W zamierzchłych czasach:) lat temu kilkanaście, ograniczałam się jeno do uwielbianych beży, szarości, brązów i rudości. Preferowanym jednak kolorem była czerń. Nic oryginalnego. Te kolory dominowały wówczas przede wszystkim w moim ubiorze.
We wnętrzach bowiem ukochałam sobie i wymarzyłam do budującego się domu, niepraktyczne kremy, biele i pastele:)
Moim wieloletnim marzeniem, do którego wzdychałam , jak nie przymierzając zakochana nastolatka do gwiazdora filmowego, była kremowa sofa w róże. Ciekawostka jak wiedzą ci co mnie znają...
Ciekawostka bo, róże jak sama nazwa wskazuje występują w przeważającej większości w kolorze różowym ( i nie uświadamiajcie mnie że istnieją inne kolory tegoż kwiecia - WIEM! - ja i tak wolę białe i pnące:)), a który wprawiał mnie wówczas w niesamowite cierpienia. Oto me ówczesne marzenie:
(Nareszcie udało mi się uchwycić obiektywem moją Emi:), która jest niestety sprawcą zniszczeń dokonanych na "moim marzeniu":/)
Wracając do meritum, znalazłam tę upatrzoną sofę z marzeń w jednym ze sklepów swojego miasta, i efektem upatrzenia (czekałam 8 lat - to historia na inny post, dziś nie będę Was aż tak katować!!!) był wreszcie jej zakup.
Mam swoją sofę w róże od lat czterech:) Pamiętam doskonale dzień w którym dotarła do naszego domu. Jaś miał wówczas 2 tygodnie, i było to w marcu:).
Zanim jednakże owa sofa trafiła do domu mego, wcześniej, jako że wierzyłam iż marzenie moje w końcu znajdzie spełnienie, zakupiłam...tkaninę zasłonową. Kremową we wzór różany...
Uszyłam z niej zasłony do salonu oraz roletę do kuchni (rzymską, na podszewce:). I tak sobie wisiały i czekały na główne dopełnienie:). Prawie identyczne takniny, prawda?
A kupowane z pięcioletnim poślizgiem:)
Oczywiście róże na sofie nie mają odcienia prawdziwego różu, w takiej bym się nie zakochała, o nie!
Ale jest różana. No i co?
Ano to, że zamiast typowo wiejskiego domu, jak planowałam początkowo, przez moje zakochane wzdychanie do wzmiankowanej sofy, mam dom w charakterze wsi mocno ucywilizowanej, żeby nie powiedzieć angielskiej.
Choć w zasadzie ciężko tak do końca stwierdzić że MAM, bowiem mój dom, w szczególności jego wnętrza nadal się "wykańczają" (nas już nerwowo czasem też:>).
Ponadto zważywszy na kolor, sofa oczywiście wymaga wielu zbiegów, ciągłej uwagi, troski i dbałości oraz... uwagi, troski, dbałości i uwagi i... częstego prania...
No, kremowa przecież jest!:)) Chciałam to mam...
Plany że tak powiem, "dekoracji wnętrzarskiej" w głowie też mam, wiadomo.
Gdzieś tam co jakiś czas są nawet realizowane, a jakże. Nie odbiegają nawet specjalnie od tych z przed pięciu lat kiedy się wprowadzaliśmy.
Choćby taka górna łazienka (również temat na kolejny post, możecie przypomnieć jeśli chcecie:), jest w 80 % taka jak miała być pięć lat temu, gdy tylko o niej myśleliśmy.
Ciągle też realizuję swoje ówczesne zamiary olejowania olejem wybielającym desek w sypialniach na pietrze (na razie w jednej, ale zawsze:). Nadal konsekwentnie trzymam się wówczas podjętych decyzji co do kolorystyki tychże sypialni: kremy, biele i inne delikutaśne pastele. Wystrój wiejsko-sielsko-angielski zaczyna panować, albo jak mawia mój brat stolarz: bardziej wiejskie rokokoko:))).
I tak znowu i wreszcie (sic!) pomału doszłam do sedna tematu dzisiejszego postu mającego przedstawić co zdziałałam przy tak zwanej okazji i w chwili gdy nie "siedziałam" w ogrodzie, a o temat kolorystyki to zahacza, otóż: koszyk stary wybieliłam, uszyłam do niego worek z koronką.
(ładnie się będzie komponował np. z czarną bluzką na moim grzbiecie, bo może na zakupy kiedys go zabiorę, w celu świata poznania:))
No i sobie koszyk wygląda o tak, ło:
Tymczasem zamieszka w sypialni mej małżeńskiej, w której boazeria ułożona latem roku ubiegłego nadal czeka na wybielenie:>. (to też temat na inny wpis...)
Oczywiście nie wiem jeszcze co w nim będzie, ale sobie stoi i już, bo ładny.
A kremy i biele uwielbiam we wnętrzach pasjami wręcz. I to chciałam ogłosić od samego początku tego wpisu!!! Uffff wreszcie!
Dodatkowo, owe opstrykane w jednym z wcześniejszych postów duperelki, wybieliłam i ponownie poszarzyłam, bo zbyt białe wyszły, i wyglądają teraz sobie ło tak:
Na tym zdjęciu widać różnicę: po i przed (tył) - widać???
Na koniec:) ramka domek po przeróbce, i jak widać wciąż w "temacie":))
Nie ma co ukrywać, literki trochę krzywe, i "wylewają" się z ramki, w sumie jednak efekt zadowalający (mnie, rzecz jasna:).
I wiecie co?!! Widziałam w sklepie świetną bluzkę kratkowaną w kolorach: jasna zieleń khaki, szary, i chyba delikatny, pastelowy brąz oraz...róż!!! To dopiero! Spodobała mi się bluzka z akcentem różowego!!!
Normalnie starzeję się i dziwaczeję w związku z wiekiem:)
Albo dzięki różowej determinacji Tosi:)
A skoro już jesteśmy w temacie kolorystyki, i jeszcze wytrzymujecie moje przydługie dziś "gadanie" (mam nadzieję:)), to orientujecie się oczywiście jak wygląda kolor: jasna zieleń khaki? Wiecie, prawda?
Pytam, bo jakiś czas temu będąc w pracy opisywałam koleżankom coś (nie pamiętam już co:), generalnie temat dotyczył kolorów. Otóż, dokładnie starałam się określić barwę tegoż, co brzmiało mniej więcej tak: rozumiecie dziewczyny, to był taki piękny turkus, ale nie ten wpadający w niebieski, tylko taki więcej jak wody greckiego morza...:)) Co koleżanki doskonale pojęły, a czego kolega który się przypadkiem napatoczył zupełnie już nie ogarnął, bo spytał: niebieski czyli?!:))
I weź faceta puść do sklepu i każ kupić tkaninę bawełnianą w biało - błękitną krateczkę:)
Strach przecież:)
Jak mówię chłopu swemu załóż Jankowi kurtkę granatową, to on się pyta: a która to?! Jakby Janek miał ich dziesięć (a ma trzy na częste zmiany, bo chłopakiem wszak jest: granatową, kremową i granatowo-szaro-kremową :))). Przecież wyraźnie bym powiedziała: podaj tą kolorową, albo jasną i w końcu jak mówię granatową to chyba jasno to arykułuję, co nie?
Ale wiem też, że jak powiem mężowi osobistemu: kup kochanie białą farbę, to wiem że białą kupi, bo z bielą się nie rozdrabniam i nie dzielę na odcienie. Ale już gdy powiedziałam; kup oliwkową zieleń, to kupił...groszek! I zamiast wymarzonego domu w kolorze oliwki, od trzech lat mam dom w kolorze groszku, młodego w dodatku:)
Muszę jednak usprawiedliwić małżonka bo to nie ón winien. To panowie tynkarzowie panikę rozsiali: szefowo, malujemy, malujemy, już, dziś, natychmiastowo, wołali; farbę kupić, już, szybko, teraz!!!
Ja ten konkretny kolor miałam wybrany, ale tego dnia nie mogłam po farbę jechać, przywiózł farbę mąż...
Kodu farby nie spisałam oczywiście wcześniej, więc mam co chciałam, nie?:)
I co, spytacie?
Ano nic, przyzwyczajam się jeszcze:)
W sumie to ten groszek też jest ładny:)))
Pozdrawiam zatem kolorowo, siedząc sobie wygodnie na kremowej sofie przyobleczonej w białą narzutę (żeby się jasna sofa nieubrudziła:)), i pijąc sobie herbatkę z kremowego kubka w wersji wiejskiej (czyli w rozmiarze nocnika):))).
hahah Iva powinnaś książki pisać jak nic :). Zanim dotarłam do końca zapomniałam co na początku było :P.
OdpowiedzUsuńNajbardziej uśmiałam się z nocnika hahah
Zeby było konkretniej wymienię w punktach :
1.mam fazę na beże i biele
2.mam fazę na róż! łooooo matko i córkoooo
3.sofa cudna i zasłony tez-faktycznie tak wiejsko-dworsko :P ,ale romantycznie :)
4.pięknie ubrałaś koszyk- mnie się zamarzył piknikowy taki z wnętrzem w krateczkę może...
5. i te zdobycze ślicznie pobieliłaś :P- słodki krateczkowy napis -wcale nie krzywy!
uff to tyle :)
ale nocnik był boski :)
O kolorach przecież:))))
OdpowiedzUsuńKsiążki nie napiszę w związku z tym -czytelnik jak nic zgubi wątek, skoro autor gubi...:))
Nocnik to nazwa opatentowana przez małżona mego - każdy kubasek-wielgasek to nocnik właśnie.
Ja używam tylko nocników - nawet do kawy, profanka ze mnie:))).
Koszyk z wnętrznościami w kratkę?! No wiesz! Kropki chcesz zdradzić???
A domek to w domku wyszedł, no nie?:))
Pozdro
O, ja też miałam fazę na taką sofę! Chodziłam wokół podobnej w Ikei parę lat, potem przy zamawianiu na wymiar o mały włos bym taką zamówiła...ale wygrał zdrowy rozsądek i coś w neutralnych kolorach...mam beżową, i też się pierońsko brudzi;P
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobają Twoje klimaty, więc bedę wpadać częściej i pozytywnie zazdrościć;)
Też z chorowałam na taką kanapę. Ale tak jak Pat - oprzytomniałam (pragmatycznie).
