Co robi Prawdziwa Kobieta, jeśli musi polepszyć sobie nastrój???
Kupuje nową bluzkę? A może perfumy? A może jedzie do spa???
Nic z tych rzeczy.
Owszem, chodzi o zakupy, lecz Prawdziwa Kobieta dokonuje ich w sklepie z pięknymi rzeczami dla domu i kupuje... piękne, ceramiczne pojemniki w których może przechowywać ciastka dla swoich dzieci:))). Oczywiście Prawdziwa Kobieta nie byłaby sobą gdyby owe pojemniki nie były kolejnymi jakie posiada, i tak naprawdę wcale nie są jej potrzebne, ale po pierwsze są przecież takie śliczne, a po drugie, po co kupować sobie nową bluzkę, ulotne perfumy czy marnować czas w spa? Prawdziwa Kobieta jest szczęśliwa bo szczęśliwa jest jej rodzina uwielbiająca ciasteczka:)
Ach! I jeszcze korzysta z uprzejmości koleżanki, która akurat zupełnie "przypadkowo" przejeżdżała w okolicy IKEA i zakupiła na prośbę Prawdziwej Kobiety 4 metry tkaniny - bo się przyda przecież:)
29 stycznia 2010
Koszyczki
Podpatrzone - zmałpowane, ale chyba jednak inne. Takie oto koszyki wg wykroju podanego przez Alizee zmajstrowałam.
Pomysł fantastyczny, szybki do wykonania i najważniejsze - efektowny. Kolejne już zamówione przez dzieci, jeden ma być na samochody synka (taki duuuzzzy z uchami, mama zrób:) i dla córy (przyda się, pomyślę na co...). I tak rodzinę ogarnęła koszyko-mania. Pozdrawiam Alizze i Llookę:))
zostały mi jeszcze do uszycia koszyki kuchenne, te już ozdobię decoupagiem, szczególnie że zależy mi na woreczkach z napisami - a niestety hafciarki nie posiadam, jeszcze...
Pomysł fantastyczny, szybki do wykonania i najważniejsze - efektowny. Kolejne już zamówione przez dzieci, jeden ma być na samochody synka (taki duuuzzzy z uchami, mama zrób:) i dla córy (przyda się, pomyślę na co...). I tak rodzinę ogarnęła koszyko-mania. Pozdrawiam Alizze i Llookę:))
zostały mi jeszcze do uszycia koszyki kuchenne, te już ozdobię decoupagiem, szczególnie że zależy mi na woreczkach z napisami - a niestety hafciarki nie posiadam, jeszcze...
27 stycznia 2010
Candy, candy
Otóż, jakiś czas temu zapisałam się na wspaniałe candy u almirani. Szanse niewielkie, szczególnie że pecha posiadam we wszelkich loteriach, ale co tam, może się odwróci:))Candy u Almirani, warunek podania dalej wreszcie spełniony:)))))
Kolejne candy - przewspaniałe dla wszystkich filcujących. Ja dopiero podpatruję jak to z filcem jest, na warsztaty też się wkrótce wybieram toteż takie candy to czekolada na moje serce początkujacej filcomanki - nie wątpię ze mnie filcowanie wessie. Naoglądałam się już tylu wspaniałych prac ze i w tej dziedzinie rękodzielnictwa muszę spróbować,o oto link:candy w krainie filcu, jeśli się uda - w co wątpię ze względów wspomnianych powyżej:) - to będzie fajny początek. Jeśli nie, to i tak już dziś gratuluję szczęśliwcowi!
Acha, a przy okazji SAVANNAH - wielkie dzięki za wyprostowanie mojej pomyłki, choć w sumie, masz rację, nie ma tego złego...
Jednocześnie przyszło mi na myśl, że tak na dobrą sprawę, mało ostatnio zajmuję się decoupagiem... Ta dziedzina pozostaje dla mnie jeszcze ciągle w wielu aspektach zagadkowa, a ja już o myślę o kolejnej technice.
