Mogłabym tak śpiewać, ale jakoś mi się nie chce.
Te ręce mnie bolą.
Bowiem wczorajszy wieczór spędziłam na upojnym odgrzebywaniu mojej posesji spod zwałów białego puchu, śniegiem zwanego. Upojnie... :P
W sumie nie jest to jakaś straszliwa, fizyczna praca. Udało mi się w przeciągu 1,45 minut dokopać do furtki, bramy wjazdowej, odkopać nawiany śnieg sprzed drzwi wejściowych i bramy garażowej. Dużo tego było.
Po czym, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, i w oczekiwaniu na powrót rodziny - dla nich wszak wykonałam całą tę robotę, żeby mogli pod dom własny dojechać - udałam się do domu. Mała kolacyjka, i fru do łózia.
Ranek.
Mogłam nie otwierać okiennic. Przeczucie mi podpowiadało żeby tego nie robić.
Zignorowałam je jednak (jak zwykle...), i oczom mym ukazało się bezkresne pole w kolorze white.
Cała moja wczorajsza robota na nic.
Dziś, Osobisty żeby wyjechać spędził 45 minut na odkopywaniu samochodu spod śniegu, mocowaniu się z zapartą bramą wjazdową. Pojechał jednak... Udało się !
A ja po zapodaniu śniadanka dziatwie której obiecałam dzisiejszy dzień spędzony w domowych pieleszach - w sumie dobrze wyszło - i po wypiciu porannej kawki w towarzystwie zachwyconej zimą sąsiadki (dziwne), udałam się po kolejną porcję chwil upojnych...
Odśnieżanie - to moje drugie JA :)))
Odśnieżyłam, początkowo z pomocą dzieci posiadających własne łopaty do odśnieżania. Dzieci jednak wkrótce, po dzielnej pracy, udały się na odpoczynek - na łonie natury... choć bardziej pasuje na polu śniegu... w tej sytuacji...
Odśnieżałam zatem solo. I ponownie, pełna dumy z wykonanej pracy, po zwerbowaniu mokrych dzieci do domu, udałam się na krótki odpoczynek.
Godzinkę jeno zdrzemnęłam się z dzieciami swymi. Godzinkę... Musiałam, choć wcale nie planowałam, ale to odśnieżanie takie mulące w efekcie jest... Wstałam, w lepszym nastroju i w pełni sił witalnych. Dzieci spały słodko pochrapując, cicho bącząc pod kołderkami - pewnie po wysiłku :)
I znowu nieopatrznie wyjrzałam przez okno.
A tam...
Widok z okna sypialni , cała dzisiejsza praca...
Dojście do bramki, i bramy... Pośrodku wiśnia japońska i zakopana latarenka.
Ogród
To jest odśnieżony wjazd do garażu, częściowo ponownie już zasypany...
Tu już zdjęcie z podcienia, do domu prowadzą 3 stopnie...
Nie narzekam, nawet fajnie się odśnieża.
Tylko czy efekt mojej pracy nie może być widoczny troszkę dłużej??? Ociupinkę może ?
Do pracy nie poszłam, "klęskę żywiołów" mamy. Gimbusy do szkoły nie dojechały, zajęcia odwołane. Moje też. Tak więc wyżywam się w domu, z dziećmi. Dziś masa solna, i ozdoby do pokoju. Wkrótce pokażę efekty naszych działań.
Do pracy nie poszłam, "klęskę żywiołów" mamy. Gimbusy do szkoły nie dojechały, zajęcia odwołane. Moje też. Tak więc wyżywam się w domu, z dziećmi. Dziś masa solna, i ozdoby do pokoju. Wkrótce pokażę efekty naszych działań.
I dodam, jest pięknie, naprawdę, ja jednak nadal pozostaję wierną wielbicielką lata.
A jutro? Może... zawieje i ... ZAMIECIE ???
Na koniec pochwalę się. Nie mogłam się pohamować i zakupiłam kilka ozdóbek.
Wiszą sobie teraz w oknie mojej sypialni. Wiszą i zdobią:
I czekam na inne, z cała pewnością piękniejsze gwiazdeczki, bowiem umówiłam się na małą wymiankę z dziergającą koleżanką. Cuda robi swoim szydełkiem, cuda, ale bloga nie chce założyć.
Kolejna zaparta :) Wkrótce się będę chwalić - właściwie JĄ, bo ja TAK nie umiem, ot co :)
I tyle w temacie bieli.
Żegnam ciepło, z nadzieją na odśnieżenie przy użyciu maszyn wymyślonych w TYM celu :)
Uwielbiam czytac Twoje posty! Smieje sie pod nosem...chodz pewnie nie powinnam, bo Ty sie meczysz a ja sobie siedze i sie smieje! masz taka lekkos pisania ;) A zime masz sliczna! U nas odwilz...
OdpowiedzUsuńHej Asiu:)
OdpowiedzUsuńWłaściwie, mimo nielubienia zimy NAPRAWDĘ doceniam jej urodę:) Piknie mamy rzeczywiście:)
Chciałabym żeby to co za oknem obecnie, utrzymało się do świąt. Potem może być już LATO :) A odwilży u Was WSPÓŁCZUJĘ - tego nawet się łyżką zebrać nie da...
Ivalio ja bym ci odsnieżyła wszystko i nawet co godzinke byleby takie widoczki z okna mieć ;-) Ozdoby cudowne!
OdpowiedzUsuńOj Ivalio, a u nas albo nie pada aż tak mocno, albo na tej polskiej Syberii jesteśmy przyzwyczajeni, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło się by nam zajęcia odwołano z powodu klęski. Dobrze, że dziś piątek, bo jakoś padam na twarz, chociaż nie odśnieżałam ani odrobineczkę.
OdpowiedzUsuńNieznosny ten snieg. Ja udaję, że mnie nie ma i czekam na odwilż. hihi
OdpowiedzUsuńAch ten snieg.U nas tydzień temu szkoła miała wolne.Dzisiaj znowu pada ale jakos tak delikatniej.
OdpowiedzUsuńŚniezynki w oknie ja też wieszam .
Pozdrawiam bardzo gorąco
o ile zazdroszczę Ci latem zielonej trawki na którą można wypuścić bachorki, o tyle zimą cieszę się że mieszkam w mieście :)
OdpowiedzUsuńA ja bym tam juz wolala miezskac na wsi i odsniezac nawet takie masy jak te u Ciebie. Kiedys, dawno temu bylo to i u mnie calkiem normalne, stad pewnie ten sentyment do "niewinnosci sniegoych pierzyn", choc wiem ze sie napracowalas a efekt zapewne bedzie krotkotrwaly. Za to zdjecia sa rewelacyjne:)
OdpowiedzUsuńKerry - aż tak bardzo staram się nie narzekać - przez te widoki właśnie :))) Dzięki :D
OdpowiedzUsuńMakneta - ja wiem czemu padasz, duzo się u Ciebie dzieje, niezmiennie powodzenia zyczę:)))
Hannah - a wiesz, że ja tez próbowałam "nie być", nie udało się ;D
Agga - dzięki za te "gorące" przede wszystkim:))) Przyda się patrząc na to co za oknem:))
Kasia - e tam, nie jest tragicznie, mówię że nie jest źle, tylko trochy zbyt szybko śniegu przybiera, ja tam nie żałuję mieszkania na wsi - tego nigdy nie powiem :)))
Savannah - rozumiem Cię doskonale i w całej rozciągłości :))) Mimo uciążliwości i tak uwielbiam tu mieszkać - zaraz zmykam do odśnieżania... znowu ;D
Pozdrawiam cieplutko