Z wakacji wróciłam cała i szczęśliwa jak wspominałam:)
Co więcej, wróciłam z nadprogramową zawartością obu bagażników.
Bo zwyczajnie nie mogłam się IM oprzeć gdy je TAM zobaczyłam, takie piękne, okrąglutkie, soczyste i słodziutkie...
MIRABELKI smakujące jak najprawdziwsze RENKLODY, tyle że w wersji mini :)))
Byłam niezwykle zaskoczona ich smakiem. Zazwyczaj mirabelki mają w sobie pewną cierpkość, a tu proszę, pełne zaskoczenie!
No i spotworzyłam te złociste kulki:)
Teraz występują w zaszczytnym charakterze oryginalnego dżemu z nutą wanilii i likieru amaretto.
Smakują i wyglądają niezwykle atrakcyjnie :)
Z kolei wczorajszy wieczór spędziłam na potworzeniu ogórków, z których powstała moja ulubiona słodko-kwaśna sałatka ogórkowa z czosnkiem:)
Korzystałam z rzadkiej okazji w minionych tygodniach wakacyjnych prawie wolnego wieczoru, dzieci wyśmienicie bawiły się w towarzystwie wizytującej je koleżanki, przy okazji wciągając w swoje zabawy i swawole Osobistego:) Pełen luz, który bez żenady wykorzystałam:)
Jakiś czas temu zlewałam również, nastawioną jeszcze w czerwcu naleweczkę truskawkową:)
Z czystym sumieniem, po pierwszej degustacji mogę polecić ten trunek, choć jeszcze nie tak dawno nie darzyłam przepisu zbytnim zaufaniem. No bo niby truskawki w alkoholu, nie rozpadną się, nie będzie miazgi nieapetycznej??? Nie było, co więcej same owoce są pyszne i jędrne:)
Doskonale będzie ów przedni trunek smakował w długie zimowe wieczory... nie raz przypomni się wówczas smak minionego lata :)
Jak widać butelczyna już napoczęta... Koleżanki podniebienie również napój zaakceptowało;)))
W sobotę zamierzam pojechać na targ i zaopatrzyć się w kolejną porcję ogórków i innych warzyw.
Bo w planach mam jeszcze spotworzenie, jak co roku, koreczków ogórkowych, i salsy paprykowo - warzywnej. Od koleżanki mam też nowe przepisy na inne rewelacyjne smakowitości do słoiczków, kuszą mnie niezmiernie, więc chyba poddam się i nadchodzące wolne dni spędzę w kuchni na potworowaniu ;)). Ale o tym innym razem:)
Dziś cieszę się że bogaci się moja piwniczka, smakowicieje, zapełniają półki na których równym rzędem dostawiam kolejne słoiczki z apetyczną i zdrową zawartością na nadchodzące, długie zimowe dni.
Tymczasem znikam, ponownie w kuchni a wszystkich zaglądajcych pozdrawiam ciepło :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ach... mniam... A ja znowu przeoczyłam sprawę i nie zrobiłam "procencikowych" truskawek, miałam w planach też poziomki pod tą postacią, ale w tym roku nie były nadzwyczajne, tyle co zjeść parę od ręki. Ale czaję się na jarzębinową nalewkę, niech tylko owoc dojrzeje, jest tego w tym roku mnóstwo;)
OdpowiedzUsuńTwoje "potworowanie" budzi podziw i zazdrość! Pozdrowienia słoneczne:)
a podzieliłaby się kochana przepisami na sliweczki i sałatkę,bom zainteresowana :p
OdpowiedzUsuńPrzetwórstwo, przetwarzactwo:) Ummmm, mniam:)Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKochana,a ta "salsa" to co to takiego???
OdpowiedzUsuńpozdrówki
Ja zamknęłam już ostatni w tym roku słoik i koniec i basta na żaden przepis już nie dam się namówić. A Salsa według Twojego przepisu już stoi w piwnicy na półkach:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
oooo, takiej truskawki bym zjadła oj zjadła, jędrnej i soczystej :), zazdrościć
OdpowiedzUsuńSunsette - poziomkowa nalewka tez mi przemkneła przez głowę. jednak się nie zdecydowałam, bo poziomki jakoś bardziej kojarzą mi się z miazgą podczas przerabiania, ale może to błąd?
OdpowiedzUsuńZ jarzębiną też mam ochotę zaszaleć, tylko muszę dotrzeć do czystego jej "źródła". :) Dziękuję :)
Anitko - wkrótce powstanie post z moimi sprawdzonymi przepisami "słoiczkowymi", ale gdzie pisałam o śliweczkach???
Kaprysiu - żaden problem, jestem sprytna i wybieram nieskomplikowane a smaczne przepisy :)))
Aguś - o salsie pisałam w ubiegłym roku, przepis jest w etykiecie "kuchennie", najprawdopodobniej z września. Pozdrawiam :)
Iwonko - nie wiesz jeszcze co będę robiła ;))) Może jednak gdy się dowiesz przemyślisz kwestię tego "BASTA" ? ;))))
Zarobiona - a ja sobie po cichu wcinam ;))) MNIAMMMMM :))