W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





20 listopada 2011

oj tam, oj tam :)))

Oj tam, oj tam... - to ostatnio ulubiony nasz zwrot na wszelkie różniste a życiowe, każdy ratuje się jak może  :)))
Janek dziś od rana jest na "łeeeee" - nerw nas delikatnie trzaska, ale przecież...oj tam, oj tam, bo jednak jutro może być lepiej...
Toś od rana obrusza się na wszelkie (ciągle jeszcze w miarę delikatne) sugestie dotyczące poszerzania swej własnej wiedzy - oj tam, oj tam, bo jednak ciągle jest nadzieja że zaskoczy dziewczę i odkryje uroki zdobywania wiedzy... przynajmniej tej niezbędnej ;)
Pogoda jakaś taka skisła i mżawkowa - oj tam, oj tam, przecież kiedyś nadejdzie wiosna...
I czasu niezmiennie brak - oj tam, oj tam, choć w tym przypadku przez ściśnięte gardło ;)
Wszak takie jest życie, nikt nie obiecywał że łatwo i z górki będzie.
Murzynek się piecze i pachnie rozlegle(to dzięki obecności mojej mamy ;), atmosfera zagęszczana od rana, chyba się jednak troszku przerzedza, i chyba czas nawet jakby lekko zwolnił... więc OJ TAM, OJ TAM, ku lepszemu idzie :)))

Zrobiłam, skończyłam, powiesiłam taki oto kalendarz adwentowy - nareszcie kolejny projekt doczekał się kompletnego zrealizowania:


A to oznacza że jesteśmy przygotowani na Wielkie Oczekiwanie :)
Zawartość "prezencików" słodko - refleksyjno - duchowa :)
To jedna z ostatnich aktualności.

Teraz będą zaległości, których znacznie więcej, i zaręczam to co dziś, to tylko maleńki wycinek, reszta być może wkrótce...
Wianki: to tylko dwa z tych które dotąd popełniłam... reszta czeka na foty, te powstały dzięki inspiracji zaczerpniętej z Niecodziennego Zakątka, nijak im do oryginalności wytworów Iwonki, nie mniej są:




Z mchu jest jeszcze coś, ale czeka...
Broszki: było więcej, ale poszły w kraj na nowych właścicielkach, ostały się tylko te:



Szykują się kolejne, ale o nich też kiedyś...

I kolejna zaległość, w ubiegłą sobotę zrobiliśmy "ognisko" :)))
Jako że pogoda kiepska, ja zresztą dopiero co po antybiotyku, więc też nie bardzo podwórkowo się nadawałam, toteż zrobiliśmy ognisko w domu :))) w kominku piekliśmy sobie pianki, było pysznie i śmiesznie:)


To tyle, reszta wkrótce, być może...

Ciepło pozdrawiam i biegnę zajrzeć co u Was:)))

Papa

15 komentarzy:

  1. Padłam jak zobaczyłam ten kalendarz! Wspaniały. Ja też planuję zrobić swój, ale nie z takim rozmachem. Mój na pewno będzie dużo skromniejszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przesliczne wianuszki,broszki rowniez!
    Z tym ogniskiem to super pomysl!Bardzo mi sie podoba Wasz kalendarz adwentowy!Serdecznie pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, jaki swietny kalendarz adwentowy, podziwiam za realizacje:)
    Wianki sliczne, nigdy ich za duzo w dekoracjach:)))
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. piekne wianuszki...a ogniska w domu zazdraszczam...:)-pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj tam, oj tam powiadasz... wypróbuję u mnie czy działa na różne życiowe zawirowania;)
    Kalendarz rewelacyjny! Chętnie pozaglądałabym do tych woreczków, tak refleksyjnie duchowo oczywiście.
    Wianki i broszki piękne. Pomysł na domowe ognisko rewelacyjny. A pieczonych pianek nigdy nie próbowałam. To jest zjadliwe???
    Buziaki przesyłam*)

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny kalendarz,ja się zabieram za swój..jak pies do jeża:p

    OdpowiedzUsuń
  7. Marietto - Hmmm, a mnie się wydawało że prosty taki... dziękuję:)

    Kropelka - bardzo dziękuję :))

    Atena - wianki wielbię miłością wieloletnią, zgadzam się zatem że nigdy ich za wiele :)) Dziękuję:)

    Qurko - się udało, w ubiegłym roku były jeszcze ziemniaki, też fajna sprawa na hipnotyczne zajęcie dzieci przez kilkanaście minut, no a potem jeszcze pychota w ustach :)

    Iwonko - pianki mają zarówno zwolenników jak i przeciwników. Ja należę do tych co to ze słodyczy najbardziej lubią schabowe, więc pianek posmakuję i wystarczy, dzieci mają na odwrót, wiadomo :))))
    Refleksyjnie i duchowo zacznie u nas być, gdy się wreszcie weekendy troszkę uwolnią i w kierunku domowego ogniska powędrują, bo od września wszystkie nasze weekendy bardzo intensywne towarzysko się zrobiły :P Ale co tam, oj tam, oj tam, wkrótce będzie wolniej :))) Dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Anitko - ale przecież zrobiłaś już w ubiegłym roku świetny kalendarz!!! Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja myślałam, że tylko moje dzieciaki są dzisiaj na "łeee" ;) Chyba zmiana pogody idzie :/
    A kalendarz - rewelacja! Te woreczki na mchu niesamowicie mi się podobają (hmm, a może mech pod woreczkami?!) :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kasica - zależy co wolisz... mech czy woreczki ;))) zdjęcie nie oddaje całego uroku kalendarza, niestety słońca brak, więc i fota byle jaka :P Nie mniej serdecznie dziękuję:) Janek jest prawdziwym meteopatą, od wczoraj bez humoru chadza - chadza bo jednak miewa przebłyski i jakiś uśmiech się czasem pokazuje:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kalendarz jest przepiękny, a pomysl z kiełbaskami-rewelacja, aż ślinka cieknie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. wszystko po kolei mi się podoba

    OdpowiedzUsuń
  13. oj tam, oj tam - kalendarz jest zajefajny :)
    szkoda, że kominka nie posiadam, bo bym zjadła kiełbaski z ogniska
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  14. Kalendarz piękny - ozdobi każde wnętrze, a jaki smakowity, mniam. Wianki też wyszły super. Pianek tak przyrządzonych nigdy nie próbowałam - chyba najwyższa pora wypróbować :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Biżuteria - bardzo dziękuję:))

    Jerzynko -witaj, i bardzo dziękuję:)))

    Kasiu - dzięki, sama jestem zadowolona z jego posiadania, choć kotłownia w salonie to nic fajnego...:)

    Sylwka - dzięki, i koniecznie spróbuj!

    OdpowiedzUsuń