Chyba naprawiłam książki.
Na pierwszy rzut poszła ta bez okładki.
Zaznaczam: INTROLIGATOREM NIE JESTEM! Wiem że popełniłam błędy.
Jednak nie mogłam spokojnie na nią patrzeć. Książka po wielu przejściach, myślę też że, po wielu czytelnikach. Spróbowałam więc naprawić. Nie jest to szczyt precyzji, a w szczególności nie jest poparte wiedzą potrzebną do naprawy. Zrobiłam to na czuja. Naprawiana książka nie miała okładki, teraz już posiada.Taką:
Najpierw przycięłam papier, jasny to papier wizytówkowy który przeszyłam do grzbietu książki, uzupełniając klejem warstwę pomiędzy książką a papierem. Okładkę stanowi tkanina zamszopodobna, zszyta wraz z tekturką. I ten element przyklejony został do przeszytego wcześniej papieru wizytówkowego.
Okładkę specjalnie przycięłam za dużą z uwagi na bardzo stare wydanie, ponadto kartki też już są mocno zniszczone, więc pomyślałam że troszkę większa okładka nieco ochroni swoją zawartość. Nie wiem czy dobrze, pewnie i niezbyt praktycznie. Wizualnie też lepiej prezentowałaby się okładka przycięta na miarę, ale jak mówiłam, robiłam to na czuja. Nie mniej, książka zyskała zabezpieczenie (zupełnie nie rozumiem czemu szwy na tkaninie po przeszyciu wyszły krzywe. Kto ma łucznika niech doradzi, może muszę pogrzebać w ustawieniach maszyny...).
Druga książka wymagała tylko naprawy grzbietu. Nie chciałam jednak do tego użyć taśmy klejącej, wiadomo co się z taką dzieje po pewnym czasie. Dlatego ponownie sięgnęłam po użytą wcześniej tkaninę, klej ( i nowe nożyczki!) jednak naprawy dokonałam tym razem tylko w paśmie grzbietu.
Mam nadzieję że znawczynie tematu nie zakrzyczą mnie. Ja chciałam tylko uratować książki przed całkowitym zniszczeniem. A czy się to udało dopiero się okaże. No i zobaczymy, co powie na moje działania właściciel obu pozycji...
Pozostając w temacie. Dużo czytam. Gdy czas mi pozwala, najchętniej nie odrywałabym się od książek.
Potrafię zarwać noc, szczególnie jeżeli MUSZĘ koniecznie się dowiedzieć jak się skończy właśnie opisywana historia, ale nie tylko ja tak przecież mam, myślę że znajdzie się więcej osób które mnie zrozumieją :))
Bardzo często wychodząc z domu mam w torbie książkę, albo nawet dwie... bo przecież nie wiem na którą właśnie będę miała nastrój... no chyba że to jest TA od której tak trudno mi się oderwać :))))
Nie czytam w żadnych ekstremalnych sytuacjach, nie czytam spacerując, nie czytam gdy w domu są rozbrykane dzieciaki. Wiem że tak można, i znam osoby czytające zawsze, wszędzie i w każdych okolicznościach.
Ja jednak muszę mieć spokój, muszę mieć możliwość zagłębienia się w powieść, poczucia jej "klimatu". A jeśli są to pozycje traktujące o tematach trudnych, czy też książki biograficzne... cóż, muszę czytać w spokoju, z dala od zgiełku dnia codziennego. Bo jak czytać pośród tłumów książkę o tematyce wojennej, a szczególnie książkę biograficzną z tamtego okresu??? Przecież jej autor podzielił się właśnie ze mną czymś niezwykle osobistym, trudnym, tragicznym. To nie jest temat łatwy, prosty czy przyjemny. To losy człowieka, bądź wielu ludzi, których już nie ma, a ja poznaję ich dzięki kilku zapisanym kartkom, podzielili się ze mną kawałkiem swojego życia, swojej historii ?. To moje odczucia, nie trzeba się z tym zgadzać, to ja "tak mam".
To co chcę dziś na koniec pokazać to mój nowy sposób na dbanie o książki które noszę w torbie.
Dotąd nosiłam je luzem, albo zawijałam w reklamówkę- co było strasznie denerwujące, bo okropnie szeleściły podczas wyciągania knigi. I zawsze martwiłam się że tak traktując książki mogę je szybciej zniszczyć, szczególnie drżałam o te pożyczone. Ostatnio podczas przeglądania blogów wpadłam na pewien pomysł.
Szyjemy mnóstwo etui na przeróżne rzeczy, od chusteczek higienicznych, przez kredki, kosmetyki, na telefonach komórkowych kończąc, szalenie to obecnie modne. Pomyślałam, czemu by nie uszyć etui na książki noszone w torebce? No i uszyłam. To pierwsze takie etui. Już mam zamówienie na kolejne i wiem że będzie lepsze. Moje wygląda tak:
Jest bardzo proste, właściwie to taka okładka, ale w formie etui właśnie, czyli szczelniej chroniąca przenoszoną książkę.
Tkanina zewnętrzna jest zamszopodobna, wnętrze to tkaninka od Iwony z Niecodziennego Zakątka. Nie zastosowałam żadnego wypełnienia czy usztywnienia pomiędzy. Zależało mi żeby etui było lekkie, myślę też że użyta tkanina (zamszopodobna) , jest sama w sobie wystarczającym zabezpieczeniem.
