Wściekła byłam, zastrzyku na spokojność pod ręką nie było, niestety, to polazłam do kuchni.
Bo słyszałam że kuchnia uspokaja. Cha cha cha! Powiedział ten, kto chyba nigdy w kuchni w złości nie był!
Talerz i miseczkę stłukłam.
A nie, przeszło mi. To znaczy złość na kudłate mi przeszła.
Wściekłam się na siebie, że taka głupia jestem, i straty zwiększam;))
Zanim jednak przystąpię do prezentacji wariacji na temat... wariacji kuchennej:), muszę coś ogłosić!
Dziś poczta znowu przyjechała. Wczoraj też była, ale o tym w najbliższym czasie:)
Pani listonoszka kwaśną minę miała (ona tak często:). Pani Iwonko, mówi familiarnie, ZNOWU!, przesyłkę mam dla pani.
Chciałam już wyprowadzić ją z błędu. Ale zerkam na kopertę co to mi ją przedstawicielka PP wciska i...
oczom nie wierzę! Faktycznie! Moje na niej nazwisko widnieje! O matko z córką!
A na odwrocie... Adres zwrotny do Matki Polki co to się nudzi! Muszę przyznać że Matka faktycznie się nudzi! Nie ma co w chałupie czynić? Kłopot sobie zrobiła i tyle:)))
Ale piękny ten "kłopot":))) Skrapusiowo- tkaninkowo-broszeczkowy:))). Popatrzcie same, do czego są zdolne rąki Matki nudzącej się:))
Anitko, dziękuję bardzo. Wiedziałaś czego potrzebuję:))) Właśnie byłam w trakcie zakładania osobistego notesu ogrodniczego:)) Czarownicą jesteś??? Nie pisałam o tym przecież jeszcze nigdzie:)
Niespodziewane niespodziewanki są najfajniejsze, ale doprawdy, zupełnie niezasłużone.
DZIĘKUJĘ SERDECZNIE:)
Trafiłaś, nastrój mi się po wczorajszych psich "występach" od razu poprawił:)))
Przy okazji, na nauki skrapkowe kiedyś mogę wpaść?:))
Nie mniej nie omieszkam zaprezentować co w szale kuchennym wczorajszą popołudniową porą poczyniłam:)
Kluski kładzione co je zapodałam do zupy kalafiorowej (bo o ziemniaczkach do niej zapomniałam)
(Na zdjęciu w prawym rogu )
Robi się je szybko:
Mąka, jajko, woda, sól, roztopione masełko. Specjalnie nie podaję proporcji, trzeba wyczuć. masełka ok. 5 gram. W garnku grzejemy osoloną wodę. Wszystkie składniki mieszamy dokładnie i do gładkości. Ja idę na łatwiznę i "miącham" robotem. Masa musi mieć konsystencję gęstego gluta. Gdy woda się zagotuje, łyżką stołową odmierzamy porcje masy, i wkładamy do wrzątku, tyle ile wlezie do gara, ale żeby dało radę wypłynąć na wierzch. Masa po włożeniu do wrzątku powinna sama "odejść" od łyżki.
Po ugotowaniu łyżką cedzakową wyjmować, wkładać następne porcje, aż do skończenia masy.
Podawać jak się chce: do zup (pycha z rosołkiem), do gulaszu, do twarogu ze śmietaną, zasmażane z jajkiem i cebulką, zapiekane jako zapiekanka z różnymi "śmieciami" z lodówki:). Jeśli do zup czy gulaszu, mozna do masy vegety dodać. A jak do twarogu, na słodko można maku dosypać.
Sałatka ruska: ugotować ziemniaki w mundurkach, i jajka. Jajek tyle ile ziemniaków. Ogórki kiszone, pokroić w plasterki, niezbyt cienkie, w dużą kostkę pokroić ziemniaki, i jajka. Na koniec pokroić w piórka pora. Ja lubię w talarki jak jest "cienki" por, fajnie potem wyglądają w sałatce kółeczka z pora. Posolić, popieprzyć do smaku, wymieszać z majonezem i gotowe. Można tez posypać słonecznikiem - bardzo lubię słonecznik w sałatkach.
Na zdjęciu jest jeszcze bez majonezu. majonez będę potem robić. Bo majonez spokoju wymaga i radości:))
Placuszki bananowe: (na zdjęciu głównym: na talerzach), doskonałe na śniadanie, świetne na kolację, najlepsze na złość:))
2 szklanki mąki, 2 jajka, ok. szklanki wody, po ćwierć łyżeczki soli i proszku do pieczenia, można cukier waniliowy, 4 - 5 dojrzałych bananów, słodki sos, cynamon lub cukier, olej do smażenia.
Oddzielić białka od żółtek. Białka ubić na sztywną pianę.
Do drugiej miski wrzucić mąkę, żółtka, sól, proszek do pieczenia i wodę (tyle, żeby masa miała konsystencję bardzo gęstej śmietany). Miksować na jedwabistą masę.
Banany rozgnieść widelcem, mogą być wyczuwalne grudki. Wrzucić do masy razem z ubitymi białkami.
Rozgrzaną patelnię posmyrać olejem. Łyżką nakładać porcje małych placuszków na patelnię, piec z obu stron na złoty kolor. Nigdy nie daję dużo oleju do smażenia, tylko smyram pędzelkiem lub umoczonym w oleju ręcznikiem papierowym.
Podawać z cukrem pudrem, sosami, bananami, cynamonem - jak kto lubi:). Ja lubię bez niczego, z mlekiem:)
PYCHA!!!
Do zdjęć, pozują także kwiatki które zakupiłam do donic przed dom.
Petunia "Milion Bells" i lobelia.
Dokumentuję, w razie czego (czyt. psa, kota lub innego "złego" nie wymienionego), będę miała przynajmniej pamiątkę na blogu:>
Miały być jeszcze bułeczki maślane, ale złość zdarzyła mi przejść:)))
Smacznego:)
A za cudne prezenty bardzo dziękuję:)))))
Pozdrawiam miło
ja też się odstresowuję w kuchni :)
OdpowiedzUsuńa prezenty świetne dostałaś
pozdrawiam dziś wreszcie słonecznie :)
ale szybka ta poczta! Iva uścisków moc -wiesz za co:) .Uwielbiam Cię czytać szalona :P
OdpowiedzUsuńNotes troszkę ucierpiał zdaje się :/,ale nic to-to tylko notes co by Twoje pasje dłubaniowe się rozwijały z pasją :)
Na scrapowanie zapraszam,ale nie za darmo haha-musisz mi takie pychotki zaserwować.Bo ja kuchenna łamaga jestem ! Buziaki
An - Masz jak w banku, zapłacone będzie smacznie:)))
OdpowiedzUsuńNic nie ucierpiało, a notes jest śliczny:))
Buźka
Kasiu - gratuluję pogody, życzę zachowania słońca:). U nas dziś już też wychodzi:)))
W kuchni z tym odstresowywaniem różnie bywa, czasem się faktycznie udaje.
Prezenciki super!
OdpowiedzUsuńW kuchni zaszalałaś!Ale smakołyków!
pozdrawiam