W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





30 stycznia 2013

Urozmaicanie...

Jak można sobie urozmaicić życie?
Wystarczy mieć dziecko - ONO bardzo sumiennie postara się by nasze życie - czyli życie TYCH starych i nudnych dorosłych,  było głęboko urozmaicone.
Jak wiadomo, bo nigdy tego nie ukrywałam, dzieci mam dwoje. Niezwykle rezolutnych i pomysłowych.
Ich pomysłowość nie raz, i nie dwa mnie zaskakiwała, choć nie ma co ukrywać, bardziej bywały zaskakujące same efekty owej pomysłowości, nieraz przez nieznających się na rzeczy, nazywanymi RADOŚCIĄ ŻYCIA.
Hehehe, kto tak mówi nie zna chyba dzieci. Moich w szczególności :)))
Bo moje dzieci mają POMYSŁY. Kto zna ten wie. Gadane też mają. A czasem...
Cóż, zdarza się że czasem ulegają drobnym, aczkolwiek w konsekwencjach niekoniecznie, wypadkom/wpadkom.
Taaaa, właśnie takie sytuacje, jakie zamierzam dziś streścić możemy swobodnie nazywać wpadkami/wypadkami - kolejność w tym przypadku naprawdę nie ma żadnego znaczenia :P
Otóż Tosia, bo o niej dziś głównie będzie mowa, takich wpadek miała ostatnio kilka, z tego dwie najpoważniejsze, i obie wydarzyły się na lodowisku... fatum jakieś chyba :>
Bowiem Tosia najsampierw, a dokładniej w przeddzień Wigilii potknęła się, i mając do wyboru miękką zaspę lub metalową bramkę, wybrała to drugie - całkowicie świadomie!.
Przy czym, jak się łatwo domyślić, zderzenie wcale nie było dla dziecka miłe :P
Szczęście mej córki w tej sytuacji polegało gównie na tym że było dość mroźno, więc upadek nie został zarejestrowany w świadomości jako bolesny. Jednakowoż dostrzeżona w domu KROPELKA krwi wzbudziła już powstanie pewnych emocji, zduszonych szybko w zarodku, wszak wiadomo że Toś dziewczynką dzielną jest... Szczególnie jak się brat gapi, a rodziciele podkpiwają z gapy, co by się zupełnie nie rozkleiła :> Uff, blizna będzie mała. Blizenka nawet :P Aaaaa, no i wcale nie mieściła się w rance rurka do napoju, jak sugerował zabawowy tata, bo skóra wcale nie była przebita na wylot :>

Druga poważniejsza wpadka, zdarzyła się w miniony poniedziałek.
Oczywiście na lodowisku.
Tosia upadła, a podczas wstawania stanęła łyżwą na rękę - naprawdę, wciąż jeszcze się zastanawiam jak ona to zrobiła?!
Efekt ? Pierwszy - dolegliwości bólowe zgłoszone sumiennie, zarówno dziadkom obecnym przy wpadce, jak i mła, po powrocie do domu.
Efekt drugi? Proszę uprzejmie - stwierdzone we wtorek złamanie kości promieniowej.
Pozytywy sytuacji? Owszem są. Po pierwsze ręka lewa, więc funkcjonowanie Tosi jest niejako w pewnym stopniu jedynie ograniczone.
Po drugie, jako że złamanie jest bez przemieszczenia, dziewczę posiada rękę tylko (?) w szynie, we wtorek jedziemy sprawdzić jak się rączka miewa :P.
Po trzecie: szczęście - mimo wszystko, bowiem niekoniecznie wybieraliśmy się do lekarza... Powód? Prozaiczny, Tosia jest z natury panikarą, i każda najdrobniejsza, naprawdę, najdrobniusienieczka raneczka jest powodem licznych łez, westchnień i boleści, niemalże jak po amputacji części "ciała":> Stąd nasze podkpiwania, i nieraz bagatelizowanie... Inaczej zupełnie by się nam dziecko rozpadło emocjonalnie :>
Efekt końcowy? Jest, a jakże - następną razą, choć jej już  NA PEWNO NIE BĘDZIE (tak uważa Tosia)!!!, następną razą od razu jadę na pogotowie. Niech się mędrcy wypowiadają czy z Tosinych boleści nie wypływa co poważniejszego :>
Ot, takie nasze urozmaicanie życia...

