W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





6 września 2010

Ale fajnie:)

Fajnie było:)
O weekendzie minionym mówię:) Od piątkowego popołudnia towarzysko się zaczęło, i niedzielą towarzyską się skończyło:)
W piątek troszkę po wariacku mogliśmy spotkać się z rodzinką. Nie byle jaką, za wielkiej wody bowiem przybywają od czasu do czasu, rodzinne strony odwiedzić, spraw setki pozałatwiać i... wrócić tamże niestety:>
Kto pamiętliwy, przypomni sobie że już wspominałam o wujku chrzestnym mojego Janka. Przyjechał wraz z żoną swą uroczą: śliczną ciocią Olą, jak mówi czule Tosia. Lodami towarzystwo się opchało, nagadało, naśmiało i w parku zabaw pobrykało. I koniec:((( Rozstać się musiało, niestety:(
Ale! Nie jest źle tak całkowicie, ta razą bowiem wredna i zapominalska matka aparatu swego nie zapomniała i kilka zdjątek pstryknęła.
No i teraz wszyscy sie przekonają że ciocia Ola śliczna jest rzeczywiście, a nie tylko w gadaniu:))) O, proszę:

 Mówiłam ?!!! Tosia też:)))

 A to już słynny Chrzestny z równie słynnym chrześniakiem:)))

No, i tak towarzysko rozpoczął się nam weekend:)))
A potem przyszła sobota, normalne, po piątku zazwyczaj sobota... Ha, umówiliśmy się dwa dni wcześniej na spotkanko, ze starymi znajomymi, takimi od wywczasów z dziećmi, wypadów nadmorskich i różnych wieczorów (ale to jeszcze zanim te dzieci świat ujrzały) które to rano dania kolejnego się kończyły:) Znamy się lat... o matko, nie zliczę, szczególnie że obaj panowie nasi znają się od dziecięctwa szczęśliwego:).
W sumie miniony weekend niewiele się różnił od tych naszych "starych" spotkań sprzed dzieciowych:) Zaczęło się w sobotę, w niedzielę skończyło - jednak, z przerwą na spanko we własnych domkach, przyzwoicie znaczy:)
I tak sobota, choć początkowo z deczka pracowita, zrobiła się ogniskowo-spacerowa:)))
Niedziela zaś obiadowo - zbieracza:), na grzyby bowiem całym bractwem wyfrunęliśmy, i nieźle się bawiliśmy. Łupy skromne też przynieśliśmy, a co! Zresztą nie szło inaczej, Janek mimo  późnej godziny, z lasu wybyć nie chciał, ile się musieliśmy naprosić, naobiecywać, oj! W końcu skuszony wizją kanapki z nuttelą wrócił, cały jednak nieszczęśliwy, bo : "my z mamą to na cały dzień do lasu chodzimy, a nie tak, na kwile". 
Ogłaszam jednak wszem i wobec, jeśli spotkacie kiedykolwiek chłopaczka głoszącego takie herezje, to puszczajcie wszystko co mówi mimo uszu!!! Przyrzekam! Ja sie z dzieckiem nie błąkam po kniejach i ostępach dzikich godzinami całymi! Żeby potem nie było, że ja się dziecko zamęczam, czy cóś! Ja najwyżej trzy godzinki z synem spaceruję po lesie, i głównie... gadam:> A właściwie odpowiadam na setki milionów pytań ;))). Bo się Jankowi buzia nie zamyka, i w dodatku zachwyca się wszystkim co napotka:)
Ale grzybów też nazbiera, dzis na ten przykład 3 kozaki znalazł, kilka kurek dorodnych, 2 maślaczki śliczne i podgrzybka, i to SAM OSOBIŚCIE, bez niczyjej pomocy!!! Dodam tylko że ma cztery lata. Cztery i pół, dla ścisłości :)
To na zdjęciu to zbiór całej rodziny: Żeby nie było:)




I wszyscy najważniejsi grzybiarze:)

Prawie na koniec dodam że wczoraj, tuż przed przyjazdem gości czeremchy zdążyłam narwać. Jeśli ktoś wie gdzie mu rośnie, niech szybko zbiera, zaczyna opadać, i ptaszorki się też do niej dobierają ze smakiem. 
No i co zrobiłam z czeremchą, no co??? Naleweczkę nastawiłam, ot co!

Oto i ONA - czeremcha we własnej osobie:)
Niezwykle dorodna jest tego roku.
Nazbierałam jej tak ok. pół litra. Zasypałam cukrem na razie i czekam. Soki puści, cukier się rozpuści, potem się  procentów doleje i... się będzie degustowało:)))

Nastawioną wcześniej nalewkę z owoców róży wczoraj zlałam, jeżynówka też już w butelczynach pięknie wygląda. Smakują obie wybornie, to zdanie również degustującej koleżanki, więc prawie obiektywne:)))
Na koniec już pokażę coś, co nieopodal mojego domu wczoraj znalazłam, jakby popołudniowego zbioru mało było (zmarnować się miały?).  Tak mamy rokrocznie:)

Kto powiedział że po lesie trzeba latać godzinami (5 szt!)
U nas grzyby same pod dom podchodzą:))
To i tak skromny zbiór, bywało że i po 12 - 14 kozaczków przynosiłam jednego dnia:)
Tak więc ogłaszam oficjalnie: SEZON GRZYBOWY ROZPOCZĘTY!

I tym miłym dla niektórych ogłoszeniem kończę niniejszego posta.
 Do roboty się zabieram, do roboty rękodzielniczej albowiem słodyczki muszę dopieścić, a to już wkrótce:))

Pozdrawiam niedzielnie jeszcze:)

15 komentarzy:

  1. Tak swietnie czyta sie Twoje posty,że aż szkoda ,że sie kończą.Faajny weekend faktycznie.Dużo gości, dużo smiechu, dużo grzybów.
    Ten ptasiorek drewniany bardzo mi sie podoba!
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciocia Ola faktycznie śliczna :-))
    Ma rację Twoja Tosia.
    Grzybobrania zazdraszczam. Wprawdzie mieszkam w lesie, to szans na znalezienie czegokolwiek innego niż kup (psich i smieciowych) w zasadzie nie ma.
    A jeszcze nie tak dawno było jak u Ciebie - chwila moment i koźlaki same do koszyka właziły stadem.
    Ehhh...
    A czeremchę ptaszory już obżarły do ostatniego owocka :-D
    A niech im idzie na zdrowie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciocia Ola faktycznie urodziwa i usmiechnieta! A to chyba najwazniejsze!

    Fajniutko spedzilas czas! Grzybki, naleweczki, goscie! Ladnie, ladnie!
    Usciski sle z naszego zalanego placzem kraju! Pada okropnie od wczoraj i jeszcze wieje! Pogoda idealna na ciepla czekolode i dobra ksiazke w lozeczku...tylko co zrobic z moimi urwisami?!?!?!?

    OdpowiedzUsuń
  4. Aguś - dziękuję za przemiły komplement:))))
    I dzięki Tobie zorientowałam się że zaniedbałam temat paszorka. Będę musiała to nadrobić wkrótce:))) Dziękuję!

    Moniś - Braku grzybów współczuję, mimo przechodzonych kilometrów uwielbiam to łażenie po lesie za grzybem, nawet tym starym ;)))
    A ciocia Ola, cóż... mówiłam ;))))

    Asiu - ty mnie nie mam tą czekoladą, choć dzieci w przedszkolu!:) Jeszcze mnóstwo roboty dziś mam ;))) U nas też leje, choć łikend był wyjątkowo słoneczny:))) No to sie nadziało dzięki temu:)))

    Serdeczności mimo deszczu:)

    OdpowiedzUsuń
  5. witaj.
    rodzinka wspaniala, weekend udany- ale masz fajnie. ja z domu nie wychodze bo straszna zimnica.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. MaJu - nas też zaskoczył miniony weekend:))
    Zazwyczaj gdy spodziewamy się gości jest zimno i leje, takie nasze szczęście:> Widocznie tym razem to goście przywieźli pogodę:)))
    Dziś ledwo w pracy wytrzymałam, tak zimno, brrrrr:>>

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny czas spędzony z rodzinką i znajomymi. A tego grzybobrania zazdroszczę, ach powłóczyłabym się po lesie.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Iwonko - właśnie synek wrócił z przedszkola i prosi o wyprawę na grzyby, a tu leje, i guzik z wyprawy, a też bym poszła :)))

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale cudny weekend.
    Na grzybach się nie znam , kupuję u sprawdzonej baby( znaczy ona chyba się zna , bo jadłam i żyje)
    Ciocia Ola niezwykle urocza.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  10. Kingo, ależ z Ciebie ryzykantka ;) Atlas i w las:) Buziaczki:)

    Dziękuję w imieniu cioci Oli za wszystkie przemiłe komplementy:))))

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciocia wymiata! Ale i wujek hmmm...;))))
    Ivo, zazdroszczę tej czeremchy. Miałam taką upatrzoną na wsi -pojechałam - już ścięta!!! No i komu przeszkadzała "moja" czeremcha???
    Łikend cudny!
    Pozdrawiam z uśmiechem:)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Jolu, tyle hektarów u Ciebie że posadzisz swoją w kątku, i będziesz miała swoją:)))
    Ja na wiosnę też sadzę, na razie korzystam z przyzwolenia na zbieranie u sąsiada, jednak co swoja to swoja:)))

    OdpowiedzUsuń
  13. ciocia Ola śliczna i bardzo fotogeniczna :)
    grzybów nie jadam więc nie zazdraszczam :P

    buziaki Kochana

    OdpowiedzUsuń
  14. Kasiu :D
    Grzybów żałuj - niskokaloryczne ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ivalio, te grzybki widocznie potrzebowały miłości, dlatego tak blisko urosły. W przyrodzie to naturalne. ;))
    Aż wprosiłabym się do tego lasu na jagody, ale chyba już ich nie ma...?!

    OdpowiedzUsuń