W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





23 lutego 2011

Tagliatelle, mortadele, salsa, porri no i fiori e...

VIVA... MAŁŻONEK :))

Urodziny dziś ma!
Nieważne które, nie będę mu DZIŚ wypominać. Mam gest, stać mnie DZIŚ na niego, za jutro nie ręczę, bo pewnie troszeńkę faceta podręczę, a co ;)
No to żeby "uświęcić" TEN dzień, troszkę się wysiliłam i zrobiłam obiad włoski.
Najlepsze jest to że jutro też będzie włoski - specjalność Osobistego bowiem skonsumujemy rodzinnie o pięknej, smakowitej wielce nazwie: spaghetti carbonara. A w miniony poniedziałek też było po włosku, i równie smakowicie, choć domowo - pizzowo:). I taki prawie tydzień włoski nam się udał.
Bo my lubimy Włochy, bardzo!
Dzieci lubią jak dotąd tylko kulinarnie, ale zawsze to COŚ. Bo gdy już TAM pojedziemy rodzinnie (bo pojedziemy na pewno... kiedyś), to przynajmniej do kuchni nie będą uprzedzone:)))
Od poniedziałku korzystamy z tych nielicznych chwil które możemy spędzić razem.
Oboje z mężem urlop mamy (ten zaległy, za rok ubiegły...), więc dziatwa nam się domowo patałęta tu i ówdzie, my razem z nią tam i siam... i tak czas mija strasznie szybko na tym "tam-sianiu".
A skoro już tak sobie "czcimy" TEN dzień to, postanowiliśmy uczcić go całkowicie, i zabraliśmy dzieciaki w miejsce magiczne;). Sami zobaczcie:

Jezioro, od strony jeziora:)

 Janek od strony pomostu, bo dlaczego iść prostą drogą, skoro można sobie zejście "uprzyjemnić"...
czyli "Jan mistrz kombinowania w akcji"

 A Tosia sobie jeździ...

... choć Jan nadal kombinuje...

Tosia ciągle jeździ, z przerwami na malownicze pozowanie w stylu:
"na całych jeziorach Ty..."

a Janek nadal kombinuje...

 gdy Jan chce juz zaprzestać kombinowania, na drodze zawsze COŚ stanie mu na przeszkodzie,
czyli "Emi przeszła do natarcia":)

Rodzina na jeziora lodach :)

tego właśnie jeziora :)

Magia polega na tym że latem można w TU sobie miło popływać, a zimą można równie miło sobie pojeździć, co też uczyniliśmy. MAGIA :) Właściwie to dzieci uczyniły, bo my, starcy, łyżew nie posiadamy. A szkoda:> Może w przyszłym roku jaki Mikołaj się zlituje?
I nieważne że to dzieciaki mają bardziej uczczony TEN dzień. Ważne że spędziliśmy go razem :)

Dobra, wracając do makaroni - pampaloni.
Makaron ów zrobiłam z przepisu jednej pani co do  Włoch po miłość pojechała i tam już została.Rozumiecie, z tą Miłością zamieszkała :) Najpierw w Wenecji, a potem na Sycylii i jeszcze gdzieś, ale tej książki jeszcze nie czytałam. Pani tej Marlena na imię, De Blasi po mężu się nazywa, a przepis pochodzi z książki pt: Tysiąc dni w Wenecji".
Makaron się nazywa dokładnie i po włosku, szalenie romansowo, zobaczcie same, a potem spróbujcie powiedzieć to głośno z włoskim akcentem :) Bajka! Normalnie od razu śródziemnomorskim latem powiało :)

Tagliatelle con salsa di noci arrostite

czyli

Świeży makaron z sosem z prażonych orzechów włoskich




A przepis brzmi:
Ugotować pół kilograma świeżego tagliatelle, fettucine albo innego wstążkowego makaronu w dużej ilości wody, posolonej solą morską:)
Gdy makaron będzie al dente, odcedzić, przełożyć do miski i wlej do niego półtorej szklanki sosu.
Wymieszaj potrząsając.

SOS  (wychodzi ok 2 szklanek)
1/2 kg łuskanych orzechów włoskich, lekko uprażonych
1/2 łyżeczki mielonego cynamonu
szczypta gałki muszkatołowej
sól morska, pieprz do smaku
1/4 szklanki oliwy z oliwek
1/4 szklanki tłustej śmietany
1/4 szkalnki wina białego 
(np; wino santo - cokolwiek to znaczy, lub, moscato - to wiem co znaczy :)
W misce robota kuchennego,zmielić orzechy - ja mam taką sprytną maszynkę wieloczynnościową, więc "sama" mi zmieliła i nie nabrudziła:)
ORZECHY NIE MOGĄ BYĆ ZMIELONE NA MĄKĘ!!! Lubimy czuć ich chrupiący smaczek!
Dodać cynamon, gałkę, pieprz i sól. Zakręcić robotem żeby się połączyły przyprawy z orzechami.
Nie wyłączając robota wlać mieszaninę oliwy, śmietany i wina, i kręcić aż pasta nabierze konsystencji kremu.
Posmakować i ewentualnie dosmaczyć solą i pieprzem.


Wystarcza na cztery porcje.
Resztą posmarujcie chlebek, najlepiej ten własnego wypieku. 
A jeszcze lepiej zróbcie sobie wieczór włoski. Zapalcie świece.
Przygotujcie na tacy różne sery,oliwę z czosnkiem, pomidory z mocarellą i bazylią, pieczywo tostowe (stostowane), które polejecie przygotowaną oliwą z czosnkiem, i TEN sos też wykorzystajcie do pieczywka, a wszystko popijcie ulubionym winkiem - gwarantuję miły wieczór, nie tylko małżeński :)))

Zastanawiam się tylko czemu mój sos bardziej pastę przypomina w konsystencji?
Gęsty wyszedł. A Pani Pisarka napisała że jej Włoch Romansowy chleb sobie w nim MOCZYŁ!
Gdzieś popełniłam błąd. Pytanie tylko gdzie??? 
Ale generalnie polecam sosik, szczególnie jeśli jest się fanem orzechów, takim jak ja:)
A na koniec kota pokażę. Kota o niezwykle nietypowym zachowaniu, i finezyjnej mimice kociej "twarzy". Oraz ptaki pokażę, o niezwykle silnym poczuciu bezpieczeństwa, choć jak dla mnie to raczej kamikadze. Przyjrzyjcie się dokładnie:





Rzecz się dzieje za oknem (zdjęcia przez szybę). Kot sobie siedzi na parapecie, a sikory na "dzieciowym" karmniku. Czy jest to jakaś forma koegzystencji rasowej? Czy też  charakter... pacyfisty? A może poczucie "wyższości" ptasiej - wszak kot nie poleci :)))

I tą anegdotką kończę. Idę dalej "czcić" mężowski DZIEŃ :)))

Pozdrawiam ciepło.

9 komentarzy:

  1. Mniam, pysznie dziś u Ciebie, kurczę my też z mężuliną tacy włoscy są. Dogadaliby się ;) oliwę uwielbiam z bagietką. Moczę i wcinam, pyszna jest. Bo włoska kuchni taka prosta właśnie, ech rozmarzyłam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Język sobie połamałam na tym tytule ;) Serdeczne życzonka dla mężusia :) A tereny w koło macie piękne!
    Nasz kocio też ma w nosie wszelkie latające, więc Twojemu sie nie dziwię. Z resztą micha pełna, to co się będzie wysilał! Ale przystojniacha to on jest ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkiego NAJ mężusiowi zyczę!!!
    Przepisik wypróbuję.Te orzechy intrygujące!!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale apetycznie zatem tanti auguri a tuo marito:)
    Pozdrawiam:)
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  5. to ja bym we Włoszech żywiła się chyba tylko pizzą, bo za makaronami nie przepadam
    zdjęcia fajnie zimowe, ale mimo wszystko zmroziło mnie, że po jeziorze jeździcie dla mnie to skrajna nieodpowiedzialność i głupota i żadnych tłumaczeń typu - gruby lód, znajomość miejsca itp nie kupuję


    a mężowi życzę wszystkiego najlepszego i niech dobrze wykorzysta ten dzień, "bo za jutro nie ręczę, bo pewnie troszeńkę faceta podręczę, a co ;)"

    buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Gosze - Dogadaliby się, bo kuchnia włoska smaczna jest i basta :)))

    Kasica - sęk w tym że mój kot ma wydzielone żarełko, bo on z tych co jedzą aż pękną, więc dziw że drób go nie pociaga - jak dla mnie BOMBA, wolę ptaszki na drzewie niż pod drzwiami :>

    Aggaa - polecam, szczególnie dla orzechożerców :))

    Milmato - aż do słownika zajrzałam :)))

    Kasiu - skrajności jest wiele w życiu, również głupotą napędzanych. Jeszcze w ubiegłym roku nie pozwalałam na lód wchodzić, dziś sama widzisz. Tłumaczyć się nie zamierzam, masz prawo do własnego zdania.
    A jeziora nigdy się nie zna, podobnie jak ludzi na lodowisku...
    A mąż się napawał DNIEM, zaręczam , szczególnie że od dziś do lipca równolatkami jesteśmy:))) Potem ja niestety znowu na przedzie "peletonu", więc "podręczę" czemu nie, skoro po 13.07 mnie czeka to samo :DDD

    OdpowiedzUsuń
  7. Najlepszego dla mezusia! A wiesz, ze dzis moj Franek tez ma urodzinki! JUz 4!!!
    Wloskie jedzenie moje ulubione pizza, pasta! MNIAM!!!

    Zima u Was PIEKNA!!! A u mnie wiosna na calego!!!
    Sciskam

    OdpowiedzUsuń
  8. No to zacznę od końca : u mnie jest podobnie kot na parapecie ( nie wejdzie do domu, bo mimo że zimno jak jasna cholera to jemu się amorów zachciewa ), a sikory, wróble i inne skrzydlate 2 metry od kota zajadają słoninę i słonecznik - zwierzyna przez zimno taka zdesperowana:PP
    Kocham makarony i orzechy włoskie i teraz jestem przez ciebie głodna i obśliniona:P
    Uwielbiam takie domowe 'plątanie na 4 pupy':P i świadomośc, ze nic nie musze i że sie nie spiesze :)
    Sto lat dla męża :***
    I jeszcze buziole dla Ciebie :***

    OdpowiedzUsuń
  9. Asiu - Już czytałam, o Frankowych urodzinkach:))) JA JUŻ CHCĘ WIOSNY!!!! Ja ja Ci zazdroszczę!!!

    Ambrozja - a ja myślałam że tylko mój kocio taki zdolny :) On już amorów w głowie nie ma, bo nie może, na parapecie okresowo siaduje, jednak preferuje domowe pielesze:)))
    A po co się ślinić??? Zrób sobie dobrze ;)

    W imieniu męża serdecznie dziekuję za życzenia, a wszystkich zaniepokojonych losem "udręczonego" zapewniam, ŹLE NIE BYŁO :)))
    Przez chwilkę my teraz na jednym wózku... :)

    OdpowiedzUsuń