W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





10 sierpnia 2010

Jeszcze

chwilka, zanim opiszę swoje remonty:>
Darujcie, ale jednak dużo się działo w tym wspominanym "międzyczasie" urlopowym. Na śmierć zapomniałam, ale aparat nie...
No to wspomnień urlopowych międzyremontowych ciąg dalszy:D

Miniony wtorek. Niebo się rozzłościło, spadł grad , ogromne kulki lodu wściekle, z niesamowitą siłą uderzały o ziemię. Osobisty martwił się o szyby w domu. Ja o roślinki. Udało się: szyby całe, roślinki też. Tych drugich jest po prostu jeszcze ciągle zbyt mało żeby coś im się mogło stać :>






Życzenie dzieci: mama, rób nam zdjęcia w chmurach!!! Takie slicne dziś są:)))



Dziś.
Sejm się zlatuje. Szykują się boćki do drogi:(  Nad naszą wsią ogromne stado bocianów szybowało, klekocząc, stale zmieniając kierunek lotu. Ciekawe co uradziły...



Tylko takie zbliżenie udało mi się zrobić - musicie uwierzyć na słowo, wiela ich tam było.
No i nasze wioskowe dwa młode boćki.

 Wkrótce odlecą. Nadchodzi jesień.

Dzisiejszy spacer, krótki, ale miły:)




















A oto efekt dzisiejszego spaceru:


Na obiad zrobiłam risotto:)

RISOTTO

Na rozgrzaną patelnię z oliwą wrzucić pokrojone grzyby ( dużo, mogą być pieczarki, ale najlepsze leśne), dodać pokrojoną w kostkę lub piórka cebulę - dużą. Udusić do miękkości. Można dodać pokrojoną w kostkę szynkę. Delikatnie przyprawić do smaku: sól, pieprz, troszkę vegety.
Gdy wszystko jest już miękkie dosypać suchy ryż (zwykły), nie może go być zbyt dużo, tak żeby nie przeważał pośród głównego dodatku. Trudno jest mi określić ile, po prostu trzeba pamiętać że ryż podwaja swoja objętość, i sypać rozważnie. W dużym naczyniu rozpuścić 2 kostki rosołowe (wrzątkiem), zalać tym bulionem ryż z dodatkami, dusić na malutkim ogniu póki ryż nie podwoi objętości i nie zmięknie (oczywiście najlepiej zamiast bulionu z kostki mamy taki prawdziwy, kurzęcy:)). Często mieszać. Gdy jest już miękki (ale nie na paćkę!) posypać starkowanym żółtym serem, przykryć pokrywą i jeszcze chwilkę dusić póki ser się nie roztopi - na maleńkim ogniu aby się nie przypaliło. Gotowe.
Podawać z surówkami z sałaty, pomidorem, świeżymi ogórkami. Można polać ketchupem - niekoniecznie.
Smacznego życzę i polecam - danie błyskawiczne:D

Pozdrawiam

5 komentarzy:

  1. Oj, oj coraz bardziej jesienne klimaty. Czyżby wakacje miały się pomału ku końcowi :(
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj u mnie tez dziś risotto.Syn kiedy podałam obiad stwierdził: " mamo spełniłaś marzenie mojego podniebienia" Fanatyk maminej kuchni :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chce na grzyby!!!!!!!!!!!! Uwielbiam chodzic po lesie i je zbierac!!!!;(

    Na risotto przepis daj zrobie za rok. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Iwonko - nie tylko wakacje:( Lato się kończy:(
    Boćki tylko to potwierdzają, SZKODA!!!!

    Gosiu - moja rodzinka też się obśliniła gdy risotto zobaczyła:))))

    Asiu, przepis już dodałam, mówisz - masz:)))
    Przyjeżdżaj na grzyby, wrzesień????
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Az mi zapachnialo tym risottem!!! Od wrzesnia bede smigac do pracy w weekendy...nie ma szans na przylot!!!
    Ale za rok sobie to odbije!! Mam dzialeczke w puszczy nadnoteckiej...jak wparuje do lasu w poniedzielek w piatek wyjde! Hura!!!! Juz sie ciesze!!!

    OdpowiedzUsuń