W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





11 października 2010

C jak...

... choroba:>
Chora jestem. Przeziębiona niemile.
Z tej mojej desperacji.
Przez to choróbsko kiepsko się czuję, szczególnie od wczorajszego wieczora. Padłam jak kawka w pościele w godzinach mocno wieczornych, znaczy przed 20 jeszcze i spałam jak niemowlę do rana. Właściwie do poranka, jutrzenka bowiem dopiero się na horyzoncie objawiła... Obudziły mnie dziecia szykujące się raźno do wyjścia do placówki opiekuńczej, przedszkolem zwanej.
Wczorajszy dzień spędziliśmy szalenie miło na prawdziwej wsi!!!
Uśmiałam się z koleżanką setnie gdy wspomniałam używane przez siebie określenie na zadawane pytanie przez poznawanych ludzi: gdzie mieszkasz?
No bo co ja mogę odpowiedzieć? Jedyna odpowiedź to moje dumne: NA WSI !
Ha, ha, ha!!! Jak to wieś? Gdzie krów jak na lekarstwo, a z trzody hodowlanej, to tylko tę drobniejszą, pierzastą można spotkać. Często nawet:) I tyle.
Kiedyś były konie. Pamiętam te czasy! Pasły się na łące widocznej z naszego okna w sypialni.
Piękny widoczek, taki "kossakowski" w wyrazie:) Już ich nie ma. Zniknęły gdy tylko się wprowadziliśmy do domu... A taki był śliczny widoczek.
My tak już mamy. Wszystko atrakcyjne wokół nas szybciorem znika. Niestety.
Tak było gdy wprowadzilismy się na swoje pierwsze małżeńskie mieszkanie w mieście.
Co najbardziej nas cieszyło, prócz rzeczonego mieszkania jednoizbowego, oczywiście?
Obok była piekarnia.
Taka staroświecka, z recepturami bez dodatków, ulepszaczy czy spulchniaczy... Czujecie ten zapach świeżo pieczonego chleba? Widzicie te świeżo upieczone bułeczki, rogaliki, drożdżóweczki ????
Ja już trochę zapomniałam.
No i zaraz po wprowadzeniu się, po naszej podróży poślubnej okazało się że piekarnię zamknięto!
Takie nasze szczęście.
A miało być tak... świeżo i pachnąco.
Potem miałam niebywałą przyjemność osobistego poznania Pani Piekarzowej o pięknym, dumnym imieniu Wiktoria. Kobietę lekko zakręconą (ale to pewnie z racji wieku), posiadaczkę jamnika zakopującego na działce wszystkie cenne skarby właścicielki. Kobietę o nieprawdopodobnym uroku:)
Dowiedziałam się że musiała zamknąć piekarnię ponieważ zmarł jej mąż, który to ją prowadził przez te wszystkie lata, a wynajęci przez nią samą piekarze okazali się oszustami. Piekarnia zaczęła przynosić same straty...
Dzis chleb pieczemy sami. Na zakwasie. Od czasu do czasu popełnię jakieś bułki. Pachnie w całym domu:)
Ale to nie to samo co pieczywo z TAMTEJ piekarni, nie to samo...

Ale nie o tym.
Wczorajszy dzień spędziliśmy na WSI prawdziwej. NA uroczystości 4 urodzin słodziaka Wojtka:) Oto Solenizant w całej swej okazałej okazałości:)


Dzieci nasze nacieszyły się obecnością trzody chlewnej większej, znaczy kóz:) Które to wykazały się doskonałą znajomością  zasad dobrego wychowanie i... UCIEKAŁY! Podczas gdy nasze dzieci chciały je nakarmić jabłkami!
Coś wspaniałego zważywszy na niedawny (czerwcowy) pobyt w Kadzidłowie, gdzie dzieciaki podczas karmienia na wybiegu zwierząt wszelakich, nie mogły sie opędzić od kóz, wskakujących z łakomstwa na ich barki, wyrywających karmę z rąk, biegnących za "karmą" w rękach dzieciaków do końca wybiegu...! Szaleństwo:) Nachalne w dodatku.
Wczoraj było na odwrót, i chyba właśnie to najbardziej się podobało naszym dzieciom, wychowywanym poniekąd również na ... wsi:) Zwierzęta które zachowują się normalnie, to one uciekają przed człowiekiem, a nie na odwrót:) A ja durnowata aparatu nie zabrałam w plenery!
Potem dzieci grzebały:)
Grzebały w trawie, żeby nie było. Grzebałam i ja. I Osobisty pogrzebał, a jakże. Grzebaliśmy wszyscy, by wygrzebać takie o:

Wie ktoś co to jest??? Wygrzebane spośród trw i liści...

Wróciliśmy do domu abym mogła legnąć w pościeli, bo coś mnie zaczęło łamać w trakcie powrotu, jakby silniej. A tak się dzielnie trzymałam!
I tyle z moich planów na wieczór.
Chciałam koniecznie dzis już pokazać, moje rodzące się z desperacji próby "naprawienia" pewnych błędów.
I nici na razie jeszcze. Po pierwsze bo jestem słabowita, a po drugie, jeszcze mam brak pewien, i desperacko teraz próbuje się podleczyć, aby go usunąć, bo póki co, to ledwo na klawiaturkę naciskam...
Choć prawie tego nie widać, sądząc po długości postu...
Zaraz znowu idę w pościele, tymczasem na otarcie łez wszystkim mającym nadzieję na pełniejszą relację, przedstawiam takie oto zajawki, TEGO co z desperacji sie narodziło).
Pozdrawiam cieplutko, zdrowia życząc :)






14 komentarzy:

  1. OJ, to sie u Ciebie dzialo, te zajawki wygladaja obiecujaco :)

    A wies... coz, wiem cos o wsi ,ktora wcale wiejska nie jest....U nas tez o krowe ciezko, nawet juz o kure tez ;) A nasz piekny widok z okien niebawem zostanie zabudowany osiedlem domkow jednorodzinnych....

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawe co to za projekt ?:)

    poczułam zapach tego pieczonego chlebka.....
    ja też mieszkam na wsi i choć nie hodujemy żadnego zwiera (no..psiaka mamy :)) to trzodę chlewną i krówki u sąsiadów można zobaczyć :) ale chleba to już nikt nie piecze :(

    pozdrawiam serdecznie i życzę szybkiego powrotu do zdrowia !

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też mieszkam na takiej wsi, nie wsi. Jak nastaliśmy z mężem na "gospodarstwo" to nawet ze dwie świnki wyhodowaliśmy. Jak dzieci były małe to piły mleko od zaprzyjaźnionej we wsi krowy, a później to ja sama osobiście z targu przywiozłam kozę, którą mój S. doił:) Mieliśmy też kury, kaczki i króliki. No wieś pełną gębą. A teraz ostała się tylko psina. wcale nie wsiowa no i jeszcze dwa koty dachowce.
    A te w trawce zebrane zielone kulki to wyglądają na orzechy włoskie, tylko czemu jeszcze są takie w całości i zielone?
    O tej Twojej desperacji to zrobiło się jeszcze bardziej tajemniczo. No doczekać się całości nie mogę.
    Zdrówka życzę! Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha! Pierwsza wiem co to jest! No chyba wiem... ULĘGAŁKI :-D Zgadłam??

    I mała uwaga - mam nadzieję że nie nie zamierzasz przeprowadzać się w moje rejony? Bo byłoby mi smutno, jakby mi las wycięli w pień na ten przykład ;-D
    Buziaki! Kuruj się Desperatko kochana, żebyś mogła w końcu w całości pokazać te ciekawe zajawki :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Najpierw odpowiedź na zagadkę ... to chyba owoce pigwy? Teraz chciałabym ci zyczyć powrotu do zdrówka, niestety tak pora, że wszyscy przechodzimy mniejsze lub większe przeziębienia.
    No a teraz mogę przejść do twego postu. Bardzo fajnie to wszystko opisałaś. Też mnie męczy taki sentyment do tego czego już nie ma, do krów na wsi, do koni, i do prawdziwego zapachu wsi, jesli wiesz o czym mówię. Na Opolszczyźnie też nie ma już prawdziwych wsi :-( Może jeszcze na wschodzie Polski ... w górach..
    Co do odrobinek twoich rękodziełek bardzo wszystko ładne i mam nadzieję, że dzieki takiej ilości życzeń powrotu do zdrowia szybciutko pokażesz nam wszystko w całej okazałości...
    Jeszcze raz ZDRÓWKA! i cieplutkie pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak patrzę na tę fotke i to chyba rzeczywiście są orzechy włoskie w zielonej łupinie?

