udało mi się wreszcie wywiązać z zaległego zobowiązania.
Uff, WYKONANE, zatem odetchnąć mogłam z wielką ulgą, bo nie lubię jak mi coś wisi nad głową, niedokończone takie. Pokazuję i czekam na info od Głównej Zainteresowanej który będzie tym wybranym, Zainteresowana już wie która, Ziuta jeszcze czeka :)))
Za jakość zdjęć uprzejmie przepraszam jednak ciemno wszędzie i ponuro było gdy fotki usiłowałam przyzwoite zrobić :P
Dzisiejszy tytuł ma również odniesienie do wszystkiego co się ostatnio u mnie dzieje.A dzieje się niesamowitym pędzie... Ja już chyba inaczej nie mogę :)
Ma przepięknej urody maszyna stoi i czeka na lepsze czasy :P Niby kurzem nie porasta (co powyższym udowadniam), jednak brak czasu na bardziej dogłębne wzajemne się zapoznawanie :P Straszne to... i bolesne dla mnie wielce :>
A tyle planów, projektów, potrzeb... ech, chyba takie moje szczęście...
Pochwalić się też specjalnie nie mam czym. Bo ten ciągły brak TEGO najważniejszego.
Coś tam napoczęte czeka na wykończenie, w pracy berek ganiany - i wcale nie przesadzam, dosłownie ganiany ;>
Kończę sobie w tych minimalnych wolnych chwilach broszeczki, co to czekają i płaczą, coby je poubierać w błyskotki i inne pikne dyrdymałki, i wianki mchem porośnięte tez płaczą, a tu jeszcze trza córkę na pasowanie pierwszoklasisty przygotować, i otoczenie na TO wydarzenie... uffffff, dużo tego się porobiło. Nie żebym narzekała, w sumie to lubię gdy COŚ się dzieje i w dodatku TYLE tego cosia jest, więc jest ok, a jednak chciałoby się czasem usiąść na zadku i porobić coś bardziej "stacjonarnie" :))))
Weekend miał być pracowity, ze ściśle zaplanowanym czasem MOIM i JANOMKI. I przysięgam że nic już NIGDY planować nie będę:))) Weekend towarzyski wielce nam się przygotował, SAM z siebie :))) Tak już u nas jest, rzadko kiedy planowane spotkania dochodzą do skutku, za to te spontaniczne są NADZWYCZAJ owocne, i z nienacka :)))
Bo wyobraźcie sobie następującą sytuację: poszatkowana miednica kapuchy, marchewy , chałupka, oględnie mówiąc, przykurzona mocno i zakapustowana, no bo łikend przecież pracujący zaplanowany (a jakże!), i nagle telefon: na herbatkę jedziemy ;))) I tak między jedną miednicą kapuchy a drugą, w sobotę przyjęliśmy dwie rodziny gości, na podmiankę - jedni pojechali, drudzy przyjechali... w kapustę :))) W związku z czym niedziela kapuściano się przedłużyła i tak, podgryzając obiecaną rodzinie Ziuty pizzę, kończyłam jej ładowanie do słoików:) Bo Ziuta zapowiedziana była niedzielnie, żeby nie było :)))
Pizza wyszła wyśmienita, choć nie na kamieniu, bo dużo miało jej być i szybko w dodatku, za to rozmowy i prawie "warsztaty" szyciowe przy okazji spotkania też były :)))
Ot taki sympatyczny łikend nieplanowany nam wyszedł. Przy tej okazji wyszło że zaczynało mi już brakować takich spontanicznych pogaduch, wymiany spostrzeżeń, żarcików, fajnie było, choć nagle i zbyt krótko...
Na szczęście Janomka moja jest na wieki, jeszcze się zdarzymy nacieszyć swoim towarzystwem, jednak coby nie zapeszyć, NIC już NIE PLANUJĘ:))) Teraz czekam ciekawa co przyszłość przyniesie, choć wiadomo że niedziela ponownie przyjemnie towarzyska się szykuje :))))
To żeby nie było łyso zupełnie podam może przepisik, na sprawdzoną sałatkę słoikową, co to smaczna jest niezwykle i... kapuściana mocno, skoro tyle już pisałam o TEJ kapuście;)))
SAŁATKA z burakami
Potrzebujemy:
2 kg kapusty poszatkowanej, 2 kg ugotowanych i startych na dużych oczkach buraków, 20 dkg cebuli - w piórka ciachanej, 20 dkg pora - w plasterki ciachniętego. Ja oczywiście zaplanowałam wszystko z podwójnej ilości, coby nie zabrakło, w razie nieplanowanego ;)))
I na zalewę: 2 szkalnek octu, 2 szkalnek oleju, 2 szkalnek cukru i 2 łyżek soli, wymerdać wszystko i zalać kapuchę z dodatkami, odstawić na kilka godzin. Potem napychać w słoiki i pasteryzować pięć minut.
WYBORNA kapustka do obiadku na zimową porę, polecam :)))
I jeszcze jedna sałatka, co to przepis od mamy dostałam bo jej się spodobał w gazecie jakiejś:) Mnie też się spodobał, bo smakowite dodatki w nim występują, degustacja za kilka dni:
SAŁATKA z orzechami
Potrzebujemy:
300 g poszatkowanej kapusty, 1-2 marchewki, 1/2 dużego selera, 4 łyżki rodzynek, 3 łyżki orzechów włoskich, 1/2 łyżeczki brązowego cukru, 1/4 szklanki octu winnego lub jabłkowego, 2 łyżki oleju - u mnie oczywiście miednica wyszła, bo dla tych śmiesznych 300 gram szkoda mi było czasu ;)))
Marchew i seler obrać i zetrzeć na tarce. Orzechy grubo posiekać, rodzynki namoczyć najlepiej w kieliszku wódki (ja pożałowałam, wolę na nalewkę zostawić ), Włożyć wszystko do miski, dodać cukier, ocet, olej i dokładnie wymieszać. Wkładać do słoików i mocno ubijać. zakręcić i pasteryzować ok. 20 minut . I już, koniec. Potem tylko czekać na smakowitą degustację:)))
Barszcz czerwony na kuchni pyrkocze, zapachy się rozchodzą jutrzejszo - obiadowe, a ja zmykam,
miło się nocnie żegnam:))))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
oj wiem coś o tym planowaniu :) przeważnie nic nie wychodzi :)a doba jakoś nie chce się rozciągnąć :)
OdpowiedzUsuńświetna praca (w moich ulubionych kolorach :)) , a przepisy brzmią smakowicie :)
pozdrawiam serdecznie :)
SKUND JA TO ZNAM.....HIHIHI:)) ALE PIEKNOSCI POSZYŁAŚ:))
OdpowiedzUsuńśliczne portfeliki :)
OdpowiedzUsuńa z planami tak to już bywa...
No i nie zobaczyłam tego kamienia... Nie pozostaje mi nic innego, jak jeszcze raz wybrać się do Ciebie z wizytą na degustację potraw z kamienia :) No i nie spytałam, jaką lalkę mamy odkupić, żeby Tosia stratna nie była, bo nas więcej gościć nie będzie chciała. Należy jej się lalka z przeprosinami.
OdpowiedzUsuńCuda szyjesz!!!super!
OdpowiedzUsuńPrzepis wydrukowałam.CHYBA zrobię:))))
Pozdrowionka
Szycie portfeli opanowałaś do perfekcji!
OdpowiedzUsuńJa myślałam, że Twoja nieobecność przez Janomke spowodowana a ty mi tu z kapuchą wyjeżdżasz. Ale wiesz ta sałatka z tymi orzechami to całkiem ciekawie się zapowiada. Była już degustacja? Bo może.... kurcze no niech Cię nie znam...też bym ją spróbowała zrobić ;))
No i jak tu sobie coś zaplanować, jak z nienackowa kapuchą po oczach można dostać?
A wiesz ta Ziuta to już u Ciebie tak czeka i czeka, no zlituj się nad kobietą w końcu ;)
Serdeczności posyłam :)
Gino - niestety, doba w zaparte idzie i nijak się nie chce dostosować do rosnących potrzeb ;))
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
Qurko - bo takich jak my więcej jest :))) Dziękuję:)
Tuome - dziękuję pięknie:)
Ziuta - ech, już Ty sie kobito tak nie napraszaj tylko przyjeżdżaj:))) Uknułam plan: może ta razą wpadniesz sama, poszyjemy, poszydełkujemy (może trochę Twojej wiedzy na mnie spłynie)a ja w zamian za Twoją "wolność" pizzę mężusiowi upiekę "w papier i na wynos", fajny mam plan, pomyśl zanim coś naskrobiesz :))) O lalce nie ma rozmowy!
Aguś - dziękuję bardzo:)
Iwonko - ech, toś mi nagadała... :)))) Rób, tej z orzechami jeszcze nie degustowałam, choć właśnie te orzechy w niej wygrały - degustacja planowana na sobotę:)))) Janomka biedna stoi i czeka. Dziś do niej siadam, może coś wyszyję... Ziuta czeka???
Buziaki:)))
tak tak, oczywiście, na pewno przyjadę sama, a mąż zostanie z dziećmi za kawałek pizzy! Świetny plan, zaraz o nim napomknę swmu mężusiowi, na pewno bardzo się ucieszy :) Mam Ci jego odpowieć przekazać tu, na blogu, czy wolisz "w cztery oczy" przez telefon???
OdpowiedzUsuń