Od kilku dni obchodzę rosnące w pobliżu krzaki róż.
Obchodziłam, podglądałam i przymierzałam się do małych czarów.
Maleńkich i niegroźnych zupełnie:))) Ale za to aromatycznych niezwykle.
Dziś, po przeczytaniu pachnącego ziołem wszelakim wpisie Agi z Oazy, ranną rosą niemalże pobiegłam w krzaczki różane i narwałam całe 250 g płatków. Zalałam wrzącym syropem cukrowym i odstawiłam. Czekam.
I mam dwie opcje czekania na ową MAGIĘ, która dzieje się w słoju:)))
Kusi mnie naleweczka, ten aromacik, kolorek nieprzyzwoity, ta słodycz...
Jednocześnie odzywa się praktyczna strona mej natury: zrób syropik, zrób syropik...
Syrop robiłam kilka lat temu, smaczny i aromatyczny był niezwykle. I mało go było:P
Nalewki też będzie niewiele... Hmmm... I jakby tu wybrnąć???
Po zastanowieniu zdecydowałam.
Syrop zrobię:))). Pozostałe po odcedzeniu płatki (są jeszcze bardzo aromatyczne) przetrę ponownie z niewielką ilością cukru, dodam trochę świeżych płatków i będę miała słoiczek konfiturki:))) . W sam raz na bułeczki:))))
Nalewka następną razą:) Gdy tylko rozkwitną następne róże. Potem może jeszcze troszkę konfiturek i już.
Chyba nieźle wybrnęłam, prawda?:)))
Dla zainteresowanych pokazuję kwiat (niestety przekwitły już prawie) wraz z liśćmi czeremchy.
Pomyliłam termin jej owocowania, naprawiam błąd i donoszę iż czeremcha owocuje na przełomie sierpnia i września (nabyta świeżo wiedza to wynik konsultacji z teściową, kuchenną czarownicą w stopniu wysoce zaawansowanym:)). Owocki czeremcha posiada niewielkie, czarno-granatowe, z małą ilością miąższu za to z dużą jak na owoc o tych gabarytach pestką (wielkość jednego owocu porzeczki).
Same owoce zawierają sporo garbników, nie wiem czy mają jakieś szczególne zastosowanie kulinarne. Choć wierzę że znaleźli by się uparci którzy z tych maleńtasów robią cuda, smakowite w dodatku:)
Cóż ja ograniczę się do nalewki:))) Bo lubię:)
(przepis na nalewkę dodany do pozostałych przepisów nalewkowych)
Z aromatycznym pozdrowieniem:)))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie wiem, czy wszystkie odmiany tak mają, ale róże mojej mamy potrafią zakwitnąć w sezonie dwa razy, więc może i Tobie się uda zebrać drugi plon na nalewkę?;)
OdpowiedzUsuńJa mam jeszcze 2 butelki nalewki różanej z tamtego roku, ale w niedzielę się przejdę na różobranie na konfitury :)
OdpowiedzUsuńPat, te obok mnie kwitną właściwie jeszcze w lipcu, niewiele ale zawsze.
OdpowiedzUsuńJa bardzo liczę na jeszcze jedno kwitnienie, ta naleweczka szalenie mnie kusi, ten aromat....Dziś wszystkiego nie "obrałam" jeszcze są świeże paczki:)))
Kasiu, naleweczki zazdraszczam troszeczkę.
Konfitury z płatków pewnie niewiele będzie, tyle co z tych po syropie i pewnie dodam trochę świeżych. Dla smaku:)Jednak zależy mi na naleweczce:))
Konfitury za to dużo zrobię z owoców róży w sierpniu - doskonałe do ciasteczek i nie tylko:)
Kurcze zazdroszczę Wam miejsc gdzie rosną takie cuda!Ja niestety musiałbym wyruszyć na wyprawę w poszukiwaniu zdrowych ,niezanieczyszczonych ziółek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i podziwiam.
J:O)
U mnie nigdzie w poblizu nie rosną .
OdpowiedzUsuńNiestety,
Bo konfitura z róży - poemat
Współczuję dziewczyny:P
OdpowiedzUsuńGdyby koło mnie więcej tego rosło podzieliłabym się chętnie:)
Pozdrawiam