narzekam.

9 stycznia 2010

Kilka moich prac

Wreszcie znalazłam troche czasu i wrzucam parę zdjęć moich prac,
powyżej anioł mojego autorstwa, zadziwiony (bo nie spodziewał się że będzie występował publicznie:)
I dodać muszę ze zamieszczanie zdjęć na blogu jednak nie jest tak trudne jak sobie wyobrazałam - czuję się jak blondynka z dowcipów- nie obrażając nikogo, trochę mi głupio...

lawendowo - obrazek decu, raczej rustykalny jak widać

anieliska:)
obrazeczek w stylu włoskim
serducha, (serduchomania towarzyszy mi od lat kilku, poczyniłam serduszek tkaninowych kilkadziesiąt sztuk wiele lat temu już, obdarowałam nimi rodzinę i przyjaciół. Chyba wyprzedzam mody, bo u mnie serduszka goszczą od hohoho..., szczególnie w okresie świąt Bożego Narodzenia, wówczas wiszą sobie na choince, lub kominku wespół zespół z szydełkowymi aniołkami od przyjaciółki-wychodzi na to że modna jestem:)))

ponownie aniołecek, pisałam że anielista jestem...
narzuta córy, patchwork, kilka lat się zabierałam do pozszywania, dzieło sztuki to to nie jest ale własne, na pikowanie nie starczyło mi energii jakoś, ale już się przymierzam do kapy dla synka, hmmm...
stołek ikeowy, co stał u mnie lat kilka, niepomalowany, nieozdobiony, dojrzewał po prostu i czekał na pomysł - to moja pierwsza praca decu, i chociaż krak nie wyszedł tak jak powinien, uważam nieskromnie że efekt niczego sobie.
A jutro postaram się zamieścić kilka zdjęć światecznych, na razie miłego oglądania:)

8 stycznia 2010

Ciekawość...

ciekawy synu ostatnio bywa, nie powiem...I nie ma znaczenia czas i miejsce w którym aktualnie się znajdujemy, więc pytania o treści niezwykle frapującej i często zagmatwanej padają często i wszędzie, odpowiedź zaś musi być interesująca oraz wyczerpująca.
Tak też było 6 stycznia. W święto Trzech Króli udaliśmy się rodzinnie wieczorową porą do kościoła. Janko grzeczny był nawet, nawet, aczkolwiek jako dziecię które nie ustoi w miejscu jednej minuty, pozwalał sobie na mały jogging na tyłach kościoła - które my, jako rodzice dziecka szybkobieżnego niezwykle doceniamy i lubimy:)- (na szczęście ciszę ostatnio zachowuje przy tym prawie zawsze!) żeby go trochę przyhamować (oraz wyeliminować zaczynające się właśnie gimnastyczne przewroty w przód), przy wykorzystaniu częstszej ostatnio potrzeby naszego najmłodszego na przytulańska usadowiłam go na ławce i takie oto usłyszałam pytanie: J: mamo a dlacego Bóg umarł? Cóż, udzieliłam szeptem w zasadzie standardowej odpowiedzi,
Ja: Umarł za grzechy wszystkich ludzi, żeby się poprawili i dzięki temu w nagrodę mogli pójść do nieba, i mieszkać z Panem Bogiem.
Jaś: A co to niebo?
Ja: to takie miejsce gdzie wszystkim jest bardzo dobrze, są szczęśliwi i mają tam wszystko o czym zamarzą (to wersja uproszczona, stworzona w stresie podczas mszy, więc proszę o wybaczenie:). Na buzi Janka udało się zaobserwować zadumę.
Po chwili: A słodyce tam mają?
Ja: myślę że tak.
Uśmiech jaki zakwitł na licu syna mego był tak ogromny i słoneczny że jasno się wokół zrobiło, po czym padło stwierdzenie: No, to ja się będę mocno starał i pójdę do nieba!
Ha, święte dziecko się nam szykuje...tylko kiedy?

Ta sama msza św. chwilę później. Jaś po rozważaniach nad śmiercią i niebem, zapytał:
J: dlaczego ten Bóg na ksyzu jest taki duzy, a tamten drugi i tseci mały?
Ja: (z zaskoczenia nie popisując się elokwencją): te krzyże to symbole, takie znaki żebyśmy pamiętali co pan Jezus dla nas zrobił.
J: (domyślnie) Acha!
Po czym po chwili stwierdza z przekonaniem: Nie mamo, ten duzy to tata, a te małe to jego dzieci. I wsyscy umarli za nas, strasne...