Zmieniając temat, i poprawiając sobie nastrój przedstawiam dalszy ciąg szaleństw na gruncie rodzinnym.
Druga i ostatnia część retrospekcji z pobytu rodziny.
Tydzień ponad temu już nazad, zabrałam dziatwę na mszę do pobliskiego Gietrzwałdu. Wieś położona niezwykle malowniczo pośród pagórków wysokich, łąk malowniczych...
Zdjęcie jedno :> Drugi aparat, którym cykałam ześwirował, i zdjęcia mocno takie sobie :>
A żeby dziecka zająć czymś na dłużej wymyśliłam wycieczkę do Olsztyneckiego Skansenu. Po mszy żeśmy pojechali.
Akuratnie (jak mawiają niektórzy :) ), w czasie owym "Targi ludowe" się tam odbywały. Atrakcja nad atrakcjami, zważywszy iż pogoda nawet dopisywała. Radość z odkrywania miejsc wiejsko - sielskich niebywała:) I te chatynki przycupnięte przy drodze, te ich okiennice błękitne, czy wystawy umeblowania, sprzętów domowych i zabawek dzieckowych!!! Bajka, cudo, i ile radochy za grosze!
Moje dzieci służyły za przewodników (były już w owym cud przybytku), stale dopominając się wejścia do wiatraków. Przy okazji w glinie się wszystkie cztery ubabrały, bo nie tylko "święci garnki lepią" :))) Polecam wszystkim będącym w pobliżu - sześć godzin zabawy, dodatkowo świetna lekcja historii :)
Działo się również, skromnie, ale zawsze, w dziedzinie tfórczości mej prywatnej. Na potrzeby siostrzenicy pływanie basenowe uwielbiającej, powstała torebeczka, na wzór własnocórkowej -wiadomo bowiem - sroczenie wspólne jest dla wszystkich dziewczątek:)
I obrazki miłe dla oka też powstały, ale przed obfoceniem pojechały:> Zapomniałam z rwetesu wielkiego obfocić. Może kiedyś nadrobię brak? Tymczasem torebeczka:
Na koniec, kto zgadnie co najbardziej utkwiło dzieciom w pamięci z prawie sześciotygodniowego wspólnego pobytu, nader intensywnego we wrażenia???
Po pierwsze byki!!!
Często komunikowana była chęć powrotu na pastwiska w celu wiadomym... nawet przygotowanie niezbędnego coridowego elementu zaczepnego omawiane było dokładnie przez chłopaków... kiedy cóż... rozsądne dziewczęta skutecznie przegłosowały owe dzikie "chłopakowe" zapędy :)))
Co jeszcze?
Po drugie krótki pobyt w szpitalu najstarszego siostrzeńca. I wcale nie traumatyczny w przeżycia, wręcz euforycznie wspominany bywa przez głównego zainteresowanego :)))
To tyle.
Takie były nasze dni, wypełnione po brzegi, intensywne niezwykle, obfitujące w wydarzenia różnej rangi.
Fajne wspomnienia mamy:)))
A ja zabieram się do zrealizowania swoich planów. Szarpie mi się po głowie mnóstwo różności, sama nie wiem za co się łapać.
Chyba najsampierw zasiądę z kartką i długopisem, zanotuję co głowa czuje, a potem dopiero przystąpię do realizacji... chyba muszę poukładać sobie wszystko, bo inaczej... klops!
Żegnam się ciepło:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pamięć ludzka to trudny temat.
OdpowiedzUsuńPikna wycieczka.
Buziole
Hanuś - to fakt. Ale wycieczka warta pamiętania;) Serdeczności Brzuchatko:)))
OdpowiedzUsuńAch szkoda, że sąsiedztwo nasze tak bardzo odległe :( bo dzisiaj mnie z doła nie było komu wytaszczyć. Z G wróciłam się do D i generalnie wszystko jest do D.
OdpowiedzUsuńDruga część retrospekcji bardziej spacerkowa nie "kurcgalopek" jak poprzednio. Tak wiejsko i sielsko. Pięknie.
Wytłumacz mi jeszcze co wspólnego z taczaniem jajek mają dachówki bo nie kumam.
Pozdrowionka:)
Iwonko - to dawaj numerek, bo nigdy nie wiem na który dzwonić!
OdpowiedzUsuńPo DACHÓWCE taczasz, inaczej "kulasz" jajko, nabiera rozpędu i mknie w "oddal" ;))) Ważne, nie rzucasz go na tę ceramikę, tylko delikatnie przykładasz, kombinujesz żeby skulało się delikatnie a w kierunku wybranym przez ciebie, i już. Jak mówiłam, zadanie polega na trzykrotnym zbiciu jajca przeciwnika. Zbiłaś - zjadasz, albo grasz dalej, również tym wygranym jeśli taką masz fantazję:) To gra również domowa, wcześniej tylko trzeba miejsca trochę zrobić, choć czasem jajko tak pięknie się potoczy że nie dosięgnie go "wróg", bo schowało się np. za nogą od stołu :)))))
Jeszcze raz - DACHÓWKA daje "napęd", rozbieg jajcu :)))
To niezwykle emocjonująca gra:)))
Jaka cudna sztruksowa torba auuuuuu
OdpowiedzUsuńUmieram z zazdrości auuuuuuuu
Też chcę taką sztruksową torbę auuuuuuuu (tu następuje tupanie nogą w podłogę, aż lecą drzazgi, rejtanowski rzut pod drzwi, ewentualnie darcie szaty na mej wątłej piersi :) auuuuu
Ziuta!!! Szkoda szaty!!!! Piersiów wątłych też ;)
OdpowiedzUsuńWiesz z czego ten sztruks?!?!?! Ziuta, dużo jeszcze mam, wiesz przecież! Dla Cię Babo Kochana zieleń zostawiłam! Spoko loko, będzie torba, niech się tylko obrobię deczko :)))
Buziolki dla Ferajny całej Najważniejszej - biegania do kóz oszczędzę Tobie:)))))
Fajnie.Zazdroszę kochana tego wyjazdu. Torba bardzo fajna. U mnie obecnie dolina w tej dziedzinie. Buziaczki
OdpowiedzUsuńDzieciaki masz urocze! Powodzenia w realizacji pomysłów! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń