W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





25 kwietnia 2013

I już ;)

Wróciłam, już jestem. Ech, te podróże...
Najpierw zapowiadają się na długotrwałe eskapady, a jak co do czego przyjdzie trwają mgnienie zaledwie, chwilkę... Ledwo zdążyłam sie nacieszyć rodzinką, ledwo liznęłam obcego klimatu, a tu już wracać trzeba.
Ech :P
Jednak zanim cośkolwiek o wojażach opowiem, pragnę z całego serducha podziękować pewnej przemiłej osobie, która swoim zaangażowaniem i dociekliwością  usiłowała mi dopomóc w EKSPRESOWYM dotarciu na lotnisko Chopina w Warszawie - Ata, o Tobie mowa ;) DZIĘKI WIELGACHNE!!! Mam u Ciebie dług, możesz prosić o wiele ;)))

Wyjeżdżałyśmy żegnane śniegiem po kolana (tak było u nas na Warmii).
Anglia przywitała nas słońcem, silnym, lecz ciepłym wiatrem i kwieciem kwitnącym tu i ówdzie - NAJPRAWDZIWSZA WIOSNA TRWAŁA w najlepsze!
Troszkę się pokręciłyśmy tam i siam, troszkę zakupów poczyniłam, dziecko wyszalało się i nacieszyło ciotecznym rodzeństwem, ot, taka miła odskocznia od dnia codziennego :)










 Po powrocie, na lotnisku czekali nasi mężczyźni. Jako że pogoda była ładna poszliśmy na spacer ulicami Warszawy. To tylko niewielki fragment naszej wycieczki.





I już. Wróciliśmy do domu, by oddać się wiosennym porządkom ogrodowym.
Do poczytania wkrótce ;)


17 kwietnia 2013

No to znowu...

wybywam :)))
Znaczy już wybyłam i dobrze mi z tym - bez urazy :)))
Pobyt mi się trafił zagraniczny. Córkę wzięłam dla towarzystwa. Niby się dziewczę cieszy, ale lekcje odrabiane z mamą to nie pachnące fijołki i wolność jakiej dziewczę w szkole zazwyczaj zażywa. Nie mniej zdarzają się i chwile radości więc w ogólnym rozrachunku nie jest źle ;)))
A przed wyjazdem się uszyło:

 Kolejny autodrom domowy się wziął i zrobił :))) Z detalami nawet, coby urozmaicić nieco jazdę, czyli jest szkoła nr 1 z huśtawką, policja, straż, szpital i stare miasto - historyczne kamienice i te sprawy ;)
 Poza tym deczko krzaczków i osiedle domków ze sklepem wielobranżowym z MANEKINAMI - taki wypas :)))




A tak po złożeniu, zwinięta mata w "tubie" - poręczna i lekka :)

Siostrzeńcy zadowoleni. Pokonują kolejne zakręty niczym najprawdziwsi kierowcy zawodowi :)Ech, nawet dobrze się szyło, pomysłów tylko nie udało się wszystkich zamieścić na tym skrawku :P Cóż, jakby co, następna będzie bogatsza :) Jak zwykle :)
Tymczasem idę się ponapawać chwilową wolnością, zaraz lekcję prowadzę ;))

7 kwietnia 2013

Przystosowanie...

Czas zdarzenia: 4 kwietnia.
Miejsce: Warmia.
Warunki: jak widać - niestety :>
Oświadczam wszem i wobec, wszystkim potencjalnie zainteresowanym i tym mniej, iż moja rodzina jest gotowa do przystosowania się do nowych warunków, w szczególności tych jakie obecnie panują i nie są obce niejednemu "czytaczowi" niniejszych słów, bowiem:



