otóż, dziecię me płci męskiej, o dumnym imieniu Jan, rozpoczęlo edukację przedszkolną. I nie byłoby w tym nic dziwnego, albowiem sam (zaznaczam SAM) posiadał ok. osmiu miesięcy temu silną motywację chodzenia do przedszkola. Matka czasem ze mnie dociekliwa wychodzi, to pytam się czemuż to nagle ma takie parcie na tę placówkę, synu rezolutny jest i bystry , co mnie będzie oszczędzał i owijał w bawełnę, odpowiedział radosnie:" bo tam będę sam!!!, i Tosia tez chodzi."
Więc o ile zrozumiałam drugą częsć, wypowiedzi - jako główną motywację, o tyle ta pierwsza wprawiła mnie w niejakie zdumienie. Bo jak mam to rozumieć, skoro dziecko samo pcha się do czułości, notorycznie domaga się wspólnej ze mną zabawy, albo chociaż "popatsenia tylko", a tu nagle ni z gruszki czy koperku chce być SAMO??? Ciekawe...
Temat powrócił w ubiegłym tygodniu, właśnie podczas pierwszych dni w przedszkolu, Jaś rozpoczął nowe życie dzielnego przedszkolaka, całe 2 dni chodził do przedszkola bez mrugnięcia, chętnie i z radością. Ale w końcu rozwaliły go totalnie łzy trzech kolegów - jakie łzy, wrzaski to były straszliwe, więc trzeciego dnia Jaśko do przedszkola pójść nie chciał, bo najpierw się bał bo ryczą a on nie wie czemu, a potem... bo nie chciał być sam!!! Ale synu, mówię, przecież chciałeś być sam - konkluduję, Jaś odparł rozbrajająco: no tak, ale z tobą mamo... I co wy na to???
Tak podsumowując, od wczoraj znowu jest ok, idzie bo musi pomóc Pani (wczoraj kwiatki podlewal z panią... a jak wiadomo kwiatki lubią wodę a Jaś najbardziej :)) Więc Syn duzy jest i samodzielny się robi, a lat ma "tsy i pół"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz