W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





14 września 2010

Ostatnie podrygi

mam nadzieję:)
Dziś, podczas spaceru z dziećmi pracowymi ujrzałam bzu czarnego owoce.
I cóż uczyniły rączęta me od minionej soboty mocno znudzone? Narwały owocu zdrowego, a jakże:) Na nudę najlepsze zajęcie wszak każdy MĄDRY to wie.

Tak przy okazji rwania bzu przypomniał mi się dowcip. Starawy już nieco, ale niezwykle akuratny w zaistniałej sytuacji:)
Otóż, działo sie to za czasów Rewolucji Październikowej. Żydzi zamieszkujący w ów niespokojny czas Matkę Rosyję dostali nakaz "wyprowadzki". Och, biada narodowi uciśnionemu, co robić?!!! Aj, waj, decyzja zapadła: WYNOSIMY SIĘ, do Hameryki, tam bogaty kraj, i dobry dla cudzoziemców! Ale... jeden Żyd, Mosze, przemyślał sprawę, pozastanawiał się i uradził z rodziną :ZOSTAJEMY! Gdzie nam będzie lepiej jak już cała konkurencja wyjedzie??? Toż grzech piniądz szykujący się zostawić tak bez opieki! Nie wolno przecież! Zostajemy, wspieramy rosyjską gospodarkę, a ona wesprze i nas, będziemy żyli w dostatku:))).
Jak Mosze postanowił tak zrobił. Mimo próśb, mimo gróźb, mimo sugestii rodziny, przyjaciół i Rabina, został Mosze w kraju szykującym się do zmian wielkich, w kraju co to każdy biedny bogatym miał zostać...
Po kilku miesiącach okazało się jak wielki błąd Mosze popełnił, jak wielkim kłamstwem były składane obietnice (wiadomo bez zbytniego zagłębiania się:>), i westchnął Mosze z rozpaczą, a możliwości wyjazdu już nie było, niestety... i zapłakał Mosze gdy listy od rodziny i przyjaciół zaczęły napływać. a w tych listach czytał Mosze, jaka ta Ameryka bogata, ogromna, mlekiem płynąca, i dolarem się ścieląca. I pytali go w tych listach,  jak to Mosze żyje w tym Kraju Rad, czy jest mu tam dobrze, życie w dostatki opływa... I nie wiedział biedny Mosze co odpisać rodzinie ma. Jakich słów użyć, które oddały by cała prawdę, jak napisać żeby CENZOR sie nie przyczepił i na Sybir nie wysłał, no jak???
I wymyślił Mosze, i napisał tak:
Kochani!!!!
Dobrze mi tu!
Taki mi tu dobrze!!!!!
Tak mi tu dobrze!!!!!!
Że dobrze mi tak!!!

Dobre? Dla mnie tak, bo zbierałam dziś ten bez, zachłannie, myśląc jak ten biedny Mosze: narwę, narobię, i będę mieć. Dorwę, dorobię, będę WIĘCEJ mieć. A w domu zapłakałam...
Ach, jaki człowiek głupi bo chciwy!
A jeszcze dzieci pracowe na grzyby wyciągnęły, bez zerwany w krzaczkach ukryłam:), i poszłam przez łąki, do lasku nietypowego. I znalazłam! 15 koźlarzy, 4 prawdziwki, 1 czerwony łepek!
Całe 30 minut mi to zajęło, dzieci maślaczków nazbierały, zdziwione że prawdziweczków nie zauważyły:)
I wróciłam do domu obładowana, rower się uginał od "ciężarów" i stanęłam nad zlewem celem umycia owoców zebranych, i nastawiłam je na sok, a gdy pyrkotały wolniutko za grzybki się zabrałam.


Oj ty głupi Mosze...
I znowu się suszą, znowu się duszą  i znowu ...
A po ostatniej sobocie obiecał sobie ten człowiek, który kryje się we mnie, że w najbliższym czasie nie tknie przetworów,nie pójdzie do lasu, nawet jeśli będzie miał ten człowiek na mysli spacerek. Nie pójdzie, bo wie czy sie to skończy! I poszedł głupi... i przyniósł...
A w sobotę przecie kosz WIELKI grzybów przyniósł. I jeszcze jak ten durny latał po lesie i się w głos cieszył do tych najmniejszych podgrzybeczków, co to pięknie będą w marynacie sobie wyglądać, jak durny jakiś... Jak głupi 20 prawdziwków naznosił , i kompletnie zgłupiał bo zdjęcia żadnego nie zrobił, ot, taka durnota! A potem do niedzieli przetwarzał te zbiory woje, i już sie nie cieszył na widok tych najmniejszych podgrzybeczków, już nie...
Soki pozlewane, stygną sobie. Grzyby sie suszą, reszta się udusiła z cebulką. Będzie na jutrzejszy obiad.
Nie narzekam, co to to nie. Chciałam? Mam  i się cieszę, naprawdę, ale przez chwilę zwątpiłam, przez chwilkę jeno:))) 2 prawdziwki które dziś znalazłam wyglądały tak:


Oba ZDROWE, zajęły mi 2 "pietra" suszarki. 2 mniejsze były robaczywe, ciekawe...
Pozostałe 2 piętra suszarki zajęły wszystkie koźlarze i czerwony:) Bogaty zbiór, mimo że szybki w uzyskaniu:)))
Spoglądam na gabaryty tych dzisiejszych grzybków, jutro wkleję  w tym miejscu zdjęcie historyczne, o tematyce pokrewnej:) Muszę, dla porównania:) Ale to już jutro. Jutro nadeszło:) Oto obiecane zdjęcie:


Na zdjęciu Janek z moja mamą:) Jas miał wówczas 6 m-cy, codziennie chodziłam z nim na spacery wózkowe. W sierpniu był wówczas niesamowity wysyp grzybów. To były pierwsze Jankowe grzybobrania. Ten "grzyb" na zdjęciu to borowik, rósł sobie przy drodze:))) Dodam tylko że kapelusz był cały zdrowy. Teraz rozumiecie miłość mego syna do zbieractwa grzybowego? Wszystko przeze mnie :)))

Poza tymi, jakże frapującymi zajęciami, przerobiłam jeszcze kilka pomidorów, trochę własnych, trochę dokupionych. Ktoś w ostatnich komentarzach dotyczących przetworzenia przecierowego wspomniał że zalewał przecierem własnej roboty, pomidorki koktajlowe. Posiadam sporą ilość tych ostatnich, właśnie zamknęłam je w słoikach, zalawszy przygotowanym uprzednio przecierem pomidorowym, wyglądają niezwykle smakowicie:)))
Na koniec, dla oddechu zdjątka treści ogrodowej pokażę. To ostatnie kwiaty mijającego sezonu letniego, dodam że mocno pojedyncze, jednakowoż urokliwe, to pstrykłam, a co:)))














I tym kwietnym akcentem zakańczam dzisiejsze wynurzenia:)
Oby do jutra:)

Cieplutko pozdrawiam:)

17 komentarzy:

  1. ha ha ha
    jak to dobrze że się na grzybach nie znam a do lasu czasu nie mam chodzić :)
    oj Dobrze Ci tak :)
    za to w zimie będziesz ten dzień błogosławić :)
    czarny bez?hmmm coś podobnego mam w ogrodzie i muszę sprawdzić bo mama mówiła że jadalne ale jakoś wierzyć mi się nie chciało

    OdpowiedzUsuń
  2. :))) Mówiłam, żeby do lasu się nie zbliżać, bo wyjść nie można tyle grzybów, ale "jak nie uważałaś jak robisz - to teraz rób jak uważasz!" :P :DDDD
    Buziaki;))
    Kwiatów i borowców zazdraszczam. Mogę się tymi dwoma ze zdjęć zaopiekować! Gratis;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zarobiona - do roboty! Mało że jadalne to jeszcze zdrowe! Po kiego dziecko chemią pasać? ;D Soczek z bzu szybciorem się robi, naprawdę :DDD Z grzybami to jest tak, jak juz drania widzisz to co, nie schylisz się? Instynkt łowcy i chciwusa w jednym grać zaczyna donośnie, nie ma na to rady! To geny! :DDD
    A ja już o pierożkach ulubionych myslę :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam posta od deski do deski.Obejrzałam wszystkie zdjątka i stwierdzam,że niesamowita jesteś!
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  5. Joleńko - dziękuje bardzo za ofertę zaopiekowania, BARDZO, już zaopiekowane na suszarce są! Właśnie uważałam, to dzieci były nieuważne, i co? Oddać miałam??? TAKIE???? No coś Ty! :DDD
    Buziole

    OdpowiedzUsuń
  6. Aga - ja tu na komentarzyki miło odpowiadam, a tu proszę Jeszcze:DDD Jak miło, dziekuję równie miło ;DDD

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana! TY mnie normalnie w kopleksy jakies wprowadzisz! Twoja spizarnia juz jest chyba wyopchana po brzegi...jesli masz nadmiary to prosze nie zapomnij o mnie!
    Roze, moje ulubione, pieknie u Ciebie kwitna...jestem ciekawa czy przy moim domku te, ktore posadzialm latem tez maja takie piekne kwiaty, musze zapytac mamy! Pozdrawiam Ciebie bardzo cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  8. No moja droga zapasow na zime masz cala spizarke. A ja bym Cie bardzo prosila o krotki przepisik na sok z czarnego bzu.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Asiu -bez przesady:) Tylko troszkę:)

    MaJu - proszę bardzo:)
    1 kg umytych, obranych z gałązek owoców bzu, włożyc do garnka z grubym dnem. Zalać 1 szklanką zimnej wody i 1 szklanką cukru. Zagotować na wolnym ogniu, od zagotowania jeszcze bardziej zmniejszyć płomień, gotować tak jakieś 20 min, można lekko rozgnieść owoce. Przecedzić i rozlewać do czystych butelek jeszcze wrzące, zamknąć i postawić do góry dnem. Mozna otulić ciepłym kocem. Na drugi dzień odłożyć do spiżarni, względnie piwnicy. Bez pasteryzowania. Wsio:) Możesz dodać sok z 1 cytryne - ale to już do smaku:)
    Te proporcje są na syrop LECZNICZY, przy przeziebieniach podaje się 1-2 łyzki stołowe, ewentualnie można dolewać do ciepłej (nie wrzącej) herbaty.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ivcia, ja bym się nie schyliła po grzyba, nawet jakby mi przed nogami wyrósł, a to dlatego, że się nie znam i że nie jadamy.
    Ot takie dziwaki z nas ;)
    Ale innych przetworów zazdroszczę - przecier pomidorowy będę czynić wedle Twoich receptur, bo na działce maminej ich w brud :)
    Buziole

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak ja zazdroszczę tego grzybobrania ! Ja bym się chętnie poszwendała po lesie zamiast w biurze siedzieć. A jeżeli chodzi o pomidorki koktajlowe to można je kandyzować w słodkim syropie i zamykać w słoikach jak konfiturę - oczywiście z dodatkiem soku z cytryny dla zachowania koloru i walorów smakowych. Proporcji nie pamiętam, ale chyba 1kg cukru na 1 kg pomidorków i 1 litr wody. Ugotuj syrop, wrzuć pomidorki i gotuj na wolniutkim ogniu aż będą szkliste potem dodać sok z 4 cytryn i do słoja. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajne z tym Mosze, zapomniałam już tę historyjkę, a warta jest pamiętania;) Ja o sobie natomiast często moówię, że robota kocha głupiego, bo jakoś tak wychodzi, ze często sobie dokładam pracy, tak niechcący;)
    Piękne kwiaty na koniec lata... Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kasiu! Przyjeżdżaj!!!! Koniecznie!!!!! Ja będę szła za Tobą!!!! O mamo!!! Wszystkie moje!!! I te Twoje i te moje!!! Ale super:))))
    W sprawie receptur to zajrzyj jeszcze do Aty, tam się dzieje :)))

    Roma - DZIĘKUJĘ za przepis, brzmi niezwykle smakowicie! A jakie zastosowanie? Jak konfiturka właśnie?

    Sunsette - witaj:) Historyjka stara jak świat, i jaka aktualna w przypadku niektórych :DDDD Z ta robotą też tak mam, niechcący... ;D

    OdpowiedzUsuń
  14. Ach ja też z tych głupich co ich robota lubi;)
    Po lesie nie biegałam, a od garów i słoików odejść nie mogę...po ryneczku między warzywkami się przeszłam...chciałam to mam.
    I chyba z tego zarobienia umknął mi poprzedni post gdzie modelkę cud, miód i jej nowy fryz podziwiać można. Też bym chciała tak pięknie. I nawet jutro pod nożyczki idę, ale u mnie wersja wyjściowa jest zdecydowanie krótsza, więc nic podobnego wyciąć się nie da a do zapuszczania włosia cierpca nie mam.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Czy mogę wpaść do Ciebie na wyżerkę?:) Co tu zaglądam to góry jedzenia! Roboty nie 'zazdraszczam', ale skutków kulinarnych i owszem;)

    OdpowiedzUsuń
  16. dziekuje za przepisik.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Ivonna - tak jest, co zrobić??? :D

    Pat - zapraszam, może jeszcze się co ostanie do Twojego przyjazdu :DDD

    Maju - proszę uprzejmie. Chciałabym dodać tylko że cukru może być nawet półkilo na 1 kg owoców!!

    OdpowiedzUsuń