W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





8 stycznia 2010

Ciekawość...

ciekawy synu ostatnio bywa, nie powiem...I nie ma znaczenia czas i miejsce w którym aktualnie się znajdujemy, więc pytania o treści niezwykle frapującej i często zagmatwanej padają często i wszędzie, odpowiedź zaś musi być interesująca oraz wyczerpująca.
Tak też było 6 stycznia. W święto Trzech Króli udaliśmy się rodzinnie wieczorową porą do kościoła. Janko grzeczny był nawet, nawet, aczkolwiek jako dziecię które nie ustoi w miejscu jednej minuty, pozwalał sobie na mały jogging na tyłach kościoła - które my, jako rodzice dziecka szybkobieżnego niezwykle doceniamy i lubimy:)- (na szczęście ciszę ostatnio zachowuje przy tym prawie zawsze!) żeby go trochę przyhamować (oraz wyeliminować zaczynające się właśnie gimnastyczne przewroty w przód), przy wykorzystaniu częstszej ostatnio potrzeby naszego najmłodszego na przytulańska usadowiłam go na ławce i takie oto usłyszałam pytanie: J: mamo a dlacego Bóg umarł? Cóż, udzieliłam szeptem w zasadzie standardowej odpowiedzi,
Ja: Umarł za grzechy wszystkich ludzi, żeby się poprawili i dzięki temu w nagrodę mogli pójść do nieba, i mieszkać z Panem Bogiem.
Jaś: A co to niebo?
Ja: to takie miejsce gdzie wszystkim jest bardzo dobrze, są szczęśliwi i mają tam wszystko o czym zamarzą (to wersja uproszczona, stworzona w stresie podczas mszy, więc proszę o wybaczenie:). Na buzi Janka udało się zaobserwować zadumę.
Po chwili: A słodyce tam mają?
Ja: myślę że tak.
Uśmiech jaki zakwitł na licu syna mego był tak ogromny i słoneczny że jasno się wokół zrobiło, po czym padło stwierdzenie: No, to ja się będę mocno starał i pójdę do nieba!
Ha, święte dziecko się nam szykuje...tylko kiedy?

Ta sama msza św. chwilę później. Jaś po rozważaniach nad śmiercią i niebem, zapytał:
J: dlaczego ten Bóg na ksyzu jest taki duzy, a tamten drugi i tseci mały?
Ja: (z zaskoczenia nie popisując się elokwencją): te krzyże to symbole, takie znaki żebyśmy pamiętali co pan Jezus dla nas zrobił.
J: (domyślnie) Acha!
Po czym po chwili stwierdza z przekonaniem: Nie mamo, ten duzy to tata, a te małe to jego dzieci. I wsyscy umarli za nas, strasne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz