W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





23 września 2012

I koniec :P

Kilka dni urlopu zleciało jak z bicza trzasł, a jeszcze tyyyyle miałam planów :P
Wszystko co miłe zbyt szybko się kończy, niestety...
To był naprawdę dobry, choć pracowity czas.
Osobisty stuka, puka, wierci i piłuje, dzięki czemu powstaje wiata na drewno do kominka ;)))



Również dzieci bardzo zaangażowały się w pomoc:)
- Janko w przygotowanie materiału do budowy wiaty:

- Tosia w prace porządkowe wokół domu, tu wymiata ;))), bruk który układałam wiosną ;)))


Ja zajęłam się po trochu wszystkim, ogrodem, kuchnią i rękodzielniczeniem :)
Nie ukrywam, plany miałam większe, jak zwykle..., jednak i tak jestem zadowolona ze skali prac jakie wykonałam.  Znowu na ostatnia chwilę, przetworzyłam 20 kg ogórków, będą kiszone i konserwowe:)
I oczywiście ususzyłam pomidory, przyprawione w zalewie z oliwy będą umilały długie zimowe wieczory, uwielbiamy:)
W wolnej chwili wyszyłam:

Oprawiłam ten hafcik w ramkę którą dostałam jeszcze w czerwcu od siostry , nareszcie znalazłam na nią pomysł:)

Jednak żeby urlop był urlopowy pozwoliliśmy sobie na mały przerywnik i odpoczynek w postaci wyprawy...


I choć zbiory niewielkie, najważniejsza była radość ze wspólnego spędzenia czasu :) A jutro na obiad będzie risotto z grzybami :)

Udało mi się również zaangażować dzieci we własnoręczne przygotowanie słodkości:)
To batony do których dzieci w niezwykłym skupieniu łupały orzechy włoskie:


Taka słodkość jest świetną alternatywą dla batoników sklepowych. Do tego przygotowana własnoręcznie, i z całą pewnością znacznie zdrowsza niż słodkości sklepowe.
Prócz wspomnianych orzechów włoskich, wzbogaciliśmy przepis dodając siemię lniane, słonecznik, orzechy laskowe i rodzynki - w sumie prawie 40 dkg. Do tego 40 dkg czekolady gorzkiej, 10 dkg masła i 10 dkg cukru, najlepiej brązowego, ja dałam biały, bo taki akurat miałam w domu. Czekoladę należy rozpuścić wraz z cukrem i masłem, dodać bakalie, wymieszać i przełożyć na blaszkę wyłożona papierem do pieczenia. Poczekać aż zastygnie, a na koniec przekroić w niewielkie kawałki. My nasze batoniki owinęliśmy  folią spożywczą i udekorowaliśmy paskami kolorowego papieru. Przechowuję je w szafce, już nie wróżę im długotrwałego leżakowania;)) Jutro "pójdą" z dziećmi do szkoły, jako dodatek do drugiego śniadania:)))
Przepis podstawowy pochodzi z książki: "Mama, Tata, patelnia i ja" - polecam:)

Nie ukrywam, rozpoczęłam także prace nad innymi projektami, ale o tym następnym razem.

Tymczasem żegnam się miło, do następnego wpisu ;))

5 komentarzy:

  1. alesz mi smaka narobiłas na takiego batona. mniammmmmm

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no, pracowite pszczółki z Was;) Przydałaby mi się taka wiata na drewno, teraz stoi przykryte folią, co nie wygląda za fajnie i nie chroni odpowiednio. Tylko musiałabym chyba zaangażować Waszą Ekipę;)))
    Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No widzisz, w grupie siła:-) , mróweczki pracowite :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pracowite te Twoje dzieciaczki...Moich nagonić....z cudem graniczy....
    Batony-świetny pomysł!!

    OdpowiedzUsuń