W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





14 lutego 2011

KONIEC!

Ferie się skończyły!!
I SUPER!!!

Teraz odpocznę ;)

Wszystko na opak, prawda? A to tylko dlatego iż ferie dla mnie to czas niezwykle zintensyfikowanej pracy.
Niby pracuję codziennie, wyłączając urlop i weekendy, ale takie ferie zimowe, które dla niektórych (SZCZĘŚCIARZE!!!) są czasem laby i słodkiego nieróbstwa, dla mnie niestety  (albo stety...) są czasem niezwykle pracowitym. I choć teoretycznie pracy się nie boję, to ferie... Oj :)))
Sama wymyśliłam (albo prawie sama...), to miałam :)
A jeśli jeszcze nieopatrznie obieca się dzieciom prywatnym że w ferie pobędą sobie z mamą, również  w mamowej pracy, to miałam co chciałam :) SAJGON się to chiba nazywa:)
Się działo bowiem świetlicowo-rodzinnie sporo. Jak nie warsztaty z filcowania (dla prawie 60 osób), to warsztaty z broch szycia (i palenia :)), albo decu żeby było jeszcze ciekawiej - ciekawe że jakoś nie mam kiedy skończyć tego co zaczęłam decupażowo dla siebie, hmm.... I bal maskowy był, wszak karnawał w pełni, a jeszcze karaoke też było, jak wiadomo śpiewać naród lubi, dzieciaki gorsze nie są, ale po wysłuchaniu po raz dziesiąty kolejnej piosenki z repertuaru Dody... cóż, delikatnie mówiąc wymiękłam :). A na zakończenie kręgielnię ukochana dziatwa zaliczyła. I basta!
Właśnie zamierzam ułożyć prywatne dziaciaczki kochane do łóżeczek,a sama oddam się w kierunku różanej sofy w celu złapania oddechu :)
Tymczasem uraczę was kilkoma obrazkami, wykonanymi gdzieś w trakcie tych dwóch tygodni feriowych. Zupełnie nie miałam kiedy wpaść na blog wcześniej!









 To zdjęcia sprzed tygodnia. Miniony tydzień upłynął pod znakiem pluchy odwilżowej oraz wichur okropnych. Dziś za oknem biało (i twardo pod stopami - nareszcie), i mrozek nawet nie mały :). Oby do wiosny, bardzo już za nią tęsknię :)
Dziękuję za wszystkie sygnały pamięci i zapytania w stylu: "żyjesz?" :) Donoszę wszystkim zainteresowanym iż żyję, nieźle nawet ,na co przedstawiam dowód w postaci niniejszego posta: zaległego, oraz "świerzynki", czyli wpisu dzisiejszego.
Nie będę przepraszać za nieobecność, powyższy wpis nieco wyjaśnia, ponadto intensywnie wciąż było, i tak jakoś się stało że nie wpadałam na blog... tak wyszło... samo!
Od dziś już jestem :) Mam nadzieję że systematycznie, a to za prawą MOTYWATORA w postaci SZCZĘŚCIA:)))
Spotkała mnie dziś ranną porą RADOŚĆ wielka, mianowicie Iwonka z Niecodziennego Zakątka obdarowała mnie takimi oto ślicznościami:


Prawda że śliczne tkaninki dostałam:)) Obśliniłam się na ich widok,nie szczędząc Iwonie ciepłych słów i myśli w typie: "wariatka"!!! Widzicie tę tkaninę ze słonecznikiem? Ona jest wiejska - sielska, w kury,  gęsi, krowiny i stodoły... PIĘKNA! I ta w wisienki, albo w malwy... Matko, szkoda ciąć, tylko w ramki: Zgłupiałam zupełnie, i nie wiem co z nich zrobić, ale że COŚ zrobię to pewne. Na razie musze ochłonąć z radości, bom niepoczytalna lekko, i jeszcze tyle dobra zmarnuję :)))

IWONKO!!! DZIĘKUJĘ OGROMNIE!!!

Skoro w temacie materialnym pozostaję, donieść zamierzam że dokonałam także samodzielnych zakupów tkaninowych, w jednym z najbardziej znanych sklepów w stylu "mydło i powidło", czyli IKEA wkracza na szpalty mojego bloga :). Odwiedziłam ją w miniona sobotę (o czym wiedzą nieliczni :)), w pędzie i z rozwagą.
Rozwaga spowodowana była czasem i obecnością Osobistego, który zakupów nie znosi. Przeginać nie chciałam bowiem wcześniej spędziliśmy razem całą godzinę i dwadzieścia minut w sklepie gdzie nogi naszej rodziny zostały obute, a szczęście moje sięgnęło wyżyn bowiem mam TO:



NARESZCIE! Teraz roztopy mi niestraszne, deszcz i błocko też, bo mam  KALOSZE :)
Kolor? No oczywiście że różowy! Czemu ??? Bo za oknem buro i ponuro, a w ogóle to, kilka osób ostatnio mi zarzuciło że jestem nudna kolorystycznie... więc na przełamanie nudy mam kaloszki w kolorze różu:) Pudrowego żeby nie było, jednak taki odcień jest nadal "bezpieczniejszy" dla mojej duszy i oka :))
I nie wiem doprawdy czy mam dziękować mojej "upartej kolorystycznie" córce - wszak to jej "wina" ten róż...
Aaaaa, a w Ikea zakupów dokonała karta płatnicza Osobistego, miał chłopak gest, dzięki czemu zaposiadłam:
Nożyczki z tego najfajniejsze - nareszcie mam "zębate potwory" :)
Nooo, kupiłam jeszcze troszku szkiełek, o tym wkrótce, a teraz żałuję że tych tkanin nie wzięłam więcej...
Moja zachłanność nie zna jednak granic :). Wizyta w owym sklepie zajęła nam ok 2 godzin, z czego 45 min to był obiad i toaleta - naprawdę starałam się oszczędzać Osobistego, i chyba to docenił, bo kartą machnął przy kasie, bez zmrużenia :))) Wyprawa szybka, miła, bez przygód - znaczy bezpieczna :)
A teraz... znowu spojrzałam na tkaniny od Iwony... Jakie śliczne! :)))

Mam nadzieję że dzisiejszym postem zrehabilitowałam się, i moja nieobecność zostanie wybaczona.
Tymczasem żegnam miło, i zmykam do dalszego napawania się cudami sprezentowanymi przez Iwonkę, aaa, i do pracy czas się szykować !

Papapa:)

15 komentarzy:

  1. A jak tam zakupy "sportowe"? Udane?
    Materiały mioooodzio!!

    Nożyczki zębate sa mega! Mam takowe i inaczej nie rżnę materiałsów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ata - zakupy udane - stamtąd miedzy innymi kaloszki :))) Nozyczki chyba jeszcze dzis wypróubuję, bo tak zachęcająco się szczerzą:)
    A z pasmanterią jeszcze sie przypomnę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. zakupy do pozazdroszczenia, prezenty oczywiście też, a nożyczki -muszę mieć takie! jutro jadę do niebieskiego sklepu:)

    OdpowiedzUsuń
  4. OLQA - jedź, jedź, warto bo niedrogie :))) Uważaj na inne "niezbędności", może weź kogoś z nielubieniem zakupów??? Będzie łatwiej i szybciej wyjść :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tkaniny i te podarowane i te zakupione są piekne - już czekam co z nich powstanie:) Kalosze faaajne - też na takie zapoluje chyba:) Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na małe candy:)

    OdpowiedzUsuń
  6. To ja się nie będę odzywać jak bardzo mi się nie chciało dzisiaj iść do pracy po 2 tygodniach ferii hihi...
    Tkaninki piękne..ciekawe co z nich wyczarujesz :) POzdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ana - zaraz wpadam :) kalosze polecam, strasznie wygodne:)

    Violetka - NIE ODZYWAJ SIĘ ! ;))) Z czarowaniem nie przesadzaj, dla mnie Ty jesteś GURU!

    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  8. łohohoho!bidulko,ależ intensywnie żyjesz :]
    odpoczynek się należy bezapelacyjnie!
    gratuluję odwagi w wyborze kaloszy-w takich plucha nie straszna :]

    cudne tkaniny

    OdpowiedzUsuń
  9. A mnie najbardziej zaciekawiło to tajemnicze palenie broch :) Jakoś nie wyobrażam sobie Ciebie ujaranej, chociaż te różowe kaloszki to może rzeczywiście na brochowym haju?

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak ja zazdroszczę ludziom, którzy mają takie piękne talenty... Widzę, że robisz coś, co sprawia Ci przyjemność :) To niesamowite w dzisiejszych czasach!
    Piękne zdjęcia, szczególnie to pierwsze!

    OdpowiedzUsuń
  11. Anita - noooo! I mnie czasem "intensywność" dopada... Odwaga mnie normalnie powaliła, dotąd nie mogę wyjść z podziwu :)))

    Ziuta - terapeutyczne było "jaranie"... bo te brochy to trzeba opalić, a dzieciaki paliły z przejęcia:) Ty to zaraz o jaraniu... Marzysz, czy cóś ? ;) Z różowymi kaloszkami to dłuższa historia, to może opowiem jak przyjadę ? :)

    Dom - witam w moich progach :), i... dziękuję , a jakby co pobuszuj po innych blogach, tam się dopiero dzieje :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Faktycznie - świetna ta sielska tkaninka! Ta czarna z wrzosowymi kwiatuszkami też się fajnie zapowiada!

    OdpowiedzUsuń
  13. Piękne tkaniny. kalosze cudne, też sobie zakupiłam już na jesieni i jestem bardzo, bardzo z nich zadowolona.
    Pozdrawiam bardzo gorąco

    OdpowiedzUsuń
  14. Zdjęcia z zimowych spacerów cudowne :) Taki imponujący zestaw materiałów - do pozazdroszczenia! aaa różowe kalosze... Czyżby pierwszy niesmiały zwiastun wiosny??? :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kasica - nooo:))))

    Fuerto - to moje pierwsze kalosze od 25 lat, więc nie ma się co dziwić mojej radości:)

    Angela - dla mnie róż w ogóle, to przełamywanie wstrętu do tego koloru :) Bardzo przyczynia się do tego moja córka - różoholiczka:))) A że wiosna się zbliża, to jest okazja do jej kolorowego przywitania :)

    Dzięki za odwiedziny :)

    OdpowiedzUsuń