Mamy zapewniony nowy dom jakby co! Nawet kilka jak się odpowiednio zepniemy :)
Co więcej umiemy je stawiać w tempie niezwykłym! I radosnym nawet :P I jeszcze dopieszczać jak mama lubi - choć świeczki wredna nie dała... :))))
Znaczy, gotowi jesteśmy na wszelkie zmiany jakie jeszcze może ALE NIE MUSI!!! zgotować nam pogoda! Nacisk kładę na znamienne słowa NIE MUSI!!! WRĘCZ POWINNA JUŻ SKOŃCZYĆ Z TYMI GŁUPOTAMI i PÓJŚĆ PRECZ. 
Wiosna to wiosna i trwać winna od marca! 
21 marca dla ścisłości!
Nawet dziadki nie pamiętają takiej pogody w kwietniu. A pradziadki dawno zapomnieli, bo wiekowe już ludzie - bez urazy.

Koniec! 
Ogłaszam koniec zimy!!!

KONIEC i BASTA!
I więcej tego nie powtórzę jakby co!


No!

 I dziś wcale nie padał śnieg na naszą warmińską ziemię! To nie był śnieg ino pirze - taki spóźniony dowcip aprylisowy - głupi że strach, niech nikt już nie śmie tak żartować

DOSYĆ RZEKŁAM!

KURCZE NO!!!


To pa, jakby co robię co mogę - buźka ;))) 

2 kwietnia 2013

Zmiana

mała, pewnie nawet maleńka, i co, skoro MNIE cieszy :)
Najpierw zaczęło się od pewnej "niespodziewajki" którą zdradziła mi koleżanka Mrówka ;)
Potem poszło niemalże lawinowo :)
Najpierw dowiedziałam się że kaska prawie z "nieba" mi spadła - to ta "niespodziewajka". Niewielka, ale jakby nie patrzeć NIESPODZIEWANY DODATEK. Jako że  groszem nie śmierdzę, się ucieszyłam, i PLANY zaczęłam robić. Plany były że hoho :P
Potem rozsądek się wmieszał, i namieszał. Jak zwykle. Ale co musiałam to zakupiłam, do reszty deczko dołożyłam, i mam, tadam :)))
Otóż zrealizowałam wymarzoną zmianę "ubranek" okiennych.
Dość różanych zwisów co to nacieszyły już moje oczy przez minionych prawie 9 lat.
Teraz mam stonowane, jednobarwne lniane (z domieszką, co sobie chwalę jako antyprasowaczka), zwisy naokienne które bardzo salonowi z przyległościami pasują :)))
A jak cieszą me oko!
Cała jestem ucieszona ;)
Tym sposobem zamiast wielkich zmian przedpokojowych, mam niewielkie, aczkolwiek znaczące zmiany salonowe.
Tu kąt wspominkowy, czyli własna "ściana pamięci" :) Teraz żałuję że nie zrobiłam zdjęcia przed zmianą:> Ale tak mi spieszno było do zmiany że poooooszło, prawie samo i odruchowo :)


I całe okno, jest naparwdę ogromne, a całość zyskuje przez zastosowanie lekko falbankowego lambrekina, w innym odcieniu ni to beżu, ni szarości :)


Firany to rozwiązanie tymczasowe, bowiem nie jestem ich fanką, lecz dopóki roślinność porastająca obrzeża ogrodu nie osiągnie pożądanych rozmiarów, takie rozwiązanie jest musowe, chociaż przyznać trzeba, tragicznie też nie jest ...
 Kuchnia, i kąt jadalny, wykorzystywany głównie do sąsiedzkiej kawki, czasem do porannych śniadań (okno tuż obok jadalni ), wraz ze stołem odzyskanym :





Z zaciągniętymi roletami:

I kuchnia z oknem nad blatem roboczym, wraz z Bazylim, wiernym obserwatorem kuchennych poczynań ( o ile ów obserwator nie sterczy wiernie w kuchni obok mych stóp licząc na małe co nieco, jak nie podrzucone to zdobyte własnym sprytem) : >

