i inne dziwolągi.
- Mamo, zostanę kaskaderem! - Oznajmił Jan coś koło tygodnia temu.
Nie przejęłam się zbytnio, dopóki synu nie rozpoczął "legularnych" ćwiczeń. Bo kaskader "sportowy" musi być "gientki".
I w tym momencie łuska z oczu opadła, a wizja ponownie połamanego dziecięcia skutecznie skrzydeł dodała w ostrzeganiu potomka przed niechybną zgubą, wspominając o zawiłościach losów kaskadera zawodowego. Nie odpuścił jeszcze, tylko ćwiczenia na czas intensywnych przemyśleń zarzucił. Ufff!
Jeden zero dla matki ( w zawieszeniu).
Minął dzień jeden - czyli moment, chwila zaledwie.
Johny wpada do kuchni z pytaniem: Mamo, czy są zawody "spajdermeńskie"????
Matka otumaniona nieco oparami gotowanego obiadu, na zgubę własną, pomyślała (zbyt szybko tym razem), i podpowiedziała uczynnie: Alpinista być może...
Po uzupełnieniu wiedzy w zakresie wykonywania oraz zdobycia niezbędnych uprawnień do wyżej wspomnianego "zawodu" (głupia, głupia matka!), Jan zapalił się do pomysłu, informując nagle struchlałą (opary opadły!) matkę ponownie: Idę ćwiczyć...
I poszedł:>
Kolejna wizja złamań - a ja naprawdę chcę już zapomnieć o wózku spacerowym, na którym to lat temu dwa ciągaliśmy Jana w te i nazad, bo on sam miał gips od palców lewej nogi po pachwinę... Czyli unieruchomienie skuteczne, na czas dwóch tygodni.
Przez pozostałe trzy śmigał po podłodze, szybciej niż przed gipsem, mimo dodatkowego "dociążenia" posiadanego już gipsu, gipsem budowlanym, dołożonym hojną ręką ojcowską w miejsca dziwnie przetarte... Zbrojenie też nie miało by wpływu na szybkość poruszania się Janka, jak również na trwałość owego gispu. Za to lekarz podczas zdejmowania miał ubaw - bo my ZAWSZE zapewniamy dodatkowe atrakcje, :))))
We wtorek Jan przechodził kryzys. Zawodowy.
Otóż, wreszcie!, dotarło do małej łepetyny, że czyn który "zamierzał" uskutecznić, czyli dobrowolne podstawienie się "ogromniastemu" pająkowi do ukąszenia, celem wiadomym: wykonywanie upragnionego zawodu "spajdermeńskiego", jest zabójczo... bolesny! Tłumaczenie matki że śmiertelnym być nawet może, nie skutkowało jak należy. Ojcowskie objaśnienie kwestii "bólowej" odniosło skutek (facet facetowi tłumaczem). Matka na tym polu nie ma czym zabłysnąć bo "się nie zna" :>
Po chwili słyszymy:
Jan: "Tosia!!!! Daj się ukąsić pająkowi! Będziesz spajdermenką! I będziesz miała MOC!
A ja będę Ci pomagał bić wroga!!! Przysięgam że "fajosko" jest być spajdermenem !!"
Tosia grzecznie i stanowczo ODMÓWIŁA :))) (chyba ciągle woli być KAPCIUSZKIEM. Chyba też niespecjalnie wierzy w entuzjastyczne Jankowe "fajosko")
Za to Jan w ramach rekompensowania sobie utraconych właśnie złudzeń, zapragnął zostać...
BATMANEM:)))
Dwa zero dla matki. Tymczasem.
Pocieszające jest to że w kraju który radośnie sobie zamieszkujemy, "ogromniaste" pająki w naturze NIE występują (wszak to nie Australia).
Jednakowoż znając możliwości i upór własnego dziecięcia, jego rodziciele nie wykluczają uporczywego poszukiwania terrarium ze zwierzęciem spełniającym kryteria (tak naprawdę szczegółowo znane tylko Johnowi), toteż TYLKO dlatego cała akcja jawi się im jako potencjalnie niebezpieczna. I wcale nie niedorzeczna! Co to, to nie. Nie z Jankiem te numery :)
Na pocieszenie Syna, i z rozpędu, bo zbyt późno wpadł na pomysł zaposiąścia umiejętności zawodowych "nietoperza", powstało takie coś:
Swoją drogą, taki Batman to też ma przechlapane życie. I skąd ja wytrzasnę radary ??????
Przy okazji monologi z życia codziennego Jana, z racji na obchodzone właśnie święto), dzisiejszy ranek:
- "Mamo, czy musisz siedzieć przy komputerze i milczeć" ???
- "Mamo, czy mogę na rajstopy założyć te nowe skarpetki ze spajdermenem??? Po potwierdzeniu:
- "Będę wyglądał BOSKO" !!! ;)))
- Mamo, a mogę nam zbudować "klimazytację"? Ale taką "porfesjonalną"... (cokolwiek to znaczy, brzmi obiecująco, mówią że lato znowu będzie upalne) :))))
Przyszłość szykuje się niezwykle zaskakująca :)
Pozdrawiam ciepło:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Matko swieta, ja stanowczo chce córke. Jak mi sie mroźniak w KOta wda to ja go będe szukać w wieku 2 lat nie w sasiednich wioskach, ale w krajach. A co do głowy, to ruszaj ruszaj i zadne mi tam ze nudna jesteś. Nudne to sa kluski w mleku.
OdpowiedzUsuńhahahhaha az sie boje co moj Franek wymysli ;)
OdpowiedzUsuńMasz Kochana wesolo! A bedzie jeszcze fajniej ;)
Torcik jak marzenie, po mince Jasia widac, ze ucieszylas go bardzo ;) a i smakowal pewnie bosko ;)
Czy pislam Ci juz, ze czytanie Twoich postow to dzika przyjemnosc?? Smieje sie przy kazdym akapicie ;) Powinnas otworzyc jakies centrum terapii smiechem!
Sciskam z wielkim usmiechem na buzi
A masz pewność, że u nas nie ma pająków wielkości słonia?? tak??
OdpowiedzUsuńTo jak chcesz, to Ci mmsa wyślę z dowodem na to, że się myslisz!
U mnie w pracowni popitalał taki Spider(bez mena). A ja mało zawału nie dostałam, bo się boję pająków! Brrr!
Dobrze, że mam dwie córki! Bez zapędów na kaskaderki ;-D
Ale się uśmiałam, dobrze, że zapisujesz te teksty jak będzie miał 17 lat to przeczytasz jego dziewczynie :):):)
OdpowiedzUsuńoj co tam dziewczynie, jego dzieciom - dopiero będą miały ubaw z taty spidermena ;)
OdpowiedzUsuńboski jest Twój Johny :)
tort super wygląda
buziole
No ja z moim to takich rozmów jeszcze nie prowadzę, raczej "ja che nene" co znaczy "ja chcę byty ze spaidermenem" ;))) A przy Tobie to jawię się jako matka wyrodna, bo takich tortów nie robię!!! Dobrze, że mój Młody jeszcze nie korzysta z mojego kompa ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście miało być 'buty' :)
OdpowiedzUsuńHania - nic nie bój się na zapas:) Znam aniołkowych chłopaków, poza tym kto Cię będzie bronił, jak nie własny SYN ??? Córki tez potrafią być zakapiorkami, wiem coś o tym :)))
OdpowiedzUsuńA kluski w mleku UWIELBIAM!
ASia - gdy już Franko wymyśli, koniecznie to opisz, też się chętnie pośmieję ;))) Na terapię od czasu do czasu sama się piszę :) A tort rzeczywiście, wyszedł wyjątkowo smaczny :)))
Ata - szczerze mówiąc wolę spaidery od ślimaków - bo stanowczo preferuję pajęczyny od śluzu, więc nowej miłości Janka przyklasnęłabym nawet z ochotą, gdyby nie te "ćwiczenia" zawodowe :) Próbowałaś kiedyś sprać z ubrania śluz ślimaczy ??? Nie życzę :))
Gosze - jak będzie miał siedemnaście lat, to zrobi wszystko żeby pokasować ;)))
Kasiu - dzieciom, czyli wnukom, sama opowiem, zaczynam pisać pamiętnik papierowy :))) Skrytkę już wymyśliłam, odtajnię w ODPOWIEDNIM momencie :)
Kasica - buty spajdermeńskie Johny też chce! Tort wbrew pozorom łatwy w wykonaniu. Gorzej z pieczeniem biszkoptu - tego nie znoszę:>
Bardzo dziękuję za miłe słowo :)
Patrzę na ten tort z rozrzewnieniem ponieważ dzisiaj są urodziny mojej "już" 29-letniej córki, której upiekłam (na jej osobiste życzenie) "nieśmiertelne" w mojej rodzinie ciasto - murzynek z serem. Moje córki pamiętają wiele upieczonych przeze mnie tortów urodzinowych z czasów, kiedy nawet cukier się zdobywało. Myślę, że Twój syn za kilkanaście lat doceni fakt, że mamie "się chciało"!!!
OdpowiedzUsuńRoma - noooo, coś w tym jest :) Syn do dziś wspomina tort z "Tomkiem" a córa piętrowe kwiatki :))) Cukier za chwilę też trza będzie zdobywać :))) A przepis na murzynka z serem poproszę uprzejmie :)))
OdpowiedzUsuńświetny pomysł, cudo, teksty mocne, prawda.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i podczytuję :) ale czasu brak czasem na napisanie