Dosłownie. Na święta złożona, ze schowaną w niej częścią tkanin, i innych upierdliwie wysypujących się pierdół szyciowych, kusiła mnie już bardzo.
Ale się nie złamałam! Całe trzy tygodnie się nie dałam :) Dziś wreszcie odpuściłam. Sięgnęłam po kluczyk, włożyłam go do zameczka, i przekręciłam.
Otworzyłam, wypakowałam, podłączyłam do prądu i...
Przyszedł Jaś, który koniecznie w tej właśnie chwili MUSIAŁ dostać pić, sekundę później żelka, potem zawołał Tosię, która też przypomniała sobie że właściwie to jest spragniona, żelkiem również nie pogardzi, a jakby dostała jeszcze paluszki to też by się nie pogniewała... I tak minęło 50 minut...
Maszyna rozpakowana, wciąż kusiła, kusiła niezmiernie...
Wreszcie udało mi się, po udzieleniu dzieciom licznych zapewnień typu: "tylko na półgodzinki, przysięgam", usiadłam do "kusicielki" i zaczęłam...
Po 15 minutach nadszedł Jan...
- Mama co szyjesz?
- Pościel dla nowej lalki Tosi. Janek,umówiliśmy się na półgodzinki... jeszcze nie minęło - odparłam z nadzieją na kontynuowanie pracy.
- No tak, ale ja tez bym chciał coś MATERIAŁOWEGO!!!
Zwęszyłam możliwość wynegocjowania kolejnych minut na maszynoszycie :)
Nie zastanawiając się zbytnio, podstępnie zaproponowałam KOLEJNĄ umowę, o treści następującej: Dajecie mi godzinę na szycie. Godzinę bez przeszkadzania, a uszyję obojgu coś super MATERIAŁOWEGO!
Dzieci się ucieszyły, i w podskokach pobiegły do pokoju.
Minęło piętnaście minut...
Przyszedł Jaś...
I tak chodził, zagadywał, prosił, dotykał, gadał, jęczał, gilał, buziakował...
Ja twardo usiłowałam spełnić obietnicę... Tylko czemu? Aaaaa... przez to maszyno-kuszenie!
Dzieci... ??? Były sobą :>
... Jakoś ten dzień minął, udało mi się uszyć pościel dla nowej laki Tosinej, plus kilka bonusów, za "dobre" sprawowanie się dzieci. I oczywiście COŚ materiałowego dla Jasia :)
Mimo ciągłego zaglądania mi przez ramię, mimo nitek plątania, mimo wyłączenia maszyny i spokojnego przyglądania się moim desperackim próbom ponownego jej uruchomienia (prawie ją rozebrałam na części!) - bo nie zauważyłam KIEDY Jaś WYŁĄCZYŁ moją maszynę, NIE WIDZIAŁAM!!! Mimo wielu INNYCH różnorodnych przeciwności "losu", przy wykorzystaniu czasu na drzemkę dzieciaków, udało mi się uszyć TO:
Królewską pościel dla NOWEJ Tosinej lalki. To komplet, uszyłam całość, łącznie z materacem,ochraniaczem i makatką na przydasie :) Plus jasiek pod lalczyną głowinę :)
Pieluszkę wielorazowego użytku też uszyłam. Jestem praktyczna i oszczędna :)
Lalka Tosina umie pić, tym samym siusia, pieluszki są szaleńczo kosztowne, więc ma "dziecko" mojej córki pieluszki ECO wielorazowego stosowania :)
Słynne materiałowe COŚ Janka, czyli prosty "garaż" na ukochane resoraki mojego synka:)
Ocena dziecka: "Mamo fajowe!" Więc się podoba. Ja mam zastrzeżenia, następny będzie the best :))
Uszyłam, zamknęłam maszynę na kluczyk.
Poszłam się relaksować.
Do pokoju dzieci :)
I wiecie co? Dzieciaki są zadowolone.
A ja czuję się POTWORNIE zmęczona. Zastanawiające, prawda ?
Ach, no i następnym razem nie poddam się tak łatwo maszynowemu kuszeniu, choćby miało trwać nawet miesiąc, jeżeli w domu będą przebywać przeziębione i mocno znudzone trzytygodniowymi wczasami domowymi dzieci! Poczekam!
Poczekam aż dzieciaki będą w przedszkolu / w łóżkach / w ogrodzie / w kinie / na randce / w wojsku / na koloniach / w pracy (niepotrzebne skreślić), albo... z Ojcem Osobistym - niech chłopak też ma trochę RADOŚCI :))))
Pozdrawiam cieplutko :D
Wszystko jest niesamowite:)
OdpowiedzUsuńjeżeli takie ładne rzeczy udało Ci się zrobić "z pomocą"dzieci to bez tej pomocy chyba będzie hurt-podziwiam!
OdpowiedzUsuńJa tylko- hihihi.
OdpowiedzUsuńJakie to wszystko piękne.
OdpowiedzUsuńIvalio jesteś wielka!!! I w dodatku najcudowniejsza mama na świecie.
OdpowiedzUsuńo jakie śliczne:)
OdpowiedzUsuńpiękne, i te garaże super pomysł, ja tak myślę o garażach na moje akcesoria dziewiarskie :).a z tym poczekaniem....święta prawda, moje dziecko mi maszynę włączyło jak się doktoryzowałam przy wkładaniu igły...także teraz czekam na sen i szyję po nocach :) pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńgenialne rzeczy uszyłaś! no i dzieci widzę wszystkie lubia jak Mama szyje ale chyba jak one śpią :) nie zakurzaj już maszyny! szyj więcej :D
OdpowiedzUsuńA ja zamwiam kilka sztuk pieluch ECO dla mojego syna Ryszarda. Będą potrzebne dopiero wiosną, jak się cieplej zrobi i zaczniemy naukę korzystania z nocnika. Koniecznie na te rzepy z boku celem szybkiego zdejmowania. Nie wiem, czy do tego czasu Twoje dzieci trafią na randkę albo do wojska, ale na pewno coś wymyślisz :)
OdpowiedzUsuńspisałaś się mama! ja szczerze mówiąc zdobyłam się tylko na prosta kołderkę i jasiek:P
OdpowiedzUsuńale skad ja to znam-dlatego szyję tylko nocami(wtedy zwykle mąż marudzi,bo albo nie słyszy telewizora/radia,albo ,ze za późno..:P)
Izuś - dziekuję, choć polemizować będę, bowiem szwy krzywe jak licho - co widać na pieluszce:> No ale dzieciaki niecierpliwe... Więc chyba jest wytłumaczenie :)
OdpowiedzUsuńOlQA - bez pomocy to będzie DOPRACOWANE :)))
Sylwuś - asz, jestem zawstydzona :)
Zarobiona - takie garaże to patent na wiele różności :) Ja mam dylemat gdzie schować TKANINY... W 'garażu" ???
Ulinko - moje dzieci uwielbiają szycie, ale gdy się szyje SAMO, bez mamy!!!
Ziuta - daj spokój, óne lalkowe nie Rysiowe są:) W życiu byś takiej założyć dziecięciu nie chciała, szkoda Rycha :)))
Anita - dawaj męża do wojska :))))Ty będziesz miała spokój, on też, a po powrocie z woja będzie magicznie - już nie kwiknie na maszynę :)))
Obiecałam córce PRAWDZIWĄ wyprawkę dla dziecka - to ma, na szczęście niemowląt mało wokół, więc nie porówna, póki co ...
Dziękuję za przemiłe komentarze:)
Hanuś - i słusznie w tej sytuacji :))
OdpowiedzUsuńDorbry - dziękuję, miło mi niezmiernie :)
Kerry - polemizowałabym z tą " najcudowniejszą"... sama wiesz, różnie bywa :)
I ja niby mam Ci dać kopa?! Chylę czoła na komplecikiem lali, a garaż najzwyczjniej w świecie zerżnę ;) , bo przyda sie na wyjazdy do babci :)
OdpowiedzUsuńDo decu nikogo nie namawiam, bo sama go robię jak mnie coś najdzie. Kilkakrotne lakierowanie, szlifowanie i to czekanie na koniec mocno nadszarpuje moje nerwa ;)
Bomba! Mimo przeciwności losu i dzieci udało Ci się!
OdpowiedzUsuńCieszę się... Ty już wiesz czemu ;-)))
Kasiu - dziękuję:) Decu lubię, ale ostatnio jest mi z nim nie po drodze:> Garaż szyje jeszcze jeden, ale najpierw mata dla resoraków :)
OdpowiedzUsuńAta - wiem czemu się cieszysz, wiem :))) Długo myślałam nad wykorzystaniem tych królewskich różowości, i autek - udało się :) Szczególnie że dzieciaki mocno kręciły się wokół tych tkanin już od jakiegoś czasu - "szyj mama, koleżanka dała dla nas, szyj"!!!
Autek jeszcze zostało, co uszczęśliwiło Janka niezmiernie :)))
Pozdrawiam
łożesz Ty !!:)...ale cuda naszyłaś
OdpowiedzUsuńIza - napisałam maila, jestem pod ogromnym wrażeniem, a garaż to świetne rozwiązanie ...sprawdzisz skrzynkę? :)
OdpowiedzUsuń