W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





24 marca 2010

Urlopowo???

Hmmm, minął kolejny dzień urlopu, a ja zmęczona jestem jakbym w kamieniołomach pracowała:)))

W niedzielę (wiem że nie powinnam, wstyd mi), przez dwie godzinki wygrabiałam liście przed domem, to akurat był fajny relaks:) Wykorzystałam chwilę gdy słońce wyszło zza chmur, zrobiło się tak pięknie, ciepło i wiosennie, więc całą rodziną wylegliśmy przed dom i... no nie mogłam patrzeć na ten obraz nędzy i rozpaczy, chwyciliśmy z grabie, taczki i migiem liście i inne śmieciuchy pozimowe wysprzątane zostały w ogródku "przednim" - co rodzina to rodzina:)). Ledwie skończyliśmy zaczęło padać, i tak padało już przez kilka godzin:(

Poniedziałek - pierwszy dzień urlopu - kiermasz wielkanocny w pobliskiej wsi gminnej, nie udało się go zorganizować wcześniej, więc w urlopie pracowałam:). Żeby słodko nie było, z dzieciami swymi osobistymi, oj...

Wtorek - drugi dzień urlopu - zaległa wizyta u koleżanki. Umawiamy się na spotkanie od lata, i ciągle któreś dziecko chore ( i jej dwójka i moja dwójka, to się rozkłada w czasie, niestety:). Wreszcie się udało, dzieci się wybawiły, wyśmiały i naudzielały towarzysko. Ja oczywiście wygadana na jakiś czas:), Dobry dzieciowo - babski dzień:)
Potem, tego samego dnia, w planach  był obiad imieninowy u moich rodziców. W piątek było Józefa, mój tato właśnie takie imię nosi, więc pojechali my z roślinką ogrodową i baranem na Wielkanoc.
Przyjeżdżamy, a tu niespodzianka:  Goście w domu rodziców, nic dziwnego, wszak uroczyście miało być to i goście są. Ale jacy!!! Przyjechała siostra z dziatkami swymi! Michałem, moim chrześniakiem , młodszą prawie pięcioletnią Julcią i bliźniakami: Martą i Tomkiem, których nie poznałam jeszcze osobiście. Dlaczego? A bo na Wyspach Zielonych urodzone najmłodsze dzieciaczki, i nie było jak i kiedy jechać i zapoznać. Więc to spotkanie naszym pierwszym było (nie bedę przeciez liczyć czasu gdy byłam z dziećmi u siostry w Anglii, małe w brzuchu juz wtedy sobie siedziały:).
Niespodzianka  była wielka, mama nie chciała zapeszać ich przyjazdu, bo wiadomo, małe dzieci, choroby itd, itp.,  trzymała tajemnicę do końca. Wyszła wspaniała niespodzianka.
Nasze dzieci pięknie razem te dwa dni spędziły, dziewczynki żegnały się wczorajszego wieczoru szlochając donośnie, i dziś przy pożegnaniu łezki także poleciały.
Jeszcze tylko słówko o maluchach - przerozkoszne, każde inne. Tomcio radosny, żywy, wszędzie go pełno, Martusia obserwatorka, rozważna i romantyczna:) Oboje mają już rok i cztery miesiące są cudne i mądre.
Kilka zdjątek:

Bliźniaki: Martusia i Tomaszek:))

Miki i Jul

No i gdzie spędziłam trzeci dzień urlopu??? Oczywiście z dziećmi, u dzieci:))) I fajnie było, pogoda piękna, słoneczko przyświecało, sama radość:). Kilka migawek ze spaceru po olsztyńskiej starówce:

Z moją mamą i gołębiami:)




Julia


 Michał

 Janek

Tosia

 Wszystkie najstarsze dzieciaki

Niestety, jutro siostra wyjeżdża, znowu długo się nie zobaczymy:(  

Zrozumiałe jest zatem chyba zmęczenie o którym mówiłam na początku postu. Bo to się dzieje ciągle wokół: niespodziewane niespodzianki:), wiosna, wizytacje, sprzątanie i człowiek choć nie chce, jest lekko wypompowany:)
Niby te dni bez pracy zawodowej, jednak wcale nie wiem czy nie bardziej męczące, chociaż niezmiernie miłe:) Zresztą, ja od kilku tygodni czuję się notorycznie zmęczona, czas już najwyższy skończyć z tym i wyjść z doła zimowego:)
Żeby tak na smutno zupełnie nie kończyć, dziś po raz pierwszy wypiłam popołudniową kawę na podwórku przed własnym domem, spacerując po naszym wiejskim "osiedlu" z sąsiadką zza płota:)))
Żeby nikt nie sądził że się leniłam - dzisiejszego popołudnia, po rozstaniu z siostrą i jej rodziną zabrałam się za sprzątanie przed płotem, a że sąsiadka zajechała akurat na koniec sprzątania, pora była jeszcze akuratna, to się kawką uraczyłyśmy, a co!. Kawa wypita w miłym towarzystwie i w pięknych okolicznościach smakowała nadzwyczaj wybornie.
O matko, jak ja tęsknię za takimi wieczorami, kiedy słoneczko zachodzi, dzień się leniwie kończy, a ja z herbatką w wielkim kubasie siedzę sobie na tarasie:))). Już za chwilę tak będzie, za chwilkę koc piknikowy dzieciom na trawie rozłożę. Zaczną się wieczorne ogniska, siedzenie przed domem, pogaduchy przez płot..Już niedługo! Jak mi tego już brakowało! 

Jutro dzień czwarty urlopu - jeśli pogoda pozwoli spędzę z dziećmi dzień ogrodowo - spacerowo. Pewnie trzeba będzie odwiedzić pobliską stadninę, może gałązek jakiś narwiemy do świątecznego dzbana. Mamy w lesie takie miejsce gdzie barwinek rośnie,  skubniemy kilka listeczków do koszyka wielkanocnego. I tak minie kolejny dzień pod znakiem rodzinnego wypoczynku:) Potem pewnie jakiś mały porządeczek w "tylnym" ogrodzie. Ruszyło wiosennie w domu i zagrodzie, aż się chce żyć:)
Kolejne dni, to znowu porządki. Wielkie w dodatku, bo mam takie marzenie by rozpocząć remont wykończeniowy kolejnego pokoju na piętrze. Trzeba tam sufit i podłogi położyć, reszta przy tych pracach, to zwyczajny pikuś:)). Póki co, pokój to obraz nędzy i rozpaczy - zagracony niemiłosiernie, trzeba to wszystko przekopać i... skończyć z naturą chomika. Zaczyna mi to ciążyć i doskwierać. Dom niby ogromny, ale jak się przyjrzeć to milimetra wolnego nie ma. No za wyjątkiem sypialni mej własnej i łazienki, mam nadzieję że i tu nie ulegnie zmianie:)))

Teraz znikam, idę ledz w łożu wygodnym, zregenerować nadwątlone siły, poczytać i spać.
Dobranoc, pchły na noc, a karaluchy wynocha:)))

2 komentarze:

  1. No pracowicie u Ciebie, że hej.
    Ale Mama miłą niespodziankę zgotowała :), ja bym nie umiała utrzymać języka za zębami ;)
    Wszystkie dzieciaki urocze, ale najlepsze bliźniaki- uwielbiam takie małe pućki :D
    Pozdrawiam wiosennie, z herbatką ale na sofie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mama zazwyczaj nie umie utrzymać języka za zębami, czasem mam to po niej:)))

    W bliźniakach jestem zakochana:))

    Dzięki za miłe słowo, pozdrawiam gorąco zważywszy na to co za oknem:)))

    OdpowiedzUsuń