W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





15 lipca 2013

DUŻO. Czyli ziołokap, węże, konie i okno znowu ubrane :)

Urlop był i się zmył :P
A u nas ciągle DUŻO się dzieje :)
W pracy wymyślanie dla dzieci społecznych na interesujące/kreatywne spędzenie czasu wakacyjnej laby. Dodam że INTENSYWNE.
Wymyślanie również w zakresie pieleszy domowych, i głównie na rzecz przychówku własnego, żeby nie czuł się pominięty:P
Żeby nie było żem gołosłowna, dziś o pracach ręcznych, czynionych w ilościach hurtowych, czyli węże naszyjne. Wzięło mnie i pogrążyło za sprawą kilku przemiłych pań, i od tygodnia dziergam, wciąż przy tym wymyślając społeczno/rodzinnie, oporządzając jakkolwiek domostwo, wykonując co niezbędne przydomowo i nanizając na sznur kolorowe kóralicki jednym ślipiem łypiąc w TV dla relaksu - bo ręce właściwie już same nanizają, takie mądre są :) Tylko GÓRA (i pół) prasowania czeka, i nijak mi z tym na duszy, a wręcz nawet uwiera... Podpatrując jak to NIEKTÓRE porządki wielkie czynią i malowanki chałupek, postanowienie poczyniłam wakacyjne i SOLENIE obiecałam swojej duszy że w najbliższych dniach zabiorę się za to co zaniedbane, i jeszcze TO od miesięcy chałupce obiecane obskoczę.
Tymczasem dziś szybciorem nowości zaprezentuję. A jest ich troszku :)
Najsampierw wspomniane węże:



Teraz prezent rocznicowy od Osobistego, co to chrapkę na niego miałam już czas jakiś a długi niezmiernie:)



HA! Mam i ja, WRESZCIE, mój WŁASNY przepiękny ZIOŁOKAP  :))) 

Na PRAWIE koniec moje wymarzone, przecudne, filigranowe i W SAM RAZ do mojego domku:



ZADROSTKI, co to kilka lat się umawiały i umówić nie umiały :)))
Ręcami zdolnemi Kasi Pstrokatej poczynione. Rzecz cenna tym bardziej, że czas na ich robienie kradziony własnej rodzinie był, za co się chyba nigdy nie wywdzięczę!

 I już na prawdziwy KONIE-C, dosłownie :) Dzieci moje miłością zapałały okrutną do koni, a że nie jest to miłość li i tylko platoniczna, niech świadczą o tym niniejsze zdjęcia;



Na razie tylko jazdy od czasu do czasu, wbijane w czas tzw. wolniejszy, aczkolwiek niezbędny by dziatwa poczuła że ma wakacje, czyli w ich pojęciu NALEŻNE PRZYJEMNOSTKI:)
W sierpniu będą WYMARZONE półkolonie jeździeckie. Dni od minionej "jeździeckiej" niedzieli liczone z ołówkiem w ręku :)))

Już żegnam się czule, mam nadzieję że wkrótce bedę miała się znowu czym pochwalić :)
Pa, pa, pa :))))