O weekendzie minionym mówię:) Od piątkowego popołudnia towarzysko się zaczęło, i niedzielą towarzyską się skończyło:)
W piątek troszkę po wariacku mogliśmy spotkać się z rodzinką. Nie byle jaką, za wielkiej wody bowiem przybywają od czasu do czasu, rodzinne strony odwiedzić, spraw setki pozałatwiać i... wrócić tamże niestety:>
Kto pamiętliwy, przypomni sobie że już wspominałam o wujku chrzestnym mojego Janka. Przyjechał wraz z żoną swą uroczą: śliczną ciocią Olą, jak mówi czule Tosia. Lodami towarzystwo się opchało, nagadało, naśmiało i w parku zabaw pobrykało. I koniec:((( Rozstać się musiało, niestety:(
Ale! Nie jest źle tak całkowicie, ta razą bowiem wredna i zapominalska matka aparatu swego nie zapomniała i kilka zdjątek pstryknęła.
No i teraz wszyscy sie przekonają że ciocia Ola śliczna jest rzeczywiście, a nie tylko w gadaniu:))) O, proszę:
Mówiłam ?!!! Tosia też:)))
A to już słynny Chrzestny z równie słynnym chrześniakiem:)))
No, i tak towarzysko rozpoczął się nam weekend:)))
A potem przyszła sobota, normalne, po piątku zazwyczaj sobota... Ha, umówiliśmy się dwa dni wcześniej na spotkanko, ze starymi znajomymi, takimi od wywczasów z dziećmi, wypadów nadmorskich i różnych wieczorów (ale to jeszcze zanim te dzieci świat ujrzały) które to rano dania kolejnego się kończyły:) Znamy się lat... o matko, nie zliczę, szczególnie że obaj panowie nasi znają się od dziecięctwa szczęśliwego:).
W sumie miniony weekend niewiele się różnił od tych naszych "starych" spotkań sprzed dzieciowych:) Zaczęło się w sobotę, w niedzielę skończyło - jednak, z przerwą na spanko we własnych domkach, przyzwoicie znaczy:)
I tak sobota, choć początkowo z deczka pracowita, zrobiła się ogniskowo-spacerowa:)))
Niedziela zaś obiadowo - zbieracza:), na grzyby bowiem całym bractwem wyfrunęliśmy, i nieźle się bawiliśmy. Łupy skromne też przynieśliśmy, a co! Zresztą nie szło inaczej, Janek mimo późnej godziny, z lasu wybyć nie chciał, ile się musieliśmy naprosić, naobiecywać, oj! W końcu skuszony wizją kanapki z nuttelą wrócił, cały jednak nieszczęśliwy, bo : "my z mamą to na cały dzień do lasu chodzimy, a nie tak, na kwile".
Ogłaszam jednak wszem i wobec, jeśli spotkacie kiedykolwiek chłopaczka głoszącego takie herezje, to puszczajcie wszystko co mówi mimo uszu!!! Przyrzekam! Ja sie z dzieckiem nie błąkam po kniejach i ostępach dzikich godzinami całymi! Żeby potem nie było, że ja się dziecko zamęczam, czy cóś! Ja najwyżej trzy godzinki z synem spaceruję po lesie, i głównie... gadam:> A właściwie odpowiadam na setki milionów pytań ;))). Bo się Jankowi buzia nie zamyka, i w dodatku zachwyca się wszystkim co napotka:)
Ale grzybów też nazbiera, dzis na ten przykład 3 kozaki znalazł, kilka kurek dorodnych, 2 maślaczki śliczne i podgrzybka, i to SAM OSOBIŚCIE, bez niczyjej pomocy!!! Dodam tylko że ma cztery lata. Cztery i pół, dla ścisłości :)
Ale grzybów też nazbiera, dzis na ten przykład 3 kozaki znalazł, kilka kurek dorodnych, 2 maślaczki śliczne i podgrzybka, i to SAM OSOBIŚCIE, bez niczyjej pomocy!!! Dodam tylko że ma cztery lata. Cztery i pół, dla ścisłości :)
I wszyscy najważniejsi grzybiarze:)
Prawie na koniec dodam że wczoraj, tuż przed przyjazdem gości czeremchy zdążyłam narwać. Jeśli ktoś wie gdzie mu rośnie, niech szybko zbiera, zaczyna opadać, i ptaszorki się też do niej dobierają ze smakiem.
No i co zrobiłam z czeremchą, no co??? Naleweczkę nastawiłam, ot co!
Oto i ONA - czeremcha we własnej osobie:)
Niezwykle dorodna jest tego roku.
Nazbierałam jej tak ok. pół litra. Zasypałam cukrem na razie i czekam. Soki puści, cukier się rozpuści, potem się procentów doleje i... się będzie degustowało:)))
Nastawioną wcześniej nalewkę z owoców róży wczoraj zlałam, jeżynówka też już w butelczynach pięknie wygląda. Smakują obie wybornie, to zdanie również degustującej koleżanki, więc prawie obiektywne:)))
Na koniec już pokażę coś, co nieopodal mojego domu wczoraj znalazłam, jakby popołudniowego zbioru mało było (zmarnować się miały?). Tak mamy rokrocznie:)
Kto powiedział że po lesie trzeba latać godzinami (5 szt!)
U nas grzyby same pod dom podchodzą:))
To i tak skromny zbiór, bywało że i po 12 - 14 kozaczków przynosiłam jednego dnia:)
Tak więc ogłaszam oficjalnie: SEZON GRZYBOWY ROZPOCZĘTY!
I tym miłym dla niektórych ogłoszeniem kończę niniejszego posta.
Do roboty się zabieram, do roboty rękodzielniczej albowiem słodyczki muszę dopieścić, a to już wkrótce:))
Pozdrawiam niedzielnie jeszcze:)
Tak swietnie czyta sie Twoje posty,że aż szkoda ,że sie kończą.Faajny weekend faktycznie.Dużo gości, dużo smiechu, dużo grzybów.
OdpowiedzUsuńTen ptasiorek drewniany bardzo mi sie podoba!
Pozdrowionka
Ciocia Ola faktycznie śliczna :-))
OdpowiedzUsuńMa rację Twoja Tosia.
Grzybobrania zazdraszczam. Wprawdzie mieszkam w lesie, to szans na znalezienie czegokolwiek innego niż kup (psich i smieciowych) w zasadzie nie ma.
A jeszcze nie tak dawno było jak u Ciebie - chwila moment i koźlaki same do koszyka właziły stadem.
Ehhh...
A czeremchę ptaszory już obżarły do ostatniego owocka :-D
A niech im idzie na zdrowie!
Ciocia Ola faktycznie urodziwa i usmiechnieta! A to chyba najwazniejsze!
OdpowiedzUsuńFajniutko spedzilas czas! Grzybki, naleweczki, goscie! Ladnie, ladnie!
Usciski sle z naszego zalanego placzem kraju! Pada okropnie od wczoraj i jeszcze wieje! Pogoda idealna na ciepla czekolode i dobra ksiazke w lozeczku...tylko co zrobic z moimi urwisami?!?!?!?
Aguś - dziękuję za przemiły komplement:))))
OdpowiedzUsuńI dzięki Tobie zorientowałam się że zaniedbałam temat paszorka. Będę musiała to nadrobić wkrótce:))) Dziękuję!
Moniś - Braku grzybów współczuję, mimo przechodzonych kilometrów uwielbiam to łażenie po lesie za grzybem, nawet tym starym ;)))
A ciocia Ola, cóż... mówiłam ;))))
Asiu - ty mnie nie mam tą czekoladą, choć dzieci w przedszkolu!:) Jeszcze mnóstwo roboty dziś mam ;))) U nas też leje, choć łikend był wyjątkowo słoneczny:))) No to sie nadziało dzięki temu:)))
Serdeczności mimo deszczu:)
witaj.
OdpowiedzUsuńrodzinka wspaniala, weekend udany- ale masz fajnie. ja z domu nie wychodze bo straszna zimnica.
pozdrawiam
MaJu - nas też zaskoczył miniony weekend:))
OdpowiedzUsuńZazwyczaj gdy spodziewamy się gości jest zimno i leje, takie nasze szczęście:> Widocznie tym razem to goście przywieźli pogodę:)))
Dziś ledwo w pracy wytrzymałam, tak zimno, brrrrr:>>
Fajny czas spędzony z rodzinką i znajomymi. A tego grzybobrania zazdroszczę, ach powłóczyłabym się po lesie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Iwonko - właśnie synek wrócił z przedszkola i prosi o wyprawę na grzyby, a tu leje, i guzik z wyprawy, a też bym poszła :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ale cudny weekend.
OdpowiedzUsuńNa grzybach się nie znam , kupuję u sprawdzonej baby( znaczy ona chyba się zna , bo jadłam i żyje)
Ciocia Ola niezwykle urocza.
Buziaki
Kingo, ależ z Ciebie ryzykantka ;) Atlas i w las:) Buziaczki:)
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu cioci Oli za wszystkie przemiłe komplementy:))))
Ciocia wymiata! Ale i wujek hmmm...;))))
OdpowiedzUsuńIvo, zazdroszczę tej czeremchy. Miałam taką upatrzoną na wsi -pojechałam - już ścięta!!! No i komu przeszkadzała "moja" czeremcha???
Łikend cudny!
Pozdrawiam z uśmiechem:)))
Jolu, tyle hektarów u Ciebie że posadzisz swoją w kątku, i będziesz miała swoją:)))
OdpowiedzUsuńJa na wiosnę też sadzę, na razie korzystam z przyzwolenia na zbieranie u sąsiada, jednak co swoja to swoja:)))
ciocia Ola śliczna i bardzo fotogeniczna :)
OdpowiedzUsuńgrzybów nie jadam więc nie zazdraszczam :P
buziaki Kochana
Kasiu :D
OdpowiedzUsuńGrzybów żałuj - niskokaloryczne ;)
Ivalio, te grzybki widocznie potrzebowały miłości, dlatego tak blisko urosły. W przyrodzie to naturalne. ;))
OdpowiedzUsuńAż wprosiłabym się do tego lasu na jagody, ale chyba już ich nie ma...?!