W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





3 października 2011

Radość

wielką odczuwam!
I z tej radości naiwny dziś trochę post.
Jestem po tygodniu rehabilitacji "nożnej", i jest znacząca poprawa. Mogę chodzić, co więcej, sama myśl o chodzeniu, przemieszczaniu się, poruszaniu wszelakim przestaje być dla mnie bolesna, więc chodzę :)))
Coś tam jeszcze uwiera, czasem  jeszcze sapnę, jęknę, ale nie ma porównania do tego czasu sprzed rehabilitacji:)
W sobotę, po raz pierwszy w tym sezonie, i pewnikiem ostatni POSZŁAM na grzyby.
I mam, nazbierałam koszyk, i mama nazbierała też, i dzieci zbierały, a ja CHODZIŁAM szczęśliwa.
I myśl mi taka przyszła, przy okazji tego chodzenia.
Mianowicie, że człowiek bardzo dziwny jest, bo nie docenia tego co ma.
Zawsze mu mało, ciągle narzeka, smuci się, nie zwraca uwagi choćby na piękno świata zawarte w prozie dnia codziennego.
Popatrzcie sami, taka podstawowa czynność, jak chodzenie, wydaje się taka prosta, a jednak ile trzeba uporu, prób, upadków żeby dziecko nauczyło się chodzić, i próbuje mimo bolesnych upadków. Ile trzeba cierpliwości, zrozumienia, pokory żeby w tych próbach wspierać takiego malucha. Niech chodzi, poznaje świat, czuje wiatr we włoskach, niech odkrywa nowe, nieznane. Tak ma być. A co się dzieje gdy takie chodzenie zaczyna sprawiać ból...
Ile jest takich rzeczy, czynności w naszym życiu o których nie myślimy, nie zastanawiamy się nad nimi bo są przecież takie normalne, oczywiste. I nagle trach... coś się zepsuło, boli.
 Przez cały okres mojej bolesnej niesprawności dostrzegałam zachody słońca, mgły snujące się wczesnym rankiem wokół domu, niebo gwieździste, kwiat który wreszcie raczył zakwitnąć, tak już mam. Uczestniczyłam w życiu dzieci, nawet grałam z nimi w piłkę, i pracowałam intensywnie.
Ale wszystkie te radości były jakby wyblakłe, mniej wyraziste, bo cierpiałam.
Zaszła zmiana, niewielka ale wyraźnie odczuwalna. I nagle świat odzyskał barwy, mgły snują się bardziej romantycznie, dzieci śmieją się radośniej, słońce jakby zachodziło specjalnie dla mnie.
Mniej cierpię i świat jest piękniejszy, więcej chcę, więcej mogę.
Codziennie rano dojeżdżam na rehabilitację drogą obsadzoną lipami, słońce prześwieca przez kolorowe spadające liście... jadę po kolorowym kobiercu skąpanym w promieniach porannego słońca, w dodali snują się mgły. Jest pięknie.
Bo mniej boli.
A przecież ta droga jest zawsze taka piękna,  mgły zawsze snują się o tej porze, dzieci zawsze śmieją się i z pasją przeżywają każdy kolejny dzień.
Tylko nie widzi się tego, bo to oczywiste, normalne.
I myśl taka dopada, co z tymi których boli zawsze...
Znam takich co mimo ogromnego cierpienia dostrzegają codzienne piękno świata, cieszą się błahostką, drobiazgiem, są szczęśliwi.
A ja?
Bywało, czasem chlipnęłam gdzieś w kącie, wiadomo, bolało, ale ja miałam świadomość że kiedyś będzie lepiej. Bo sama nadzieja poprawy, nawet odsuniętej w czasie pomaga, jednak też nie na tyle żeby nie porozczulać się trochę nad sobą od czasu do czasu.
Co z tymi którzy cierpią i cierpieć będą, i nie mają perspektyw na poprawę ...
Ja wiem, że nawet gdy jest źle, słońce  zachodzi równie pięknie, konfitury smakują równie wybornie, a dzieci psocą równie "rozkosznie", świat jest piękny, życie jest piękne, ze wszystkimi swymi blaskami ale także cieniami :)
I zawsze będzie ktoś kto cierpi bardziej niż ja.

W sobotę z tej radości narobiłam konfitury śliwkowej z czekoladą, ogórków i pomidorów suszonych. Grzyby się suszą, a my jesteśmy zdrowi, mamy siebie i jest cudnie, a mgły poranne się snują...
I ciągle  mniej boli.















Pozdrawiam, radości życząc.

13 komentarzy:

  1. Proszę, jaki pożytek z bolącej nogi - stoi przy garach i cieszy się z tego :))) Ja w niedzielę cieszyłam się z przyjazdu Teściów - na odjezdyn obdarowałam ich kapustą i burakami. Oni szczęśliwi, że obdarowani, ja szczęśliwa, że się pozbyłam płodów nadzwyczaj udrodzajnej ziemi i mam mniej roboty :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. dobrze, że już dobrze

    miłego tygodnia życzę
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  3. a wiesz,jak zaczęłam czytać.to tak właśnie pomyślałam,że jak nie boli..to taka normalność dla nas...piękny post,cudne zdjęcia-pozdrawiam:)...i oby jak najszybciej przestało całkiem bolec,,,,

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki szczęśliwy post!!!! Cudnie:) Życzę dalszej i szybkiej poprawy:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rację masz,że nie cenimy codzienności i cieszę się ,że lepiej się czujesz. Jednak kiedy mnie dopadają starobabskie depresyjne nastroje, to nawet taka piękna jesień mnie nie cieszy i to ,że chodzą i jakos funkcjonuję,tez nie i w ogóle nic;) Dobre dni staram się zbierać jak podgrzybki i zasuszać, tylko jak grzybów, jest ich coraz mniej;) Ot, kapryśnica:)
    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  6. życzę dalszej poprawy zdrowia i podziwiam pracowitość

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaki piekny post, dobrze sie czyta ze juz lepiej u Ciebie. Zycze duzo wiecej takich chwil, i duzo zdrowia.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze, że nóżka choć trochę wydobrzała i szczęśliwości w codzienności przybyło. Choć w zasadzie to jej chyba tyle samo tylko wyrazistość lepsza. A tego grzybobrania to Wam zazdroszczę.
    Serdeczności ślę:)

    OdpowiedzUsuń
  9. ciesze się, że już lepiej i pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana
    masz całkowitą racje, że nie docenia sie tego co sie ma, przejmując się drobiazgami, zdrówka życzę.

    OdpowiedzUsuń
  11. oj nie wiedziałam,ze coś nawala:/

    dobrze,że już jesteś na chodzie :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Ziuta - mówią że co nas nie zabije to wzmocni... ;))) Hmmm...teściowie powiadasz ???

    Kasiu - :))))

    Qrko - bywa różnie, jednak nie tracę nadziei, byle do przodu :)))

    Sylwia - teraz nad nami (jak co roku) tysiące dzikich gęsi przelatuje, niechybny znak że zima nadciąga :)) Uwielbiam na nie patrzeć :)

    deZeal - dzięki, pracuję nad tym intensywnie :)))

    Kaprysiu - kaprysic ludzka rzecz, wszak każdy ma lepsze i gorsze dni, więc doskonale Cie rozumiem:)))

    Olu - dziekuję, sama nie wierzę że się to jakoś "dzieje" :)))

    Atenko - pracuję nad tym aby takich momentów było jak najwięcej :)))

    Iwonko - ja prawdziwków nie mam, więc nie zazdrość!!! Oj tak, wyrazistość jakby wieksza:)))

    Tuome - dziekuję, raduje się serce, raduje sie dusza:)))

    Kiniu - właśnie o tym post, choc myślałam że zamotałam jak zwykle :)))

    anitko - bo nie pisałam, dopiero w poprzednim poście wspomniałam. Zaczynam być, i to mnie raduję PRZEOGROMNIE :)))

    Pozdrawiam ciepło:)))

    OdpowiedzUsuń