Czerwiec to jeden z moich bardziej ulubionych miesięcy. Czereśnie, kwiaty, słońce, bób, młode bociany, ciepło, pierwsze przetwory, możliwość biegania na bosaka, długie dni, miłe wieczory, spotkania, choćby i takie przy płocie z kawą w ręku ;))) Chce się żyć, nawet gdy czasu na te wszystkie przyjemności braknie, jak u mnie w tym roku ;)
Ale najsampierw był wielki dzień MŁODYCH.
My jeden dzień MŁODYCH przerabialiśmy przez trzy dni. I ogromnie się cieszę, że mimo zabiegania i przygotowań do zamorskiego wyjazdu znalazłam chwilę na oderwanie się, takie zupełnie całkowite...
Pierwszy dzień Młodych - naszych i zaprzyjaźnionych Młodych ze swoimi Starszymi z Mruwkowiska świętowaliśmy jak należy w piątek Pierwszego. Było kameralnie, sympatycznie, smacznie i wesoło:)
Się działo jak widać:) Młode bawiły się wyśmienicie, nawet Mruwa udowadniała że wciąż własny "garnitur" posiada :). Dzieciaki piekły kiełbaski nad ogniskiem,by w przerwach między kolejnymi kęsami przygotowanych smakowitości, buziaki własne wymazać oraz zamienić się w twórców ogromniastych baniek mydlanych - cyrk normalnie, we własnym ogrodzie :)
Było miło, nawet mimo niezbyt sprzyjającej pogody :) - zdjęcia w ruchu, przy snującym się ogniskowym dymie, więc takie sobie, za co przepraszam.
Kolejny dzień, 2.06 - sobota, to dzień WIELKIEJ PRZYGODY. Pojechaliśmy ranną porą w okolice Giżycka i tam...
TAM zaczęło się wielkie ŻEGLOWANIE. Musicie uwierzyć że było wielkie, bo mało że na WIELKICH jeziorach, to jeszcze przy WIELKIM wietrze! Dzieciaki mimo początkowych obaw (bo niezłe przechyły były ;)), stosunkowo szybko się oswoiły, i nawet myśleć nie chciały o powrocie do domu. Zatem noc spędziliśmy na jachcie, by następnego dnia kontynuować naszą WIELKĄ żeglarską przygodę ;))) I wcale nie straszne nam były chłody, wiatry i deszcze niespokojne! Wszak prawdziwy żeglarz niczego się nie boi :)
Szant mi jedynie brakło, coś tam sobie ponuciłam, coś tam dzieciaki podchwyciły, bo znają, jednak dzienne żeglowanie i wieczorne szantowanie to coś co żeglarskie misie lubią najbardziej - a ja mam lekki niedosyt.
Uwielbiam wodę, i to co z nią związane, nawet mimo dostatecznych umiejętności pływackich w stylu bardzo dowolnym, lubię żagle i kajaki. Osobisty również polubił ten sposób relaksu już jakiś czas temu. Teraz mam radochę że także dzieci złapały bakcyla. Pewnie podobne przygody nie będą zdarzały się zbyt często, jednak ich pozytywne reakcje z całą pewnością wpłyną na potrzebę częstszego organizowania takich wypraw. A ja się cieszę jak nie wiem kto ;))))
"Ooooo, przechyły i przechyły,
Ooooo, za falą fala mknie..."
Oto kolejna zaległa relacja z tego co się u nas czerwcową porą wydarzyło:) I tak sobie myślę że nadrobiłam. Wkrótce troszkę tego się w między czasie "stworzyło ręcami memi" w wolnych chwilkach :)
Papapa ;))
Genielnie, zazdroszczę, szczególnie tych przechyłów. Tylko gdzie Ty się Koleżanko ukryłaś ?
OdpowiedzUsuńNo jak to? Zdjęcie 2 i 12 ;))) Mła w całej swej OKAZAŁOŚCI :)))
UsuńKocham szanty a nawet pływać nie umiem :))
OdpowiedzUsuńEkstra fotki ,zazdraszczam :))
Chyba nie trzeba pływać żeby kochać szanty - najbardziej chodzi o klimat jaki tworzą:))) Ja sama nie prezentuję żadnego ze znanych stylów pływackich, ot unoszę się na wodzie byle nie znaleźć się POD nią:)))
Usuńczemu mi to zrobiłaś????!!!!!
OdpowiedzUsuńz sympatii ;D
UsuńAch, cudnie:))) Uwielbiam i zazdraszczam:)
OdpowiedzUsuń:))))
UsuńSuper foto-relacja.. ale podziwiam za odwagę, ja jestem straszny cykor i nie wlazłabym na żadną pływającą jednostkę, a już szczególnie z moją Młodą, a do tego jeszcze wiatr i (jedno z najgorszych słów jakie sobie mogę wyobrazić) przechyły.. brrr..
OdpowiedzUsuńMy też się długo zastanawialiśmy ponieważ nasz synek jest delikatnie mówiąc nakręcony. Ale w związku z pierwszymi naszymi próbami na majowych kajakach, na których spisał się na medal, spróbowaliśmy żagli:) Zresztą, na żaglach był bardzo zachowawczy... bo łódka się "kiwała" ;))) W czasie największego wiatru były pod pokładem - na własne życzenie :)))
UsuńAch, i jeszcze jedno - bardzo chcemy by dzieci niejedno poznały, również w zakresie wypoczynku. Pamiętam że dla mnie, nastolatki żagle mimo początkowych obaw, były niezwykłą przygodą :))) Dlatego cieszę się ogromnie że mogłam dzielić to z moją rodziną:)
UsuńOdkąd Siedlisko nas zagarnęło nie byliśmy na żaglach, a Twoja relacja kusi...
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie!
To nasze pierwsze żagle od jakiś ośmiu lat, więc się napawaliśmy :)))
UsuńAle z Was wilki morskie (jeziorne? ;)
OdpowiedzUsuńAż chce się zanucić
"Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht?
Gdzie ta koja wymarzona w snach?
Gdzie te wszystkie sznurki od tych szmat?
Gdzie ta brama na szeroki świat?..."
Ahoj przygodo wkrótce przybywamy :DDD
Iwonko - widzę żeś przygotowana pełną gębą... ;))) Wodę wszyscy uwielbiamy, choć ja preferuję tę cieplejszą, a sportach wodnych już wiesz ;)))
OdpowiedzUsuńKeja juz przygotowana, nawet wiem gdzie:)))