Następne etui będzie nieco większe, ze względu na różną wielkość noszonych książek.
I już zupełnie na koniec.
Wreszcie uszyłam sobie zakładkę. Papierowe bez przerwy gubię, zresztą, "zakładam" co jest pod ręką, kiedyś były to nawet Jankowe niemowlęce skarpetki, albo trawka gdy Janek spał w wózku w ogrodzie, albo drewniana łyżka kuchenna (CZYSTA!!), z którą błąkałam się po domu - właśnie miałam zamieszać w obiedzie, ktoś zapukał do drzwi, a ja z książką przed nosem, zamiast w grach... :> Mam nadzieję że TA zakładeczka pozostanie ze mną na dłużej :), i nie zaginie zbyt szybko, albo nie zostanie ugotowana... różne dziwne rzeczy miewam w dłoniach, w sytuacjach niekoniecznie wymagających ich użycia...:)
Powoli oswajam się z tzw. "haftem swobodnym", w moim wydaniu to raczej luźna wariacja na jego temat, ale... "pierwsze koty za płoty" ;)))
To tyle w temacie.
Żegnam się miło, i nadal SŁONECZNIE :)
16 lutego 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Śliczne etui mi też by się takie przydało:D
OdpowiedzUsuńSuper wyszlo Ci to odnawianie!!! wyglada jakbys to juz wczesniej robila ;)
OdpowiedzUsuńWidze, ze nowe nozyczki grzeja sie! Kolorowa, slodziarska i taka letnia wyszla Ci ta zakladeczka! A etui na ksiazke musze sobie uszyc..bo nosze w worku foliowym ;(
Sciskam mocno!!!
pracowita i praktyczna pszczółko-gratuluję pomysłu na etui :] śliczna zakładeczka.Swoją droga jak to jest,mam zakładek kilka a zakładam biletem:P
OdpowiedzUsuńPokrowiec na ksiażke to super pomysł. Ja je noze w torbach i po samochodach-bo jak czasami trzeba gdzies poczekać to mam z kim. Zakładka super. Oj chyba to jednak barok, ale wtopa, co ja teraz mam zrobic z takim skarbem-oszklic i podziwiać chyba.
OdpowiedzUsuńa wyróznienie jest jeszcze, za Twoje serducho. Nie znam wiekszego.
książki wyglądają na zadowolone z odnawiania :)
OdpowiedzUsuńzakładka jest śliczna...
a etui jest po prostu GENIALNE!!! niby taka prosta i oczywista rzecz, a weź tu człowieku na nią wpadnij :) że o wykonaniu - świetnym - już nie wspomnę. Czy można zgapić pomysł? :)
Etui na książkę to bardzo dobry pomysł!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
bardzo mi sie podoba reanimacja książek! udana!!
OdpowiedzUsuńCoż mam rzec?! REWELACJA! I Twoja odnowa książek, i etui na nie, i zakładeczka :) Świetne pomysły i wykonanie jak dla mnie. Moją zakładką jest bilet semestralny jeszcze z czasów studiów(wieeeki temu), coś na kształt dzisiejszego dowodu osobistego - nie za duża, nie za mała i sztywna, więc łatwo się nie zgubi. Pozdrawiam późnowieczornie :)
OdpowiedzUsuńWłasnoręcznie uszyte etui na ksiązki przepiękne. Ja od lat uzywam "sklepowego" - małej torby płóciennej bez uszek. Może zaaplikuję coś na niej i będzie bardziej "moja" :-) Dziękuję za inspirację!
OdpowiedzUsuńpozdrowienia
aga
Gdy rano wstałam do kompa zajrzałam... :))))
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre SŁOWA przemiłe Kobiety :)
Izuś - a co za problem - łatwe, polecam :)
Asiu - nigdy nie "naprawiałam" tkaniną:) Uszycie etui polecam - bardzo się przydaje:)
Anita - z zakładkami tak po prostu jest ;) W sumie z tym biletem to jesteś eko ;)))
Tuome - Witaj, i zgapiaj, naprawdę łatwe :))
Aagaa - zgadzam sie :)))
Ulinka - pomyślałam żeby tak "ubrać" wszystkie moje książki, tkaniny są... tylko książek zbyt dużo - chyba rok pracy ;>
Kasica - taki bilet może być świetnym punktem wyjścia ;)) I pamiątka, i zakładka, dodać kilka ozdóbek i łala - zakładka jedyna w swoim rodzaju :)))
Aga - ważne że torba spełnia swoja rolę :)A na aplikacje wpadnę popatrzeć i powzdychać :)))
Cieplutko pozdrawiam :)))
Świetnie uratowałaś książki.
OdpowiedzUsuńTeż nie jestem znawczynią tematu, ale na moje nieprofesjonalne oko wyszło Ci super!
Pozdrawiam.
Swietny pomysl z odratowaniem ksiazki, bardzo mi sie podoba, ja poki co, obkladam swoje w bialy papier ale do czytania nie jest to praktyczne, za to pieknie wyglada.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No kochana sam Adam Słodowy mógłby do Ciebie "Mistrzu" mówić :) Tylko na tej pierwszej okładce maźnij jakimś flamastrem tytuł i autora, bo na wyszywanie to trochę za późno. I jeszcze może na grzbietach.
OdpowiedzUsuń