W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





31 marca 2012

W czasie deszczu dzieci się nudzą!

Niestety, pewnie nie tylko ja potwierdzę tę smutną prawdę:P
W takie dni nawet słynna dziecięca radość nie idzie w parze z dziecięcą kreatywnością. Toteż chcąc uniknąć totalnej demolki domu naszego, ledwo podźwigniętego z remontu, wywieźliśmy dzieci nasze, plus dodatek w postaci "odgromnika", czyli siostrzenicy Osobistego. Wyjazd poniekąd planowany jednak pod wielkim znakiem zapytania, bowiem dom BARDZO potrzebował uporządkowania po wspomnianym remoncie. Cóż, nastroje dzieci skutecznie wpłynęły na podjęcie szybkiej decyzji, i "pojechalim" ;)))
A gdzie?
A tu:


Palmy wielkanocne robiliśmy :))) wszak jutro Niedziela Palmowa, trza się było stosownie przygotować :)
Tu córa w towarzystwie pani w charakterze "pomocnicy" ;)) Ale żeby nie było i matka się na coś od czasu do czasu przydała:

Tu już dzieci z gotowymi palmami, PRAWIE własnoręcznie uwitymi ;)))


I jeszcze zbliżenie na nasze arcydzieła:)

I już. Jako rodzice z dumą donosimy: ŻYJEMY !
Teraz byle do świąt !

Pozdrawiam mimo wszystko ciepło :)

26 marca 2012

Nie wiem jak ona to robi...

