Albo nie, uściślę:)
Coś się jednak dzieje, niewiele, ale zawsze:>
Sprzątam, staram się systematycznie i zapamiętale.
Pamiętacie, wspominałam że domek mój zaniedbany straszliwie przez przetworzenie. No to teraz usiłuję choć trochę to wszystko ogarnąć. Przed zakończeniem prac powstrzymuje mnie jeszcze góra prasowania:<.
Jak ja nie lubię prasować! To taka strata czasu:>
Ciągle też przymierzam się do pewnej przemalowanki. Nie byłabym sobą gdybym nie przymierzała sie do niej od "jakiegoś" czasu, w tym przypadku od całych 3 lat:> Cóż, dojrzałam i pewnikiem jutro pędzel w dłoni mej się znajdzie:)))
Żeby nie było że znowu tylko plumkam sobie w klawisze to pokażę co zrobiłam w wolnej chwili:
Hehe, się cieszę bo to moje pierwsze, własnoręcznie ręcami mymi wykonane:)
Niebawem dokupię koralicków i podziałam jeszcze troszkę:). Tymczasem zadowalam się tym co w domku znajduję. Nie powiem żebym pasją jakowąś zapałała do biżu, ale fajnie się robi, a w dodatku babskie toto, więc sroczę i... rozdaję:)
Kulki w lutym na kursiku pani Uli wykonane. Leżały sobie i czekały na natchnienie, jeszcze nad nimi popracuję, bo brakuje im tego "czegoś", na razie wyglądają sobie moje filcaki o tak, jak widać:)
A to juz koralicki po chałupie pozbierane. Dużo mi naszyjników Janko pozrywał, to teraz koraliki sie przydają, jak widać:) To moje pierwsze próby, nadal pracuję nad jakością splotów, ale juz widzę że fajną zabawę będę miewała:)))
Poza tym, ciągle z mozołem próbuję skończyć główny projekt owiany nadal tajemnicą. I nadal jeszcze tajemnicą pozostanie:). Dziś kolejna zajawka, malutka, jak widać. Może w niedalekiej przyszłości będzie juz konkret w postaci obfocenia wszystkiego co się z tym wiąże:)), tymczasem tylko tyle:
Post ten powstawał w piątek - do tego miejsca:) Dziś wtorek, nie miałam kiedy zasiąść przed kompem, nie miałam kiedy porobić zdjęć wyżej zamieszczonych.
Nie trzymałam pędzla w dłoni swej nadobnej, albowiem ważniejsze rzeczy zaprzątały mą uwagę, czas i rączki:)
Najważniejsze bowiem co się zdarzyło w miniony weekend to skonstruowanie tego oto czegoś:
Konstrukcja prosta niezwykle. Produkt gotowy, do złożenia samodzielnego:)
Ambicje mieliśmy z mężem ogromne, planowaliśmy wykonanie takiej huśtaweczki samodzielnie:> Ambicje nasze odeszły sobie w siną dal, odpuściliśmy je sobie na rzecz wygody, komfortu i... czasu:)
Dlaczego? A dlatego że aby kupić wszystkie potrzebne elementy do złożenia huśtawki dziecięcej musielibyśmy odwiedzić co najmniej trzy sklepy. Pokonać wiele kilometrów. Poświęcić na to wiele, wiele godzin. A potem jeszcze więcej godzin potrzebnych na skonstruowanie ustrojstwa.
Poszliśmy zatem po rozum do głowy, i wybraliśmy... PRODUKT GOTOWY:)))
Stoi sobie zatem "zabawiacz gimnastyczny" przy domu naszym. Stoi złożony w niedzielę. Mam nadzieję że nie rokuje to niekorzystnie dla wytrzymałości tego sprzętu, i bezpieczeństwa naszych pociech;> Dziś dopiero obfocony, wiadomo... z braku czasu:>
Jeszcze tylko montaż drugiej huśtawki - dla sprawiedliwości i zadowolenia kidsów naszych. To już jutro, dziś wiadomo...
I tyle. Obiecywałam sobie bardzo dużo po minionym weekendzie. Naprawdę bardzo dużo, tymczasem sobota upłynęła nam mało przyjemnie - w sklepie, a niedziela... w sklepie (odbiór zakupionych w sobotę sprzętów) i ogrodzie, gdzie składaliśmy owo dziecięce centrum gimnastyczno-rozrywkowe. O mamo, a prasowania nadal góra...
Jednak zaznaczyć też muszę iż owe weekendowe zakupy obfitowały w materiały coraz bardziej zbliżające nas do zakończenia (WRESZCIE!!!) prac rozpoczętych w lutym roku ubiegłego. Powoli acz konsekwentnie zbliżamy się do końca pewnych prac, i z niezmierną radością będę miała zaszczyt przedstawienia wkrótce ("wkrótce" jak na czas rozpoczęcia owych prac) ostatecznych rezultatów:)))
Przyznam szczerze i bez bicia - czekam na to bardziej niecierpliwie niż niektórzy podczytujący:))))
No i jeszcze donoszę iż dzięki przypadkowym pracom "wykopaliskowym" przed naszym domem, rodzina nasza "wzbogaciła się" o nowe "gratcudo". Tadammmm:
Skamielinę mamy!
Pojęcia nie mam co ona przedstawia, dopatruję się w niej kręgosłupa jakiegoś biednego "prehistorycznego" (:))) stworzenia co to w piach się obróciło, ale co ja tam wiem, archeologiem tylko marzyłam zostać, i na marzeniach się skończyło. Nie żałuję, świetne zajęcie, aczkolwiek nudnawe:>
Dzieciaki za to mają zabawę w wolnej chwili, wyszukując coraz to nowe skamieliny, które są nimi tylko z nazwy. Przedstawiona powyżej jednak wygląda na autentyk.
I na koniec kilka fotek ogrodowych, a co:)))
A oto moje własnoręcznie wyhodowane lawendowe "ŁANY" :))
Właściwie łanów niewielka część, aczkolwiek stale się powiększająca:)
Na zdjęciu skromnie to wygląda, ale zaręczam, wcale nie jest taka skromna ta moja lavendula.
A to już przecudnej urody (mimo różu) kwiecię hortensjowe:
DAR HOJNEJ ATY:)))
Ha, Ata pomnika nie chciała, tablicy upamiętniającej też, nawet delikatne sugestie z nadaniem kotu jej "imienia" pominęła milczeniem, to ma ATA "wypominki" na łamach bloga.
Wypominki co to się jeszcze ciągnąć będą i pojawiać w tym miejscu nie raz:))) Tak tylko uprzedzam mile, a na ewentualne słowo-czyny jestem przygotowana, zakupiłam stoperki do uszu:))
No to pa, pogadałam co wiedziałam.
O czym nie wiedziałam też pogadałam:)
Czyli jak zawsze...
Pozdrawiam cieplutko i słonecznie:)