Nie wspominając już o koszykach wg pomysłu Alizee - właśnie szukam tkaniny:) Jakoś mnie wzięło ostatnio, wena jakaś czy co...
Kolejne candy - przewspaniałe dla wszystkich filcujących. Ja dopiero podpatruję jak to z filcem jest, na warsztaty też się wkrótce wybieram toteż takie candy to czekolada na moje serce początkujacej filcomanki - nie wątpię ze mnie filcowanie wessie. Naoglądałam się już tylu wspaniałych prac ze i w tej dziedzinie rękodzielnictwa muszę spróbować,o oto link:candy w krainie filcu, jeśli się uda - w co wątpię ze względów wspomnianych powyżej:) - to będzie fajny początek. Jeśli nie, to i tak już dziś gratuluję szczęśliwcowi!
Acha, a przy okazji SAVANNAH - wielkie dzięki za wyprostowanie mojej pomyłki, choć w sumie, masz rację, nie ma tego złego...
Jednocześnie przyszło mi na myśl, że tak na dobrą sprawę, mało ostatnio zajmuję się decoupagiem... Ta dziedzina pozostaje dla mnie jeszcze ciągle w wielu aspektach zagadkowa, a ja już o myślę o kolejnej technice.
Nie wspominając już o koszykach wg pomysłu Alizee - właśnie szukam tkaniny:) Jakoś mnie wzięło ostatnio, wena jakaś czy co...
26 stycznia 2010
Podkładeczki nie tylko pod kubeczki
Minione dni stycznia spędziłam - te wolniejsze chwile, rzecz jasna:) - na maszynoszyciu. Maszynę starą mam, po mamie. Stara już jest, plącze się czasem, niteczki urywa, taka jest trochę upierdliwa, jednak od czasu do czasu szyje. Toteż wykorzystałam obecną tendencję "szyciową" i wykonałam planowane od dawien dawna podkładeczki pod kubeczki oraz talerze. Wygląda to jak widać, żaden szczyt piękności czy trudności, ale me oko cieszą, nawet jak tak sobie tylko na stole leżą. Nadmieniam iż pikowanie na nich wykonałam!!! Pierwszy raz, krzywo niemiłosiernie, toteż apeluję o wyrozumiałość. Ale zrobiłam! O! Następne będą z aplikacjami.
Tak mnie jakoś wzięło, dzięki niezwykłej uprzejmości pewnej miłej pani, materiałów o charakterze tapicerskim trochę posiadam, toteż mogę podziałać w tym zakresie. Lecz przede wszystkim poćwiczyć maszynoszycie - ciekawe czy w szkole krawieckiej był przedmiot o takiej nazwie?
Tak mnie jakoś wzięło, dzięki niezwykłej uprzejmości pewnej miłej pani, materiałów o charakterze tapicerskim trochę posiadam, toteż mogę podziałać w tym zakresie. Lecz przede wszystkim poćwiczyć maszynoszycie - ciekawe czy w szkole krawieckiej był przedmiot o takiej nazwie?
23 stycznia 2010
Przebieranki
Przedszkolny Bal przebierańców -wielkie wydarzenie, a oto jaki strój uszyłam dla córy, wyglądała jak prawdziwa CZAROWNICA, zgodnie zresztą z życzeniem. Nie ukrywam że najwięcej pracy dostarczył mi czarownicowy kapelusz, ale warto było poślęczeć nocną porą, właśnie kapelutek zrobił największą furorę! Jedna z pań była zainteresowana pożyczeniem go na swój dorosły bal karnawałowy - niestety, głowa też okazała się zbyt dorosła :)))
Synkowy strój to gotowiec niestety, czasu już nie stało aby i jemu coś poszyć - choć opaskę na oko poczyniłam. Ale już mamy plany na przyszły rok, więc nikt nie będzie stratny. Zresztą,bycie piratem i to tak eleganckim to nie lada przeżycie.
12 stycznia 2010
Fartuszki dla najmłodszych kuchcików
Takie oto fartuszki poczyniłam swoim pociechom. Janko garnie się do kucharskich czynności bardzo, i któregoś dnia zarządał fartucha, bo jak ma tak pracować to musi też wyglądać! Toteż wygląda obecnie wcale, wcale, szczególnie że aplikacja kolejowa czyli zdodnie z obecnymi zainteresowaniami.
Dodam tylko że fartuch przyniósł Mikołaj do buta, synu po obejrzeniu prezentu stwierdził tylko: No tak, Mikołaj to wiedział co mi przynieść, bo mama ciągle zapominała...:)
Różowy dla córki oczywiście, jako zachęta, bo jakoś tak niespecjalnie lubi kucharzyć, liczę że z czasem jej to przejdzie. W końcu fajnie jest jak córka z matką w kuchni rządzi.
Zdjęcie fartuchów już po użytkowaniu, więc trochę już pogniecione i upaćkane, za to widać że spełniają swoją rolę.
Krzesło
Stało sobie w kącie, zapomniane, niechciane, takie jakby załamane:)
Lato przyszło, ktoś je zauważył, wyciągnął, odkurzył.
Potem przyszła pora na malowanie, ozdabianie, lakierowanie.
I stoi dumne bo wreszcie piękne!
Krzesło ozdobione techniką decoupage i shabby.
Pierwsza duża rzecz jaką podjęłam się wykonać, pełne niedociągnięć, ale i tak dumna jestem. Teraz stoi w nowo wykończonej łazience, i puchnie z dumy:))) Serio!
10 stycznia 2010
W klimacie świątecznym

Jak wspominałam serduchomania w rozkwicie - prawie, bowiem zdjęcie przedstawia jedno serduszko, musicie uwierzyć na słowo - choinka już rozebrana niestety,lecz serduszek ci u nas dostatek, gdzieś niżej zdjęcie kominka, tam je trochę widać:)








I to by było na tyle w temacie świąt. Pochwaliłam się krzynkę i ja, a co! Uwielbiam działać coś manualnie, zresztą przez moja manię rękodzielniczą powstał ten blog. Żeby tylko czasu było więcej, bo na pomysły nie narzekam.
9 stycznia 2010
Kilka moich prac

powyżej anioł mojego autorstwa, zadziwiony (bo nie spodziewał się że będzie występował publicznie:)
I dodać muszę ze zamieszczanie zdjęć na blogu jednak nie jest tak trudne jak sobie wyobrazałam - czuję się jak blondynka z dowcipów- nie obrażając nikogo, trochę mi głupio...
lawendowo - obrazek decu, raczej rustykalny jak widać







8 stycznia 2010
Ciekawość...
ciekawy synu ostatnio bywa, nie powiem...I nie ma znaczenia czas i miejsce w którym aktualnie się znajdujemy, więc pytania o treści niezwykle frapującej i często zagmatwanej padają często i wszędzie, odpowiedź zaś musi być interesująca oraz wyczerpująca.
Tak też było 6 stycznia. W święto Trzech Króli udaliśmy się rodzinnie wieczorową porą do kościoła. Janko grzeczny był nawet, nawet, aczkolwiek jako dziecię które nie ustoi w miejscu jednej minuty, pozwalał sobie na mały jogging na tyłach kościoła - które my, jako rodzice dziecka szybkobieżnego niezwykle doceniamy i lubimy:)- (na szczęście ciszę ostatnio zachowuje przy tym prawie zawsze!) żeby go trochę przyhamować (oraz wyeliminować zaczynające się właśnie gimnastyczne przewroty w przód), przy wykorzystaniu częstszej ostatnio potrzeby naszego najmłodszego na przytulańska usadowiłam go na ławce i takie oto usłyszałam pytanie: J: mamo a dlacego Bóg umarł? Cóż, udzieliłam szeptem w zasadzie standardowej odpowiedzi,
Ja: Umarł za grzechy wszystkich ludzi, żeby się poprawili i dzięki temu w nagrodę mogli pójść do nieba, i mieszkać z Panem Bogiem.