A na dowód że nasze dzieci WCIĄŻ funkcjonują i miewają się naprawdę DOBRZE, mimo okresowych wpadek, załączam foty z dzisiejszej wyprawy do "publicznej bawialni" :
UŚMIECHY JAK NAJBARDZIEJ SZCZERE i PRAWDZIWE  - mimo wszystko :)


Jaś po poniedziałkowych łyżwach ma "tylko" pięty starte do krwi, więc humor mimo wszystko ma przedni...
No chyba że musi zmienić plasterki... albo wejść do wanny... rozumiecie, WODA PIECZE!
Jednym słowem ponownie lazaret :>

Buziaki ślę, szczególnie wszystkim posiadającym własnych UROZMAICACZY :)))

9 komentarzy:

  1. Baaaa, skąd ja to znam ;-) Moje Urozmaiczacze na szczęście dorastają i ino ten Najmniejszy daje do wiwatu. Zdrówka życzę Tosi, a Jaś niech się nie martwi - rany się zagoją i znów będzie można śmigać na łyżwach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje wciąż na topie ;))))
      a Toś dopiero zakończyła leczenie uczulenia na całej twarzy :P Zachciało się dziecku wymalować calusieńką twarz na okoliczność balu karnawałowego :P Skutek - pieczenie, swędzenie i purpura na pychu przez tydzień :P
      Tosia na łyżwy już się nie wybiera, Janek owszem, ale juz mądrzejszy i grube skarpety założy następnym razem, nauczka nie poszła w las ...
      Ech, takie nasze życie, na nudę nie możemy narzekać :))))

      Usuń
  2. O jejuniu ależ się u Was dzieje! Niestety atrakcje ruchowe i kontakt części ciała z lodem miewa różne skutki. Ja sama po jeździe "figurowej" gips na ręce zaliczyłam... oj dawne czasy to były.
    Ale czytając o wyczynach Tosi nadziwić się nie mogę, że stanęła łyżwą na rękę, to dopiero figury wyczyniał;) Ale najbardziej zdumiewa mnie fakt, że złamała kość strzałkową, która jest w nodze ( w podudziu) a w gipsie ma rękę... jak ona to zrobiła?! Sorrrrry, wiem belfrzyca biologica ze mnie wyszła;) mam nadzieję, że mi to wybaczysz ale w przedramieniu są kości promieniowa i łokciowa.
    Gorące całuski dla dzieciaczków przesyłam:***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz z tego urozmaicania popierniczyłam :P
      Juz poprawiam :)))
      I właśnie to że STANĘŁA na ręku - nie mogę wyjść ze zdziwienia, ekwilibrystka normalnie ;P

      Buziaczki :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  3. Ja sobie tylko mogę powspominać, a jest co;) Rękę złamała na wrotkach. Oczywiście zbagatelizowałam i w dodatku jeszcze kazałam na wrotkach wracać do domu, bo jak się nie przewrócisz to się nie nauczysz i takie tam. Nawet nie płakała, naburmuszona była tylko. A potem gips na cztery tygodnie. Do dziś mi wypomina, a mnie kac moralny pozostał;)
    Niech się zrasta szybciutko:) Pozdrowienia ślę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. W tym tempie, wspominek nie ogarnę czasowo :)))) A kaca mam, oj mam, wypominanie też, a jakże ;)))) Mam tylko nadzieję że jednak gips będzie krócej niż w przypadku Twej córy :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzieci "umiom" urozmaicić nam zycie. Chyba na tym między innymi polega dzieciństwo :-)
    A Tośka zdolna niewiasta! Sama sobie wlazła na łapkę w celu złamania! SZACUN! :-DDD

    OdpowiedzUsuń