... i po świetach :)
Były, minęły, a ja nawet nie zdążyłam zajrzeć na blog, nie zdążyłam POŻYCZYĆ...
A pożyczyć chciałam serdecznie i ciepło, żeby te święta były pełne magii i miłości. Żeby te święta przepełnione były serdecznością, wzajemną bliskością i błogosławieństwem wszelkim ...
I przepadło :>
Przejrzawszy Wasze blogi wydaje mi się że jednak, że MIŁO było, więc te moje w myślach słane życzenia znalazły jednak spełnienie :)))
Żeby jednak nie było tak "łyso", pomyślałam sobie na pociechę, że choć już nie Bożonarodzeniowo, pożyczyć przecież mogę równie ciepło i serdecznie noworocznie, toteż życzę:) I tym razem nie będę taka ostatnia!!!! Tym bardziej iż nie wiem czy uda mi się wygrzebać chwilkę na zajrzenie na bloga własnego i blogi Wasze.
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU :)
coby jeszcze lepsiejszy był od minionego,
obfitszy w doskonalsze NOWE,
zdrowy, bo wiadomo, bez tego ani rusz,
żeby wszystkie plany okazały się na miarę możliwości,
a te potencjalnie niemożliwe, żeby się mimo wszystko powiodły:)
Aby wszyściutkie marzenia znalazły SPEŁNIENIE!
Tego życzę z serducha całego, na ten NOWY ROK.
Nie zdążyłam z życzeniami, z relacją z przygotowań świątecznych. Powody jak u każdego, choć u mnie doszedł jeszcze aspekt złej organizacji, niestety :> Rokrocznie obiecuję sobie że następnym razem nic nie zostawię na koniec, nic mnie nie zaskoczy... i rokrocznie muszę przyznać się do porażki :> Ech...
Dobra, koniec kajania się i jęczenia. Moja wina i już.
Pochwalić się za to chcę córką własną:) Toś przeżywała swe wielkie chwile, GRAŁA bowiem!!!
I to nie byle kogo, ponieważ samą Matkę Bożą, Maryję :)
Cudnie dziewczę wyglądało, subtelnie i delikatnie, jak trzeba :)
Rólka może i niezbyt bogata w słowa, niemniej znacząca :)
Miło uczestniczyć w czymś takim, dobrze znaleźć na to czas w przedświątecznych przygotowaniach.
I na koniec, ciagle jeszcze w klimatach światecznych, kilka zdjatek z naszych dekoracji domowych.
Lampa nad stołem w jadali, rokrocznie "ubrana" jest w wieniec z dekoracjami aniołkowymi. Ciekawie się prezentuje, choć brakuje mi na nim mini światełek...
I na koniec nasza choinka.
Po raz pierwszy w życiu mam w domu sztuczną choinkę...
Odkąd pamiętam, a zaręczam pamiętam dużo, mieliśmy żywą choinkę, taką z lasu, wybieraną przez ojca, ubierana wspólnie, pachnącą...
Teraz mam sztuczną. I mam mieszane uczucia.
Z jednej strony cieszę się. Cieszę ponieważ mimo zamieszkiwania wsi, położonej pośród lasów, rokrocznie mieliśmy problem z nabyciem choinki. A jeśli dochodzi do tego jeszcze aspekt estetyczny, czyli choinka ma być piękna, gęsta, do sufitu i w ogóle OCH i ACH, zdobycie takowej graniczyło TU z cudem niemalże.
W ubiegłym roku mieliśmy "choinkę" która nią była tylko z nazwy:> Mało że drapak, to jeszcze pogubiła igiełki zaraz po świętach... i tak dobrze że tyle wytrzymała :>
Problem drugi: wożenie choinki z miasta, gdy w samochodzie przeważnie jeszcze jeżdżą dzieci wracające z przedszkola, no nijak nie chce się taka zielona zmieścić się wespół zespół... Ta choinka to strasznie problematyczny zakup.
Od jakiegoś już czasu myśleliśmy z Osobistym nad zakupem sztucznej.
Ten rok był przełomowym w tej kwestii, zakupiliśmy, ubraliśmy i jest :)
Ładna, gęsta, niesypiąca się, bezproblemowa w przechowywaniu - wszak dom duży mamy:)
I na lat kilka. Ciagle się pocieszam że jesteśmy TROCHĘ eko.
Trochę, bo nie do końca przemawia do mnie EKOPLASTIK z którego "drzewko" jest wykonane, ale gdy się zastanowić nad wycinaniem drzewka, to chyba troszkę jest eko, mimo wszytko, prawda ?
Żegnam się ciepło, zmykam do zachrypłej świątecznie córy:)
Ściskam cieplutko:)