W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





3 sierpnia 2010

Skrojone

Skrojone owoce róży właśnie pyrkoczą sobie na małym "ogniu", choć ciężko mówić o ogniu w sytuacji gdy pyrkocze na polu grzewczym kuchni elektrycznej:)

Dzisiejszy wpis będzie wybitnie kulinarny, ostrzegam tych zaglądających którzy za kuchnią nie przepadają.

Po pierwsze, konfitury się robią i robić będą przez co najmniej najbliższe dwa dni.
Przepis zapodaję:



Owoce róży wypestkować - i tu drobna rada, pestki róży są nieco... gryzące:> Ich "igiełki" są makrowielkości i wbijają się w palce. Efekt? Niemiły, szczególnie jeśli w trakcie pracy zaswędzi nos, albo ucho, albo łydka, albo szyja... wymieniać dalej nie będę, niemniej po chwili swędzi wszystko:> Moja rada: STARAJCIE SIĘ NIE MIZIAĆ w trakcie pracy z różą:))) Jeśli jednak to nastąpiło, a swędzenie jest mocno upierdliwe zdejmijcie ubranko, wejdźcie pod prysznic, a po kąpieli załóżcie CZYSTĄ odzież:))) Albo zwyczajnie UWAŻAJCIE:)))
Dla pomysłowych - rękawice niewiele pomagają, chronią dłonie, a igiełki i tak pozostają na ubraniu, a efekt już znacie:)
Jednak nie zrażajcie się, tak naprawdę niemiło jest tylko za pierwszym razem. Za rok będzie lepiej, a konfitura warta jest tej UWAGI:)


Tak więc, skoro już wypestkowałyście owoce róży, to teraz należy ją obmyć. Ja jeszcze kroję połówki na mniejsze plasterki.  Następnie przełożyć do szerokiego garnka i dodać niewielką ilość wody. Tyle, żeby nie przykryła owoców, ale jednocześnie żeby pozwoliła na jej ugotowanie. Dodajecie cukier - nie powiem ile, robię to na oko. Ja teraz zerwałam pełną łubiankę owoców (taką jak od truskawek), zasypałam na razie kilogramem cukru, no i pyrkoce sobie na maleńkim  ogniu (może cukru dosypię potem, a może juz nie, sprawdzę i zdecyduję później). Cały "pies jest pogrzebany" w czasie gotowania owoców. Dlaczego? Nie można róży gotować szybko i na pełnym gazie ponieważ owoce stwardnieją, a nie o to nam chodzi. Dlatego zagotujcie, niech pyrkocą sobie nasze konfitury przez dziesięć - piętnaście minut. Po tym czasie odstawcie je z ognia, czynność powtórzcie jeszcze następnego dnia, i kolejnego, i jeszcze jednego.
Konfitura ma być krystaliczna, "szklana" i gęsta z lekko rozgotowanymi owocami. Jeśli jest zbyt rzadka, przecedźcie ją, uzyskacie wówczas syrop I konfiturę:) Gorącą konfiturę przekładać do wyparzonych słoiczków, zakręcić i chwilkę pasteryzować. I koniec.


Mocno opisowy przepis, ale inaczej w przypadku róży się nie da. Tak to już jest, że aby osiągnąć "doskonałość" smaku należy najpierw się nagadać, narazić, narobić, i naczekać. Taka właśnie jest róża, kapryśna, wymagająca i...  powalająca aromatem, zapachem i smakiem:)))
I pomyśleć że jeszcze niedawno nie przepadałam za różą:> Szczególnie ogrodową. Ale tylko pewne zwierza zdania nie zmieniają:> Właśnie się przełamuję, choć przetwory różane uwielbiam.
Ten przepis mam od mojej Teściowej, która z kolei posiada go od swej mamy. I tak, przepis jest nie tylko aromatyczny ale i posiada rys... historyczny:)))


Po drugie - pochwalę się. Zakładając bloga nie przypuszczałam że wiele wpisów opierać się będzie na przechwalaniu się:) Ale cóż,  na telefony wydałabym krocie, po degustacjach... pusta spiżarnia..., a tak, proszę bardzo, własne ego podbudowane, i spiżarnia pełna:))) Same zalety takiego blogowego chwalenia się:)))
Chwalę się zatem tym:

Już się domyślacie? Kwartalnik "Weranda Country" opublikował mój przepis na "Chutnej dyniowo - gruszkowy". Ciekawy sos do przegryzek, można go podać do krakersów i schłodzonego piwka, można też bardziej elegancko do serów żółtych i pleśniowych i winka, doskonale smakuje też z chlebem, najlepiej tostowym:)
Przepis mam, nie wiem skąd. Mam, wykorzystałam i... został doceniony:))) Miłe niezwykle wyróżnienie:)))