Tu falbana wyszła nieco dłuższa, ale to z mojej winy ponieważ źle wymierzyłam roletę. Fakt ten do dziś budzi moje zdziwienie... zupełnie nie rozumiem jak mogłam popełnić taki błąd, gdy chwilę wcześniej uszyłam pierwszą roletę... dziwne ;>
Generalnie, obydwa okna kuchenne wzbogaciły się o rolety rzymskie, bardzo to wygodne, co sprawdziłam jeszcze na naszym starym mieszkaniu w mieście.Wobec czego nie mogło ich także zabraknąć w nowym domu. Dom już nie nowy, ale sentyment do rolet pozostał. Niebagatelna jest w ich przypadku także wygoda zastosowania" podciągasz, opuszczasz; czy też lekko osłaniasz, jak chcesz, jak potrzebujesz... Bardzo wygodne :)))
Teraz do powyższego doszła jeszcze ogromna satysfakcja, bo mało że własnoręcznie to jeszcze oryginalnie, na pohybel sklepowej sztampie, i "spasowane" kolorystycznie z całą resztą  :)))
A w ogóle to obydwa okna kuchenne dostaną jeszcze jeden prezent, wyczekany, i dopieszczany właśnie, ale o tym następnym razem :)))

Jeszcze jadalnia, teraz "elegancka",




NIO, teraz przydałaby się tylko nowa sofa, i pełnia szczęścia osiągnięta, ach... ;)))

Nie ukrywam, kosztowało to troszkę pracy, czasu i nerwów, szczególnie gdy przy ostatniej rolecie okazało się że mój maszynowy meś nie daje rady z przeszyciem dwóch tkanin plus falbanka z podwójnego materiału... Jakie szczęście że mam wciąż starego, poczciwego Łucznika mojej mamy - dał radę, a ja się nie wściekłam dokumentnie, tym bardziej że już zaczęłam się zastanawiać czy to aby nie usterka mesia... chyba bym się przekręciła - Ata, nawet nie wiesz jak Cię rozumiałam gdy czytałam Twój rozpaczliwy post :)))
Na koniec uszyłam jeszcze fiubździu do sypialni, ni to lambrekin, ni firanka, takie... fiubźdźiu właśnie :)
Ale dobrze się prezentuje:) I inaczej niż było :)


Poniżej z rozłożonymi okiennicami, tak wygląda okno późnowieczornie bądź wczesnoporannie:

Trochę woalu zostało, i znalazłam dla tych długich resztek zastosowanie, efekt, odświeżone okno sypialniane, wszak, mimo że tego nie widać, wiosna idzie :)))

Cóż, szycie zwisów skończone a ja się teraz cieszę jak głupia jaka, bo pierwsze primo ładnie, a drugie robota dobiegła końca no i trzecie: kolejny punkt z długiej listy "do wykonania" zakończony :)

Tymczasem czekam z utęsknieniem na możliwość wykorzystania zakupionych czas jakiś temu:


I zasiania NOWEGO, ach, żeby już tak wszędobylskie śniegi poszły precz!
I jeszcze szybko fotorelacja ze stroików wielkanocnych pracowitego działania, dopisały uczestniczki, atmosfera szalenie miła i efekty równie sympatyczne, oto niektóre dzieła:




Na moim kominku zawisł sobie taki:

Prezentowałam go już w poprzednim poście. Jak widać, wszystkie dekoracje warsztatowe w podobnych kulistych stylach, czy to do postawienia, czy powieszenia, efekt wszędzie ten sam: PIĘKNIE ZDOBIŁ ;))
Mój wianek pełnić ma jeszcze jedną funkcję: dekoracji komunijnej, choć już się zastanawiam czyby jednak nie pokusić się o bardziej kwiatowy design ;)))
Szczęściem mam jeszcze nieco czasu :) A kolejne plany już się realizują, mam ostatnio tempo :)

Żegnam się miło, ciepełka życząc :)