    OdpowiedzUsuń
  7. Witajcie:)

    Niesława - mój piękny widok, między innymi na dawną łąkę z końmi też już zabudowany :( Ale mimo wszystko, nie wygląda to jeszcze najgorzej:)Pocieszam się jak mogę.

    Gina - obiecuję wkrótce pełna relację z projektu:))
    Ja tez mam 2 koty i psicę:)

    Ivonko - właśnie, teraz wieś nie wsiowa zupełnie:> Kuruję się jak mogę, żeby wreszcie uchylić rąbka tajemnicy:)

    Ata - no wiesz! Nie chcesz mnie za sąsiadkę???
    Ale lasu też byłoby mi szkoda! Bardzo! Mam nadzieję że wam to nie grozi?

    Kerry - gdy jeździłam jako dziecko na wieś do ciotki, to krowy się wyganiało na pastwisko, i owce też, kurom się sypnęło ziaren, a kacze jajka wyławiało ze stawu - taki sporcik ekstremalny:))) Gdzie te czasy???

    Bardzo dziękuję za wizyty i życzenia zdrowia - od razu mi lepiej:))Odpowiedź na zagadke z zielonymi kulkami wkrótce:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. O qurcze! Napięcie rośnie jak na filmach Hitchcocka;) Poproszę o więcj fotek, poproszę! Tup..tup...tup..:DDD
    Ivo, coś Ty za piękności stworzyłaś i czemu tak testujesz moją cierpliwość, hę!? :))))
    OK. Chorubsko może być usprawiedliwieniem... Wracaj szybciutko do zdrowia a potem opowiadaj szczegółowo co tam nabroiłaś w domciu;)))
    Cieplutko pozdrawiam. Trzymaj się Pracusiu!

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurcze! Zmieniłam okulary na precyzyjne i widzę, że to pigwa :-DD

    OdpowiedzUsuń
  10. Pytanie jest tendencyjne, bo ja kurcze nigdy pigwy na oczy nie widziałam.
    Oprócz Genowefy Pigwy!

    OdpowiedzUsuń
  11. Co to to jest to cuś zielone? Nie wiem...Przypomina mi to orzechy w łupinach ale pewna nie jestem..
    Zajawki,które pokazałaś intrygujące..
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak dla mnie to orzechy. Zajawka z aniolkiem bardzo ale to bardzo ciekawa. I widze materialy poszly w ruch! co to bedzie!!!???!!! Zaslonka?!?
    Zdrowka zycze!!!! DUZO!!!! A nawet BARDZO DUZO!!!!!!!!!!;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Iva hasałaś i wyhasałaś...chorobę :-/ Ale poleż i przejdzie. Tylko leż ;-) a nie hasaj :-)
    Z zapachem chleba mam wspomnienie wcale nieodległe z pobytu nad morzem w Ustce. Wynajęliśmy mieszkanie w bloku w którym na dole był sklepie z piekarnią. W piżamie ;-) rankiem pędziliśmy po gorące bułeczki -nie dało się spać tak rano pachniało.
    A jedne z najlepszych wakacji spędziliśmy w gospod.agroturyst. Dzieci umorusane pół dnia goniły na bosaka karmiły i doglądały zwierzęta. Drugie pół dnia moczyły się w jeziorze :-) Chcesz powiedzieć że prawdziwej wsi już nie ma ?

    OdpowiedzUsuń
  14. zycze szybkiego powrotu do zdrowia. ale i mnie zaczyna cos łamać- teraz chyba jakis sezon na chorubska. Wiec szybko zdrowiej i pokazuj co tam stworzylas.
    pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń