W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





29 czerwca 2010

Niby nic

się u mnie nie dzieje.
Albo nie, uściślę:)
Coś się jednak dzieje, niewiele, ale zawsze:>
Sprzątam, staram się systematycznie i zapamiętale.
Pamiętacie, wspominałam że domek mój zaniedbany straszliwie przez przetworzenie. No to teraz usiłuję choć trochę to wszystko ogarnąć. Przed zakończeniem prac powstrzymuje mnie jeszcze góra prasowania:<.
Jak ja nie lubię prasować! To taka strata czasu:>
Ciągle też przymierzam się do pewnej przemalowanki. Nie byłabym sobą gdybym nie przymierzała sie do niej od "jakiegoś" czasu, w tym przypadku od całych 3 lat:> Cóż, dojrzałam i pewnikiem jutro pędzel w dłoni mej się znajdzie:)))
Żeby nie było że znowu tylko plumkam sobie w klawisze to pokażę co zrobiłam w wolnej chwili:

Hehe, się cieszę bo to moje pierwsze, własnoręcznie ręcami mymi wykonane:)
Niebawem dokupię koralicków i podziałam jeszcze troszkę:). Tymczasem zadowalam się tym co w domku znajduję. Nie powiem żebym pasją jakowąś zapałała do biżu, ale fajnie się robi, a w dodatku babskie toto, więc sroczę i... rozdaję:)
 Kulki w lutym na kursiku pani Uli wykonane. Leżały sobie i czekały na natchnienie, jeszcze nad nimi popracuję, bo brakuje im tego "czegoś", na razie wyglądają sobie moje filcaki o tak, jak widać:)

 A to juz koralicki po chałupie pozbierane. Dużo mi naszyjników Janko pozrywał, to teraz koraliki sie przydają, jak widać:) To moje pierwsze próby, nadal pracuję nad jakością splotów, ale juz widzę że fajną zabawę będę miewała:)))

Poza tym, ciągle z mozołem próbuję skończyć główny projekt owiany nadal tajemnicą. I nadal jeszcze tajemnicą pozostanie:). Dziś kolejna zajawka, malutka, jak widać. Może w niedalekiej przyszłości będzie juz konkret w postaci obfocenia wszystkiego co się z tym wiąże:)), tymczasem tylko tyle:


Post ten powstawał w piątek - do tego miejsca:) Dziś wtorek, nie miałam kiedy zasiąść przed kompem, nie miałam kiedy porobić zdjęć wyżej zamieszczonych.
Nie trzymałam pędzla w dłoni swej nadobnej, albowiem ważniejsze rzeczy zaprzątały mą uwagę, czas i rączki:)
Najważniejsze bowiem co się zdarzyło w miniony weekend to skonstruowanie tego oto czegoś:

Konstrukcja prosta niezwykle. Produkt gotowy, do złożenia samodzielnego:)
Ambicje mieliśmy z mężem ogromne, planowaliśmy wykonanie takiej huśtaweczki samodzielnie:> Ambicje nasze odeszły sobie w siną dal, odpuściliśmy je sobie na rzecz wygody, komfortu i... czasu:)
Dlaczego? A dlatego że aby kupić wszystkie potrzebne elementy do złożenia huśtawki dziecięcej musielibyśmy odwiedzić co najmniej trzy sklepy. Pokonać wiele kilometrów. Poświęcić na to wiele, wiele godzin. A potem jeszcze więcej godzin potrzebnych na skonstruowanie ustrojstwa.
Poszliśmy zatem po rozum do głowy, i wybraliśmy... PRODUKT GOTOWY:)))
Stoi sobie zatem "zabawiacz gimnastyczny" przy domu naszym. Stoi złożony w niedzielę. Mam nadzieję że nie rokuje to niekorzystnie dla wytrzymałości tego sprzętu, i bezpieczeństwa naszych pociech;> Dziś dopiero obfocony, wiadomo... z braku czasu:>
Jeszcze tylko montaż drugiej huśtawki - dla sprawiedliwości i zadowolenia kidsów naszych. To już jutro, dziś wiadomo...
I tyle. Obiecywałam sobie bardzo dużo po minionym weekendzie. Naprawdę bardzo dużo, tymczasem sobota upłynęła nam mało przyjemnie - w sklepie, a niedziela... w sklepie (odbiór zakupionych w sobotę sprzętów) i ogrodzie, gdzie składaliśmy owo dziecięce centrum gimnastyczno-rozrywkowe. O mamo, a prasowania nadal góra...
Jednak zaznaczyć też muszę iż owe weekendowe zakupy obfitowały w materiały coraz bardziej zbliżające nas do zakończenia (WRESZCIE!!!) prac rozpoczętych w lutym roku ubiegłego. Powoli acz konsekwentnie zbliżamy się do końca pewnych prac, i z niezmierną radością będę miała zaszczyt przedstawienia wkrótce ("wkrótce" jak na czas rozpoczęcia owych prac) ostatecznych rezultatów:)))
Przyznam szczerze i bez bicia - czekam na to bardziej niecierpliwie niż niektórzy podczytujący:))))

No i jeszcze donoszę iż dzięki przypadkowym pracom "wykopaliskowym" przed naszym domem, rodzina nasza "wzbogaciła się" o nowe "gratcudo". Tadammmm:
Skamielinę mamy!
Pojęcia nie mam co ona przedstawia, dopatruję się w niej kręgosłupa jakiegoś biednego "prehistorycznego" (:))) stworzenia co to w piach się obróciło, ale co ja tam wiem, archeologiem tylko marzyłam zostać, i na marzeniach się skończyło. Nie żałuję, świetne zajęcie, aczkolwiek nudnawe:>
Dzieciaki za to mają zabawę w wolnej chwili, wyszukując coraz to nowe skamieliny, które są nimi tylko z nazwy. Przedstawiona powyżej jednak wygląda na autentyk.

I na koniec kilka fotek ogrodowych, a co:)))







A oto moje własnoręcznie wyhodowane lawendowe "ŁANY" :))
Właściwie łanów niewielka część, aczkolwiek stale się powiększająca:)
Na zdjęciu skromnie to wygląda, ale zaręczam, wcale nie jest taka skromna ta moja lavendula.


A to już przecudnej urody (mimo różu) kwiecię hortensjowe:
DAR HOJNEJ ATY:)))
Ha, Ata pomnika nie chciała, tablicy upamiętniającej też, nawet delikatne sugestie z nadaniem kotu jej "imienia" pominęła milczeniem, to ma ATA "wypominki" na łamach bloga.
Wypominki co to się jeszcze ciągnąć będą i pojawiać w tym miejscu nie raz:))) Tak tylko uprzedzam mile, a na ewentualne słowo-czyny jestem przygotowana, zakupiłam stoperki do uszu:))

No to pa, pogadałam co wiedziałam.
O czym nie wiedziałam też pogadałam:)
Czyli jak zawsze...

Pozdrawiam cieplutko i słonecznie:)

7 komentarzy:

  1. melduję, że fotki obejrzałam
    poczytam jutro, bo oczy mi na buty padają :)
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. hej,hej :) miło,że przedkładacie czas z dziećmi spędzony nad zakupami .To teraz jeszcze nalezycie wykorzystajcie sprzęt gimnastyczny RAZEM :P

    pięknieje ten Twój ogród oh! I prosze proszę,bakcyl biżuteryjny :P mnie tez jakoś w ekstaze nie wprowadza biżutowanie(wolę szycie),ale fajnie umiec i zrobić dla siebie tudzież przyjaciółki nie popadając w dół finansowy :) A i przy okazji jaka oryginalność :P pozdrawiam gorąco i leniwie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra - dziś już poczytałam i łączę się z Tobą w bólu co do prasowania - u mnie sterta wielka, małżon nie ma ma już wyprasowanych koszulek do pracy, a mnie te upały osłabiają i ani myślę dogrzewać się żelazkiem, chociaż prasować lubię.
    Kubie skamielina się podoba- on ma hopla na ich punkcie :)
    Zazdrościmy wszyscy zabawiacza gimnastycznego.
    Ogród cudny jak zwykle :)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  4. O matulu! Znowu tyle napisałaś, że na końcu nie pamiętałam co na początku było!
    Ale dobra! Postaram się ;-)
    A więc: kolczyki zarówno filcowane jak i te z "recyklingu" super!
    Ta korona nic mi nie mówi. Kompletnie nie mam pojęcia co to będzie!
    W kwestii lawendy muszę się pochwalić, że już zrobiłam pierwszy zbiór! I się suszy. Dziś kolejny będzie :-))
    Hortensje brzydziule, że aż strach ;-)
    Podtrzymuję zakaz stawiania mi pomników tudzież tablic. Natomiast propozycję nadania kotu mego imienia musiałam przeoczyć!
    Bo przecież nie miałabym nic przeciwko temu! Tylko jak coś - nie biorę odpowiedzialności za zachowanie kota-imiennika ;-)
    I dziękuję za bardzo miłe "wypominki" ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  5. aaaa zapomniałam napisać- te zielone kolczyki są cudooowne :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kasiu, dzielna jesteś, ja przy takich pracach remontowych marzyłabym tylko o ... hamaku w cieniu ogromnego drzewa:))))
    Zielone tez mi się najnaj:)))
    Skamielina rewelacyjna, planuję oprawić w ramkę-pudełkową:)) Autentycznie wygrzebana z piachu przed domem!!!

    Anitko, dzieci przez miniony weekend poszkodowane, ale w poniekąd słusznej sprawie - centrum integracyjno - rozrywkowe wszak nabywaliśmy:))) Dla Tosi najwazniejsza hustawka, dla Johna drabina, a myslałam że kłótnie będą o jedyną jak dotąd bujawkę, a tu proszę, pełne porozumienie, zaskakujące:))) Razem na centrum???? Dzięki za życzenia dla wytrzymałości tej zabawki, dzięki:>>
    Ogrodu to tylko zbliżenia jak widać:))) Ciagle się on klaruje, rozrasta i zmienia, ale nie w takim tempie żeby całośc pokazywać.
    Biżu wciaga, te koralicki, błyskotecki, oj, no babskie po prostu. A myślałam że ja nie z tych "błyskotliwych"....

    Ata, nie narzekaj, tekst opatrzony ilustracjami jak należy, znaczy przerywnik rozrywkowy jest!:))
    Korona ma jeszcze nic nie mówić;))))
    Lawenda czeka na wysyłkę, tylko teraz pogoda się zrobiła:> Słać, czy czekać????
    Hortensje miały kwitnąć dwie, ale mam psa głupawego jeszcze nieco i wziął i złamał jeden kwiat drugiego krzaka...
    Kotka jest kotem, imienia jeszcze nie ma, ale Osobisty Szubert za nim woła...
    Rozumiecie, skojarzenie takie Rudi..., choć ów prawdziwy Rudi łysy nieco:>
    Nie dziękuj, to ja dziękuję że mogę ci dziękować...zamotałam chyba...
    Dobra, spadam, coś mi się w głowę dzieje w ten upał:)))

    Nie mniej dziękuję za przemiłe komentarze i pozdrawiam zycząc delikatnych podmuchów letniej bryzy - uwielbiam taką pogodę!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie ślij! Nie mam weny ogrodowej w te cudowne i wytęsknione upały!
    Szubert też pięknie - zwłaszcza dla kocicy ;-))

    OdpowiedzUsuń