W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





27 listopada 2011

Jaśkowe ;)

z przymrużeniem oka, kolejne Jaśkowe spostrzeżenia. Na inne wpisy czasu chwilowo brak, mam nadzieję że wkrótce się to zmieni...
Spostrzeżenia Jaśkowe często wprawiają nas w osłupienie. Niestety, tym razem będzie również o pewnej obeldze... i od niej właśnie zacznę, delikatnych proszę o pominięcie poniższych pięciu wersów:)

Kłótnia Jasia i Tosi, zazwyczaj krótkotrwała aczkolwiek zdarza się iż bywa donośna. Jednak wczoraj zakończyła się szybko w dodatku długotrwałymi spazmami.... śmiechu bowiem nasze słodkie dziewczę usłyszało:
- Tośka, JESTEŚ GŁUPIA JAK BANAN!!!
Najfajniejsze jest to że najpierw popłakała się ze śmiechu adresatka owej niebanalnej obelgi, potem dopiero padliśmy i my ;)

Teraz kolejne z Jaśkowych spostrzeżeń, i ponownie niezwykle celnych:)
Zdarzyło się to podczas oglądania bajki, że tak się wyrażę po Jaśkowemu, bajki iście "dziewczynowej" pt. "Akademia księżniczek" ze znanej zapewne szerszej publiczności serii o Barbie.
 W owym filmie padło kilkakrotnie stwierdzenie iż jakoby : "w każdej dziewczynie DRZEMIE księżniczka".
Ze zdziwieniem obserwowaliśmy Janka śledzącego ów film z niezwykłą uwagą. Powód tego dziwnego skupienia wyjaśnił się gdy usłyszeliśmy zanoszącego się śmiechem Janka, wykrzykującego donośnie i  radośnie:
- Tata! Tata!!! Księżniczki można znaleźć w DŻEMIE!!!  :)))


Przy okazji spytam czy ktoś może oglądał film pt. jeszcze dalej niż północ" ??? Jeśli nie, szczerze polecam, doskonała zabawa:)))

 Tymczasem do szybkiego :)))

20 listopada 2011

oj tam, oj tam :)))

Oj tam, oj tam... - to ostatnio ulubiony nasz zwrot na wszelkie różniste a życiowe, każdy ratuje się jak może  :)))
Janek dziś od rana jest na "łeeeee" - nerw nas delikatnie trzaska, ale przecież...oj tam, oj tam, bo jednak jutro może być lepiej...
Toś od rana obrusza się na wszelkie (ciągle jeszcze w miarę delikatne) sugestie dotyczące poszerzania swej własnej wiedzy - oj tam, oj tam, bo jednak ciągle jest nadzieja że zaskoczy dziewczę i odkryje uroki zdobywania wiedzy... przynajmniej tej niezbędnej ;)
Pogoda jakaś taka skisła i mżawkowa - oj tam, oj tam, przecież kiedyś nadejdzie wiosna...
I czasu niezmiennie brak - oj tam, oj tam, choć w tym przypadku przez ściśnięte gardło ;)
Wszak takie jest życie, nikt nie obiecywał że łatwo i z górki będzie.
Murzynek się piecze i pachnie rozlegle(to dzięki obecności mojej mamy ;), atmosfera zagęszczana od rana, chyba się jednak troszku przerzedza, i chyba czas nawet jakby lekko zwolnił... więc OJ TAM, OJ TAM, ku lepszemu idzie :)))

Zrobiłam, skończyłam, powiesiłam taki oto kalendarz adwentowy - nareszcie kolejny projekt doczekał się kompletnego zrealizowania:


A to oznacza że jesteśmy przygotowani na Wielkie Oczekiwanie :)
Zawartość "prezencików" słodko - refleksyjno - duchowa :)
To jedna z ostatnich aktualności.

Teraz będą zaległości, których znacznie więcej, i zaręczam to co dziś, to tylko maleńki wycinek, reszta być może wkrótce...
Wianki: to tylko dwa z tych które dotąd popełniłam... reszta czeka na foty, te powstały dzięki inspiracji zaczerpniętej z Niecodziennego Zakątka, nijak im do oryginalności wytworów Iwonki, nie mniej są:




Z mchu jest jeszcze coś, ale czeka...
Broszki: było więcej, ale poszły w kraj na nowych właścicielkach, ostały się tylko te:



Szykują się kolejne, ale o nich też kiedyś...

I kolejna zaległość, w ubiegłą sobotę zrobiliśmy "ognisko" :)))
Jako że pogoda kiepska, ja zresztą dopiero co po antybiotyku, więc też nie bardzo podwórkowo się nadawałam, toteż zrobiliśmy ognisko w domu :))) w kominku piekliśmy sobie pianki, było pysznie i śmiesznie:)


To tyle, reszta wkrótce, być może...

Ciepło pozdrawiam i biegnę zajrzeć co u Was:)))

Papa

1 listopada 2011

W temacie

jesiennym nadal jestem :)))
W związku z choróbskiem które się do mnie przyplątało nie wiem skąd - choć niby wiedzieć powinnam, bo skoro Osobisty na anginę wziął i zapadł z początkiem minionego tygodnia, więc trop niby jakiś jest..., jednak infekcja ma innej "treści" niejako, bo na co innego się rzuciła, podła!, mianowicie na zatoki me bidne; dlatego nie wiem skąd przypełzła zaraza wstrętna i podstępna - przez co moje zapędy rękodzielnicze które osiągnąć miały szczyty właśnie w te MINIONE (!!!), już wolne dni spełnienia nie znalazły, co boleścią wielką mnie napawa.
Aczkolwiek wywiązałam się z kolejnego zobowiązania. Dziwne... strasznie dużo ostatnio narobiło się tych  zobowiązań...
Koleżanka musi przygotować prezentację, zawód ma ciekawy bo nauczycielski ;))) Naucza zwodu, nie pomnę dokładnie jakiego, nie mniej ściśle związanego z gastronomią, i przepytała mnie na okoliczność pomysłów jakie winny być w mym posiadaniu (!!!), a dotyczące przyozdobienia stołu na okoliczność owej prezentacji, w dodatku ściśle powiązanej tematycznie z dynią...
Że niby ja wiedzieć MUSZĘ...
Pomyślałam, skoro musiałam... i wymyśliłam...



Dynie :))) Dużo myśleć nie musiałam, jak widać :))) Za to podoba mi się pomysł wykorzystania kocyka polarowego - fajnie pasuje do jesieni, rozumiecie... cieplutko otula... nawet dyńki :))))
Na razie uszyłam tyle, wczorajszą wieczorową porą, gdy "oddech" nosowy wrócił jako tako do normy. Jutro przekażę owej koleżance do zaaprobowania pomysłu (mam nadzieję), i ewentualnie do doszycia kolejnych.
Na razie tyle, dziś znowu leżę pod kocykiem i ciszą domową się napawam, bo rodzina na cmentarze wybyła. Smutno mi tak w domu siedzieć, bardzo chciałabym razem z nimi świeczki zapalać, pomodlić się za wszystkich którzy tak daleko odeszli...

Swoją drogą, strasznie jest mieć uszkodzony zmysł węchu... rogaliki wczoraj upiekłam ku radości dzieci, i pizzę, która również na ich życzenie pieczona była (na kamieniu :), i NIC nie czułam, no może tylko zapach krojonej cebuli, ale ten to chyba przez wszystko się przebije :P W sumie to niezła metoda na odchudzanie, nie chcesz tyć, zepsuj sobie węch, czyli w moim przypadku musiałabym zdecydować się na chroniczne zapalenie zatok... jakoś nie bardzo mi się to uśmiecha, mało przyjemna metoda:P

Aaaa, byłabym zapomniała, pokazać obiecałam:


To praca Janka, ja od razu zgadłam co rysunek przedstawia, jednak ciekawa jestem kto z Was Kochani Zaglądacze wpadnie na to co jest przedstawione na tym rysunku???
Dla ułatwienia zbliżenie na "twarz", w niej zawarta jest doskonała podpowiedź :))))

No to powodzenia, i miłego dnia życzę, ja zmykam pod koce :))