Mam koleżankę. No mam, nie ja jedna, więc żadna nowina.
Ale! Moja koleżanka poukładana jest okrutnie. Jak się trza było uczyć, to się uczyła, nie było że film fajny, a do egzaminu tydzień JESZCZE przecież... Nie było że imprezka rewelacyjna, a do egzaminu trzy dni JESZCZE... Nie było bata, obowiązek wpierw, potem zaś przyjemność.
I tak miała zawsze w życiu codziennym, tym "dorosłym" również. Taka poukładana od stóp do głów. I nawet gdy kryzys jaki nagły i nieoczekiwany nastawał też gładko go przechodziła. Bywało więc że zastanawiałam się patrząc z zazdrością na jej to wewnętrzne poukładanie "jak ona to robi ??? " Nie wiem. Przestałam drążyć temat. Szłam dalej,do przodu, po swojemu. Nie dzieje się przez to nic tragicznego, dni mijają bez huku, choć zamieszania w nich sporo. Mam pewien system tzw. organizacji dnia codziennego, i jeśli ktoś mi w nim zbytnio nie namiesza, jakoś toczy się to kółeczko życiem nazywane. Ale nie powiem że wybojów nie ma.
No i ostatnio zbyt szybko się wszystko dzieje, zbyt wiele, mam przesyt doznań WSZELAKICH!
I przypomniała mi się moja Niezawodna Koleżanka, co to teraz daleko mieszka, rzadko się widujemy, choć czasem słyszymy. Przypomniała mi się bo TYLEEEE się wokół mnie wciąż dzieje, że faktycznie, miewam problem z nadążeniem za swoim kółeczkiem. i zapragnęłam choć usłyszeć Jej kojący, spokojem spływający głos w swej komóreczce.Taka moja prywatna terapia:) Zadzwoniłam.
I się zdziwiłam bo po raz pierwszy usłyszałam że ma dość, że nie wyrabia, że dzieci dają w kość, w pracy reorganizacja i zmiany których ona nie ogarnia a w ogóle to ona chce znowu studiować, i się cieszy że dzwonię bo jestem jej kołem ratunkowym, i jeszcze że chce do mnie bo jestem taka ZORGANIZOWANA!!!
W mordkę jeżyka, że niby o MNIE mówi??? Dopytałam nieśmiało co ja pchnęło do wysnucia TAKIEJ właśnie opinii, i co usłyszałam? Otóż okazuje się że ona zawsze o mnie myślała TO WSZYSTKO co ja o niej powyżej. Więcej nawet, zazdrościła że potrafiłam znaleźć czas na zabawę podczas studiów, i jeszcze do egzaminów się przygotować, itp, itd w ten deseń jeszcze troszkę... zamurowało mnie na minutę chyba. Ocknęłam się jednak, bowiem "impulsów" szkoda i lekko przyduszona zakończyłam rozmowę bo Jej dziecię wyciekło z chałupy...- też tak miałam niedawno, pamiętam doskonale, więc równie doskonale rozumiem obłęd jaki słyszałam w jej głosie :P
Uwierzcie, przez jeden moment mojego życia nie myślałam o sobie jako o osobie zorganizowanej i poukładanej, twardo dzierżącej stery swego życia... Dała mi ta rozmowa sporo do myślenia. I wydumałam.
Każda z nas tak ma!!!
Każda z nas babeczek taka właśnie jest. Nie ma bata, musimy organizować, układać, wyprzedzać, analizować, bo kto niby ma to za NAS zrobić, no kto? Facet? Z całym szacunkiem, ale to my pociągamy za sznureczki, wymyślamy, gdy trzeba przenosimy i dźwigamy! Facet jest plasteliną w naszych dłoniach, to my lepimy jego i swoje życie! Ba! I dzieci własnych! Normalnie KOBIETA:)))
Mam w domu koniec malowania salonu - kuchnię też malnęłam z Osobistym, z rozpędu i ku żalowi tegoż wielkiemu. Teraz sprzątanie zarządziłam, ale jakoś nikt się nie kwapi do pomocy. Sprzątałam do 24.00...
W sobotę, malowałam (z Osobistym, żeby nie było), ale oderwaliśmy się dla dobra syna i pojechaliśmy na chwilę do wsi nieopodal na słynną Napoleoniadę. Gdy przybyliśmy Napoleon zdążył już obie poleźć w diabły, a my skorzystaliśmy zfakty schnięcia pierwszej warstwy farby i do znajomków zapowiedzianie wpadliśmy.
Po powrocie dalsze perturbacje malarsko-remontowe, wiem, wiem chciałam to mam ;P
Toś nocą wrócił z turnieju tańczącego (3.00!!!), przy czym od 1.50 otrzymywałam regularne esemski tudzież subtelne telefoniki z informacją: jesteśmy w Ostródzie; Morąg już!, Wypadek!!! O, to mnie skutecznie ocuciło, wysiliłam się na telefon o 2.30 wymagający wyjaśnień! O trzeciej dziewczę dotarło, półprzytomnie rzucając się mi na szyję, równie mało przytomną zresztą:P
Pół tej samej nocy Janko budził nas z rykiem Boeinga - UCHO BOLI!!! GARDŁO BOLI!!! WSZYSTKO BOLI!!! Skoro świt, siódma chyba to była zadzwonił telefon że zastępstwo muszę wziąć w zerówce... udało się je przenieść na jutro, UFF! Bo Janko został jednak w domu ze ze względu na te wszystkie bolączki. A ja, spytacie? Cóż, odkurzyłam rano, umyłam podłogi, wstawiłam pranie, pozbyłam się dzieci podrzucając je dziadkom, i poszłam do pracy. Teraz jest noc.
Mam już przygotowany scenariusz na jutrzejsze zastępstwo, materiały do późniejszej pracy, i notatki... w głowie, o czym absolutnie, ale to absolutnie nie mogę jutro zapomnieć, i jeszcze zamówione biżuty, co je wezmę ze sobą na popołudnie, bo może uda się jakoweś wykończyć. Teraz idę spać. Jutro kolejny dzień, i nie będę myśleć co się znowu nieplanowanego wydarzy, jestem wszak ZORGANIZOWANA  :))))
Różnie się życie układa, bywa że dni wyciekają przez palce, czujemy się zakręcone i zagubione, ale  w ogólnym rozrachunku przeważnie wychodzi do przodu, nieprawdaż?

Pozdrawiam serdecznie wszystkie organizatorki dnia codziennego:)))
a zdjęcia będą jak dogonię swój cień:)

22 marca 2012

Jak strzała

NO I SIĘ WYSTRZELIŁAM ;))))))
Komentatorki bystre, to i zauważyły brak najważniejszej po tytule - TREŚCI ;)))
Fakt przeleciałam, ino zadymiło ;))))
Nawet nie mam pojęcia jakim cudem się "TO" zamieściło?!
W sumie maleńki żarcik pierwszowiośniany się uczynił, niejako przez przypadek :)))
A donieść miałam, z prędkością tytułowej strzały że żyjemy, szpital szczęśliwie opuściliśmy, bogatsi w nowe doświadczenia, i powracamy na tory tzw. NORMALNOŚCI, cokolwiek to znaczy ;)))
Szybkość na którą się powołuję, nie bez podstaw, bowiem ubiegła sobota i niedziela upłynęła nam zamiast na odpoczywaniu i akumulatorów ładowaniu po w/w szpitalu, na rozpoczęciu REMONCIKU :)))
Małego, dotyczy on na razie salonu jeno, jednakowoż się robi, toteż zapragnęłam usprawiedliwić moją nieobecność w świecie blogowym, szczególnie zważywszy na telefony i maile zaniepokojonych mą nieobecnością przemiłych koleżanek:)))   Same rozumiecie bałagan, bałagan, bałagan, i malowanie, toteż o niczym innym teraz nie myślę.
Zapowiadam jednak rychły powrót, z czymś nowym. Co już zyskało nawet pewne zainteresowanie ;)))

I właściwie to tylko miałam napisać, z prędkością tytułowej strzały :)))

Pozdrawiam serdecznie i wreszcie SŁONECZNIE!!!

12 marca 2012

Dzieci

Na pewien czas muszę się przemeldować.
Zmieniam z Jankiem adres na Szpital. Nic poważnego jak sądzę z nadzieją, jednak musimy w nim spędzić kilka dni celem diagnostyki różnych Jankowych przypadłości. Tym samym przewiduję ciszę blogową, do odwołania. Mam nadzieję że krótką. Mam tez nadzieję że przeżyjemy TO pogodnie i mimo wszystko w miarę spokojnie. Dlatego dzisiejszy post to kolejne niejako podsumowanie dokonań moich dzieci. Ku pamięci, porównania i rodzinie rozjeżdżonej przekazania.

Nasz Janek jest personą szalenie absorbującą. Co zresztą widać po niektórych wpisach na blogu, więcej w nich Janka niż Tosi, takie ludzie ;)
Janek jest dzieckiem szalenie ciekawym świata. Jednocześnie jeśli sobie coś wymyśli nie ma bata, nie przetłumaczysz spokojnie, tylko wywiązuje się zagorzała dyskusja, że nie wspomnę o decybelach jakie przy tej okazji się uaktywniają :P Mój chłopiec poznaje ten świat wszystkimi zmysłami, niemal "organoleptycznie". Na podwórku bawi się całym sobą, po czym wraca cały, zdrowy, umaźlany i szczęśliwy, ale z przydatkami w postaci tony piachu w odzieży, włosach, majtkach (!) czy np. z "przyjaciółmi" pt. ślimaki w kieszeni... Doświadczyć musi wszystkiego osobiście, dokładnie i dogłębnie. Tak było np. ze słynnym skokiem z drzewa. Skończył się złamaną nogą, ale wcale nie spowodowało to wolniejszego tempa życia, powiedziałabym raczej że jakby nawet bardziej je przyspieszyło... Johny... dziecko mądre, bystre niezwykle, samodzielne a jednocześnie szalenie uzależniony ode mnie... Najlepiej żebym stale była w niedalekim pobliżu, "NIE WTRĄCAJĄC się w jego życie" - jak to synuś uroczo ujmuje;P Spróbujcie odpowiedzieć mu tak samo... ;)))
Grafo-motorycznie ciągle kiepski , manualnie coraz lepszy, co nie pozostaje bez wpływu na zafascynowanie klockami Lego. Potrafi z nich wyczarować cuda. Zresztą niezwykle chętnie uczestniczy w zajęciach z klockami związanymi, w stylu "młody technik", uwielbia je pasjami :)))
Uwielbia kuchnię! Bardzo chętnie podejmuje wszelakie czynności kuchenne jako kuchcik, za czym ja na ogół nie przepadam, ponieważ moja uwaga musi być wówczas niezwykle wysilona, i skupiona przede wszystkim na Janku, który w trakcie swojego "gotowania" włazi na blat bo coś dojrzał na parapecie, sięga do szafek bo musi zmodyfikować przygotowywaną właśnie potrawę przez dodatnie chociażby innych przypraw, i koniecznie, ale to koniecznie wszystkiego musi spróbować - najlepsze przecież jest surowe ciasto!
Na tym zdjęciu przygotowuje faworki, pod czujnym okiem babci :)

Jaś praktycznie nie funkcjonuje bez Tosi. Jest bardzo z nią zżyty, zazwyczaj pamięta o niej, np: gdy dostaje łakocie, zawsze zapyta czy może dostać też dla siostry :) Zabawa bez Tosi??? Zupełnie nieudana!
Tydzień temu Janek skończył 6 lat!


Tosia, nadal zamknięta w sobie... Jednocześnie stale szukająca własnej drogi, jednak najchętniej z podpowiedzią kogoś z boku. Szalenie wpływowa, co mnie osobiście martwi. Ciągle walcząca z przeciwnościami szkolnymi.Jej założenie z września : "wiecie, ja raczej nie będę dobrą uczennicą", obowiązuje nadal. Do lekcji siada systematycznie, bez gadania (już), jednak widać że robi to bo MUSI, i wcale nie sprawia jej to ŻADNEJ radości i przyjemności. Ale za to dzięki niewielkiej marchewce dyndającej jej przed nosem, w postaci obiecanej gry, którą zapragnęła mieć, zaczęła chętnie i bez przymusu sięgać po elementarz i CZYTA!!! To niebywały sukces i radość dla mnie ogromna :))) W końcu znalazłam odpowiednią "marchewkę" -  dziewczę tylko musi do niej poznać w miarę dobrze technikę czytania :)
Jeśli jednak wreszcie coś zrozumie, czego zrozumienie zazwyczaj nie trwa długo, zdziwiona stwierdza: jakie to łatwe, nie rozumiem dlaczego tego nie umiałam zrobić/pojąć... Tak na przykład było z nauką pisania. Okropnie nie chciało jej się pisać starannie, po czym przypilnowana, nagle odkryła że jest to czynność szalenie zajmująca, co więcej łatwa - teraz pisze pięknie, i jest z tego bardzo dumna :)))
Odkryła swoją pasję i ma w tym kierunku niezaprzeczalny talent: to taniec. Uwielbia to!
Ale jeśli ktoś ją spyta jakie ma zainteresowania, nie jest w stanie odpowiedzieć. Lubi się bawić, najchętniej z innymi dziewczynkami, jednak to z chłopcami wymyśla najfajniejsze zabawy. Przy czym równie chętnie bawi się sama, prowadząc ciągłe "rozmowy" sama ze sobą. Bawi się też słowem, wymyśla swój własny język, i w tej kwestii świetnie dogadują się z Jankiem. Szybko się nudzi, i tak naprawdę dzień wolny spędziłaby przed telewizorem. Zupełne przeciwieństwo Janka ciągle gdzieś gnającego. Tosia w ogóle najlepiej się czuje gdy przez jakiś czas brata nie ma w jej pobliżu.
Jest równie bystra co brat, ale nieco w innym zakresie. Dostrzega rzeczy maleńkie, drobiazgi. Słonia nie zauważy, choćby stał przed nią ;)))


Takie są dziś moje dzieci. Nie powiem, wesoło miewamy ;)))

Żegnam się ciepło, i do poczytania ;)

7 marca 2012

Zamiast

kolorowych pisanek, kicających zającków i baranków brykających - czyli zamiast świątecznie działać, bawię się materią...
Z różnym skutkiem, efekty możecie ocenić sami. Generalnie, nieco chaotycznie, jeśli chodzi o materiały. No i monotematycznie, jeśli chodzi o rodzaj tworów... Cóż, wzięło mnie i jeszcze nie puszcza, pewnie przez słońce które mnie ładuje, energia mnie rozpiera ;)))





To naszyjniki filcowe, na lince pamięciowej.

Skoro już filcowałam, jak zwykle zrobiły się przy okazji (prawie same...), kolejne broszki:







 A przez inspirację pracami przesympatycznej Koleżanki, powstał naszyjnik, marmur na lnie:



Nijak mu do cudnych sznurkowych naszyjników Mruweczki, ale co tam, wciąż jeszcze próbuję, choć na razie moje twory jedynie mnie irytują - nijak nie chcą się ładnie układać :@ I znając życie materia mnie pokona...

I jeszcze taki naszyjnik, satyna z szykiem glamoure:


To wsio:))) Myślę że i tak byt długo już zamęczam swoimi biżutami. Czas na małe "przebranżowienie" ;))
Na koniec pochwalę się jeszcze nagrodą pocieszenia od Bo:


 Tu zbliżenie na pudrowe cuksy z sympatycznymi napisikami - bardzo smaczne i słodkie, w pełnym znaczeniu tego słowa ;))) Jednego brakuje, bo "spróbowany został w trakcie cykania fotek, treści nie pamiętam, ale była smaczna :)))
Bożenko, bardzo dziękuję za uroczą niespodziankę:)))

Pozdrawiam ciepło:)

5 marca 2012

Zmiany

się szykują, nadchodzą, choć wciąż po błocku jeszcze brodzą ;) w kaloszach ocieplanych, ale idą!
Wiosną mi zaczyna pachnieć. Wiem, wiem, zmiany w aurze jeszcze się będą zdarzać nie raz i nie dwa, jednak nadzieja na słońce i ciepełko wraca ;)))
 Zmiany widać również w moich rękoczynach. Łąki mi się zachciało, to sobie zrobiłam:








Ten już bardziej elegancki :



I kolejne pastelowe brochy, lazurowa peonia:


 I jeszcze jedna, ciemniejsza, bardziej morska:

I tyle na razie. Dziś tak szybko i krótko, już muszę lecieć dalej ;P

Pozdrawiam wiosennie ;)))