  Chutney wygląda niezwykle apetycznie i słonecznie. Jest lekko kwaśny, orzeźwiający, dzięki czemu doskonale komponuje się z krakersami i serami:) Tak wygląda na zdjęciu:


To na pierwszym planie z chlebkiem to jest dżem dyniowy, obok to właśnie chutney:)
Dla zainteresowanych a nie posiadających "WC" ( fajny skrót, nieprawdaż),  przepisy wkrótce:)
I jeszcze jedno, na dwóch prezentowanych dziś zdjęciach pojawiło się coś NOWEGO. COŚ co niezmiernie mi się spodobało i musiałam TO mieć:)))
Pełniejsza, bardziej dokładna relacja wkrótce:)

I chwaleniem się kończę dzisiejszego posta.
Co wcale nie zmienia faktu iż żegnam Was miło i cieplutko:)))

Papapa

12 komentarzy:

  1. A ja kupilam wczoraj werandę!!! Jeszcze jej nie przejrzałam ale jak tylko pójde do domu to od razu przejrzę Twój przepis!
    Moje gratulacje!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Pychotka!!! Babcia moja to przez wiele lat praktykowała, teraz przepis troszke zmieniony przeszedł na mnie, tylko jak mam sie wziąść za robote to aż mnie wszytko swędzi ;)
    POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję publikacji!!!
    Oj,mam ochotę na taką konfiturę!
    Pozdrawiam.
    J:O)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Kobieto Pracująca :)
    Filiżanka ładna :)
    A być w WC to zaszczyt :D
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję Kobiety za gratulacje wszelakie, bardzo mi miło:)))

    Mój Magiczny Świat - Witaj:) Z babcinych przepisów korzystaj ile się da. Niestety, wiele rad i przepisów mojej Babci przepadło, do dziś tego żałuję i żałować zawsze będę.

    Aga - dziękuję za dobre słowo, przepis polecam, jest taki... wytrawny:)

    Asiu, dziękuję, a konfiturę polecam gorąco.

    Kasiu - jak żeś się Kobieto niemniej Pracująca domyśliła, jasnowidz jakiś??? Przepis - żaden problem - mówisz - masz:) I również dziękuję:)))

    Buziaki wielkie:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ty chwalipięto :D Gratulacje :-)))
    Jak czytam Twoje przepisy to mam ochotę spróbować takich smakołyków...ale z robieniem przetworów dużo gorzej ;-)
    Mam pewien chytry plan jak spróbować a się nie narobić ale o tym później :-)
    Filiżanka cud-miód !

    OdpowiedzUsuń
  7. No! No!!!!! Gratuluje!!!!!!! Ja uwielbiam roze, ale przyzna sie, ze nigdy nie jadlam konfitur rozanych ani tez oczywiscie ich nie zrobilam...ale za rok jak bede w Pl...kto wie! A i chcialam jeszcze napisac o Twojej lazieneczce. Boska! Okiennice superowe, korony...jak marzenie! I ten dzbanuszek z kwiatkami! Mamy podobne gusta!

    Jeszcze raz gratuluje wpisu w werandzie!!!!!

    A odpoczywasz troche na tym urlopie???

    OdpowiedzUsuń
  8. No przecież się oficjalnie przyznaję do "chwalipiętowania", co nie? ;))))

    Cyryllo - próbuj, tak naprawdę większość zamieszczanych przeze mnie przepisów nie jest wymagająca czasowo ani specjalnie pracochłonna - taki właśnie leniwy pracuś ze mnie;)))

    Asiu - koniecznie wypróbuj po powrocie do Kraju:) Dziękuję za miły komentarz:)))

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak wroce do kraju, to obiecuje, ze nie bedziesz musiala szukac materialu po sklepach! Bede Cie z czysta przyjemnoscia zaopatrywac!!! Moze sama do mnie wpadniesz i powybierasz sobie???

    OdpowiedzUsuń
  10. Hmmm, kusząca propozycja:)))
    A jaka wycieczka... wyprawa odkrywców normalnie:)))
    Dzięki, i wracaj szybko:)))

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  11. witam witam i gratuluje wpisu w werandzie country.Musze wyprubowac przepisu.

    Pozwolisz , ze i ja sie u Ciebie rozgoszcze.

    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj MaJu:) Rozgaszczaj się, zapraszam:)) I dziekuję:)))

    OdpowiedzUsuń