Minione dni stycznia spędziłam - te wolniejsze chwile, rzecz jasna:) - na maszynoszyciu. Maszynę starą mam, po mamie. Stara już jest, plącze się czasem, niteczki urywa, taka jest trochę upierdliwa, jednak od czasu do czasu szyje. Toteż wykorzystałam obecną tendencję "szyciową" i wykonałam planowane od dawien dawna podkładeczki pod kubeczki oraz talerze. Wygląda to jak widać, żaden szczyt piękności czy trudności, ale me oko cieszą, nawet jak tak sobie tylko na stole leżą. Nadmieniam iż pikowanie na nich wykonałam!!! Pierwszy raz, krzywo niemiłosiernie, toteż apeluję o wyrozumiałość. Ale zrobiłam! O! Następne będą z aplikacjami.
Tak mnie jakoś wzięło, dzięki niezwykłej uprzejmości pewnej miłej pani, materiałów o charakterze tapicerskim trochę posiadam, toteż mogę podziałać w tym zakresie. Lecz przede wszystkim poćwiczyć maszynoszycie - ciekawe czy w szkole krawieckiej był przedmiot o takiej nazwie?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz