Ku pamięci i dla zabicia tęsknoty.
Jednocześnie, mała retrospekcja z tego co było, w czasie gdy mnie nie było.
W świecie blogowym mnie nie było dodam dla wyjaśnienia, bo u siebie byłam w nadmiarze nawet.
A muszę o tym opowiedzieć, szczególnie tym co we świecie dalekiem, coby wiedzieli że świat choć piękny jest niezwykle, to i u nas równie pięknie i sielsko również :)
Najsampierw święta -bogate ludziowo, bogate zającowo i zabawowo też :)))
Sama osobiście uatrakcyjniłam owe świętowanie. Dziwna to "atrakcja" była, ale jak mawiają niektórzy "na bezrybiu..." :> Podczas rodzinnego spaceru przysiadłam sobie wdzięcznie, w malowniczej scenerii pól rozległych, wygodnie bo na młodej kępce traw. Usiadłam i siedziałam bo dobrze mi w tyłek było, miękko i wygodnie wielce... Po czym, gdy wstałam, rąsią tyłeczek otrzepałam i napotkałam maź... śmierdzącą nieco... A tak się kępce przyglądałam co by nie daj Panie nie "wdepnąć" i co?, se usiadłam, po co się ograniczać, a miejsce wybierane tak skrupulatnie, dokładniejszym być nie mogło :> Jedno co dobre w całej historii: dostarczyłam tematu do "wspomnień" na kolejne dni, hahahaha, rzeczywiście... :>
A dziewczynki kwiatki w procesji rezurekcyjnej sypały:)
A potem dzieciaki zająca szukały po krzaczkach:
a jeszcze bardziej potem w taczanie jajek grały. Szybko skończyły bo Janek jajka wszystkim potłukł z radości:>No i biegi prawie przełajowe z jajkiem uprawiały, zaręczam, trudna to dyscyplina...
na relaksik też był czas i miejsce...
Czasu wolnego spędzanie było równie intensywne, a to podwórkowo - świetlicowe zabawy, a to ogniska, a to "wyprawy odkrywców" zakończone powodzeniem ogromnym. Czemu? Nie tylko o humor chodzi. A o ŻYCIE podczas jednej z wypraw!!! Prawda najprawdziwsza, i bardziej prawdziwej nie ma! Bowiem podczas "gór" okolicznych turystycznego przemierzania, na stado byków się towarzystwo natknęło! I gdyby nie to że stały sobie w oddali (ale co to dla byczka młodego oddal taka...), i jakby nażartych mocno wrażenie sprawiały , jednakowoż gdyby nie wymienione aspekty, niechybnie odbyłaby się na łąkach wsi naszej sielskiej, rzeź niewiniątek: dwie babeczki nader subtelne w wyglądzie i szósteczka dziecisków uchachanych nie wiedzieć czemu... totalne wariactwo - bo BYKI przyglądały się nam z niezwykłą intensywnością:)))
(nie zrobiłam zdjęć bykowych. Przez prędkość uciekania, mknęłam z jedną z najmłodszych latorośli w objęciach niczym jaka elfica na skrzydłach łabędzich, a Jaś judził zwierzynę, a Jaś namawiał...)
Nasze góry, w tle zarys naszej wsi z kościołem na pierwszym planie:
Tu zwiedzamy niewielką hutę szkła położoną w Olsztynku.
A przy okazji odbyło się również zwiedzanie zamku nidzickiego, tak z rozpędu i czasu zapełnienia:)
A tydzień temu nazad w pobliskim Olsztynku się pławiłam z towarzystwem starszodzieckowym:) Ale o tym już następnym razem, coby nie przynudzać:)
Zaklepuję tęsknotę, zagaduję coby lepiej było.
I chyba zaczyna...
Pozdrawiam cieplutko
haha dzieki ze sie podzielias historyjkami
OdpowiedzUsuńSię obśmiałam z Twojego wygodnego siedziska :))) Zgoniłam się uciekając przed bykami;)Ależ się u Was działo!
OdpowiedzUsuńA o co chodzi z tym taczaniem jajek? U mnie przy świątecznym śniadaniu stukamy się jajkami. U mojego męża w rodzinnym domu też jest podobny zwyczaj oni to nazywają "cokanie" jajek, ale o turlaniu nie słyszałam.
Pozdrawiam serdecznie:)
Bo - miło mi że mogłam Ci sprawić radość:)))
OdpowiedzUsuńIwonko - sama pisząc TO byłam zasapana ;)))
Taczanie - zwyczaj z Mazur (bodajże, stamtąd pochodzi mój ojciec). Gra może się odbyć jeśli posiadasz dachówkę po której taczasz jajka. Musi być kilku zawodników, im ich więcej tym lepsza zabawa:) Każdy tacza swoje jajo, starając się zbić jako przeciwnika. Wygrywa ten kto trzy razy zbije jajko innego uczestnika zabawy. Prosta lecz arcy sympatyczna zabawa wielkanocna - taka na odejście od stołu, czy zajęcie przemęczonych dzieci :)))
Dodam że jajka powinny być ugotowane na twardo, to tak na wszelki wypadek :))))