OdpowiedzUsuńBiel, że tak powiem - toleruję, ale nie preferuję. Wolę pastelowe beże, brązy...
Co do facetów - oni odróżniają tylko 16 kolorów i odcieni (płeć ułomna)!
A "nocnik" to od zawsze nazwa naczyń z których przyswajam płyny typu kawa czy herbata ;-D
Maila masz jak coś ;-)
O matulu, ale długaśny post :)
OdpowiedzUsuńSofa w kwiaty - moje marzenie - jak kupowałam swoje, nie było tych obić i wzięliśmy białe, które teraz są w różne odcienie szarości i jakieś dziwne nakrapianki ;)
A teraz IKEA wycofała pokrycia na rozkładaną 2osobowkę i dalej nie mam kwiatków :(
Pobielenie dużo dało, ja też chyba zrezygnuje ze znaczków, ale to się jeszcze okaże jak zrobię u dzieciaków remont, bo to u nich wieszak i ramka zawisną, więc może im takie bardziej chłopięce zrobię ;)
Ja swojego małża do sklepu po farbę inną niż białą nie wysyłam, wolę już trochę poczekać i sama kupić :)
I też pijam z nocników :)
Pozdrawiam
OOO!!! jest jeszcze ktoś , kto uwielbia kubki wielkości nocnika!!!Tez tak mam.A poszarzone bielaski są super.
OdpowiedzUsuńO mamusiu:)) Wszystkie "nocnikowe", ale fajnie:))) A mnie tu od "profanek" wyzywają:))
OdpowiedzUsuńWidać żena codzień w "złym" towarzystwie przebywam:)))
"Nocniki" GÓRĄ!!:))) Łączmy się:)))
Moja sofa jest z Kętrzyna:) Nazwę firmy mogę podać zainteresowanym. Bujam się z tą jej jasnością, i bujać jeszcze trochę bedę. A jak się zdenerwuję to pokrowce zmienię, o!
Ata, o tej płci memu własnemu nie powiem tak dosłownie, bo jak coś tam sugeruję to potem wysłuchuję:))))Prawda w oczy kole:))) hehehe.
Zaraz zaglądam na pocztę:)
Pat, witaj:)
Kasiu, wybielenia na tych zdjęciach zbyt dobrze nie widać - słońce dawało po deskach, ale wierz mi, jest lepiej, i bez znaczków:) Byłam w sklepie detalicznym tej firmy, więcej towaru w tym stylu było, żałuję że nie bywam tam częściej:>
Musisz wytrzymac do następnego malowania,
OdpowiedzUsuńale pewnie wtedy będziesz chciac inny kolor.
Ja tak mam .
Malowalismy mieszkanie kilka lat temu a tera już mi się nie podoba i chciałabym zupełnie inne kolory.
Zabieram się w maju za malowanie. Zaczynam od przedpokoju.
Bo to będzie mój debiut w roli malarza pokojowego,
pozdrawiam
zapomniałam dodać,że kratkę umiłowałam sobie równie mocno jak kropki :)
OdpowiedzUsuńFuerto, jakiego malowania??? :)))
OdpowiedzUsuńJa pomalowane mam: łazienki, sypialnie i pokój na górze. Reszta jest tylko machnięta dla przyzwoitoąści na biało - i już płacze o malowanie:)))
Anitka, no zobacz, kratkę uwielbiam od dawien dawna, kwiatowe desenie również, jeszcze mi kropeczki zostały do zakochania:))))
OdpowiedzUsuńLubię ale na razie nie hołubię. Jeszcze.
Bo gdy patrzę na Twoje kropkowatości, to budzi się we mnie coś na kształt zazdrości:)))) Ślicznie to wygląda:)
Pozdro
Ode mnie masz medal za domek z napisem "DOM"! Medal z uśmiechem normalnie! Bo nie "HOME" ,jak widuję na innych blogach, tylko DOM! I już za samo to Cię kocham! :))) Poza tym literki wylewają się tyle ile trzeba i gdybyś nie napisała, że to efekt niezamierzony, to bym nie wiedziała. W ogóle fajnie tu u Ciebie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Anna
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDOM użyte celowo i z premedytacją, na przekór i pohybel HOUMOWANIU:))) Na wsi pięknej i POLSKIEJ wszak mieszkam:))
OdpowiedzUsuńOczywiście, jak kto lubi, ja tam wolę nasze, polskie. Podobnie mam ze słówkiem: tutorial, a przecież mamy polskie odpowiedniki: wzór, wykrój.
Dziękuję za dobre słowo i odwiedziny:)
Szukałam zdjęcia mojej wymarzonej sofy ... i jest! Cudna. Przypadkiem otworzyłam Twoją szafę i chyba tu zamieszkam :) Może zmieszczę się na którejś półce? Może być obok maszyny Łucznik ;)
OdpowiedzUsuńSerdeczności