Jaś: A co to niebo?
Ja: to takie miejsce gdzie wszystkim jest bardzo dobrze, są szczęśliwi i mają tam wszystko o czym zamarzą (to wersja uproszczona, stworzona w stresie podczas mszy, więc proszę o wybaczenie:). Na buzi Janka udało się zaobserwować zadumę.
Po chwili: A słodyce tam mają?
Ja: myślę że tak.
Uśmiech jaki zakwitł na licu syna mego był tak ogromny i słoneczny że jasno się wokół zrobiło, po czym padło stwierdzenie: No, to ja się będę mocno starał i pójdę do nieba!
Ha, święte dziecko się nam szykuje...tylko kiedy?
Tak też było 6 stycznia. W święto Trzech Króli udaliśmy się rodzinnie wieczorową porą do kościoła. Janko grzeczny był nawet, nawet, aczkolwiek jako dziecię które nie ustoi w miejscu jednej minuty, pozwalał sobie na mały jogging na tyłach kościoła - które my, jako rodzice dziecka szybkobieżnego niezwykle doceniamy i lubimy:)- (na szczęście ciszę ostatnio zachowuje przy tym prawie zawsze!) żeby go trochę przyhamować (oraz wyeliminować zaczynające się właśnie gimnastyczne przewroty w przód), przy wykorzystaniu częstszej ostatnio potrzeby naszego najmłodszego na przytulańska usadowiłam go na ławce i takie oto usłyszałam pytanie: J: mamo a dlacego Bóg umarł? Cóż, udzieliłam szeptem w zasadzie standardowej odpowiedzi,
Ja: Umarł za grzechy wszystkich ludzi, żeby się poprawili i dzięki temu w nagrodę mogli pójść do nieba, i mieszkać z Panem Bogiem.
Jaś: A co to niebo?
Ja: to takie miejsce gdzie wszystkim jest bardzo dobrze, są szczęśliwi i mają tam wszystko o czym zamarzą (to wersja uproszczona, stworzona w stresie podczas mszy, więc proszę o wybaczenie:). Na buzi Janka udało się zaobserwować zadumę.
Po chwili: A słodyce tam mają?
Ja: myślę że tak.
Uśmiech jaki zakwitł na licu syna mego był tak ogromny i słoneczny że jasno się wokół zrobiło, po czym padło stwierdzenie: No, to ja się będę mocno starał i pójdę do nieba!
Ha, święte dziecko się nam szykuje...tylko kiedy?
Ta sama msza św. chwilę później. Jaś po rozważaniach nad śmiercią i niebem, zapytał:
J: dlaczego ten Bóg na ksyzu jest taki duzy, a tamten drugi i tseci mały?
Ja: (z zaskoczenia nie popisując się elokwencją): te krzyże to symbole, takie znaki żebyśmy pamiętali co pan Jezus dla nas zrobił.
J: (domyślnie) Acha!
Po czym po chwili stwierdza z przekonaniem: Nie mamo, ten duzy to tata, a te małe to jego dzieci. I wsyscy umarli za nas, strasne...
J: dlaczego ten Bóg na ksyzu jest taki duzy, a tamten drugi i tseci mały?
Ja: (z zaskoczenia nie popisując się elokwencją): te krzyże to symbole, takie znaki żebyśmy pamiętali co pan Jezus dla nas zrobił.
J: (domyślnie) Acha!
Po czym po chwili stwierdza z przekonaniem: Nie mamo, ten duzy to tata, a te małe to jego dzieci. I wsyscy umarli za nas, strasne...
Subskrybuj:
Posty (Atom)