W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





16 lipca 2012

Ostatnie

Ostatnie chwile z Iwonną spędziliśmy nad morzem.
Trza było wyrównać intensywność opalenizny na tylnej części ciała... :)))
Bo jak łatwo się domyślić, w kajaku siedzi się dziobem do góry, tak więc rufa bladawa nieco zostaje;)
Przy okazji Iwonka, wraz z mła  miała przyjemność ponapawać się urokami nadmorskich plaż, dzieci wychlapać w wodzie i wytaplać w piachu, a panowie stwierdzić w zadumie że... wolą spokój Hańczańskich trzcin ;)))
Było gorąco, leniwie i znowu (sic!) sympatycznie ;)))








Był też Olsztyn oglądany KURCGALOPKIEM ze względu na panujący wówczas UPAŁ, i zakupiki w moim ulubionym sklepie - coś co kobiety lubią naj naj, a na co umawiałyśmy się z Iwoną od dawna:))
Fotorelacji z zakupów nie ma, ale za to przedstawiam BABY ;))


Nasze pruskie w stylizacji i bez i jeszcze jedną, tę najważniejszą kapelutkową - małopolską:)))

I to już koniec wspomnień urlopowych. Z premedytacją nie piszę wakacyjnych, bo te jeszcze trwają, i choć jestem ograniczona wyznaczonym terminem urlopu, wciąż snuję różnorodne plany wakacyjnych wojaży, spotkań i ciekawych imprez :)))
Miniony weekend był z takich właśnie snutych, i dzieciowo przyobiecanych:)
Pojechaliśmy rodzinnie na prawdziwy camping. Nad morze - w miejsce od lat nam znane i niezbyt odległe:)
Rozbiliśmy NAMIOT, i poszliśmy w plenery:) I choć pogoda nas nie rozpieszczała, atrakcji i zabawy była moc, w tym najważniejsza - SPANIE W NAMIOCIE!
Dzieci spisały się rewelacyjnie, a my (czyt. starocie), ponownie zapałaliśmy potrzebą spędzania w TEN właśnie sposób urlopu. Uwielbiam camping! Jak fajnie że dzieci mamy takie "dorosłe" ;)))
Pogoda niespecjalnie sprzyjała cykaniu fotek, więc zdjęć brak, poza kilkoma plażowymi. Zresztą zrobionymi na okoliczność pewnego niespodziewanego spotkania:)

 Jasiek ze swoim prywatnym dołem
 Tosi kłoda...
jakie szczęście że się nie zmieściła do auta ;)))
kłoda, oczywiście.
 NASZE DZIECI I MORZE :)))
I niespodziewane spotkanie, Mrówa z akcesoriami w pożyczonym DOLE ;)))

I to by było na tyle. Może wreszcie zbiorę się i wkrótce pokażę coś z dziedziny robótkowej :)))

Pozdrawiam ciepło:)

6 komentarzy:

  1. Krótki, aczkolwiek intensywny... Ja chyba inaczej nie umiem ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. cieszę sie, że miałaś udany wypoczynek :) swoja drogą - muszę się w końcu wybrać nad morze :P byłam 2 razy w życiu nad Bałtykiem....

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma jak plaża i morze:-)))
    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
  4. No Koleżanko tym razem nie musisz usuwać mojego zdjęcia ;) i nawet Szymek się załapał :) fajne są takie spotkania.... oby częściej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny urlop, ja już nie mogę się doczekać mojego , w sierpniu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń