W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





16 kwietnia 2010

Dzieciowo

W związku z żałobą narodową, wiem że nie bardzo jest na miejscu zamieszczanie postów.
Sama też nie mam na to potrzebnego nastroju. Zrobię wyłom, jeden już wcześniej zrobiłam, wiem, ale myślę że skoro temat dziś przeze mnie poruszany powstaje od baaaardzoooo dawna, (cztery miesiące prawie), to ośmielę się go mimo wszystko zamieścić.
Nie ma przecież nic bardziej rozbrajającego niż śmiech dziecka, a przy obecnie panującej atmosferze dzisiejszy wpis może mieć pewne wartości terapeutyczne. Może dzięki temu myśli trochę odetchną, serca ochłoną, umysły wyciszą???
Dawno już nic  w tym temacie nie było. A młodzież moja własna, rodzinno-domowa rozwija się aż miło.
Głównie we wzroście i mowie, z uczynkami bowiem nadal różnie bywa:)


Jaś, wielki, mały łasuch! Za "słodycka" sprzeda duszę i wszystkie zabawki które ma:)
Najważniejszy i często poruszany aspekt wiary: "cy w niebie aby na pewno są słodyce"?!
Wielki smakosz kulinarny, uwielbia pomagać w kuchni, wbijać jajka do ciasta (czego już jego mamusia nie znosi:),mielić mięso i lepić z niego kotlety mielone, i 20 razy wszystko dokładnie układać, przekładać, dotykać smakować, oglądać, wąchać - "tylko psez minutkę", i "tylko spróbuję ociupinkę", i "ja ci potsymam".
Buzia mu się nie zamyka. NIGDY! Nawet w nocy podczas okrywania kołderką, gdy wydaje się już twardo spać, prowadzi z kimś jakieś niezwykle ważne dyskusje - na głos.

Cwaniaczek.
Doskonale potrafi wykorzystać fakt że w przedszkolu do którego uczęszcza z siostrą, pracuje jego babcia. Jeśli tylko coś w słowach, uczynkach bądź zachowaniu :) pani wychowawczyni jest sprzeczne z tym co aktualnie sam uważa, nie zawaha się wytoczyć "ciężkiej" artylerii i oznajmia donośnie: Prose pani! Zaraz zawołam babcię, ona pani powie!!!:))).
Dzieci Jankowi zazdroszczą:) Wychowawczynie są jeszcze spokojne o posadę:)))
Miłośnik wody, szczególnie tej w ogrodzie:), wielki znawca i piewca traktorów.

Pomocnik.
Pomaga tacie i mnie, najchętniej zawsze, a szczególnie wtedy gdy nie może:). Ostatnio mąż przycinał drzewa na granicy naszej działki, Jaś pomagał:). Niezmordowanie nosił ścięte gałęzie na miejsce późniejszego spalenia. Spytany skąd ten zapał, odparł: mama,  no pseciez sama rozumies, zeby było ognisko kiełbaskowe, musi być duzo drewna, a kto ma psygotować to drewno? Wiadomo ze męscyźni!
Oczywiście wszystko wie najlepiej, zawsze! Dyskutuje o tym do upadłego:)

Czarodziej.
Potrafi jedno groźne spojrzenie wstrętnej, złej matki zamienić w niepedagogiczny chichot, wystarczy że w kulminacyjnym momencie awantury powie: oj mama! i mrugnie jednym oczkiem.
(matka stara sie być twarda i idzie chichotać niepedagogicznie do łazienki, ale czasem wypsnie jej się niechcący na ogólnym forum, niestety...)

Litościwy.(monolog)
Jan: kurce, mrówa mnie uzarła! Kopne jom!
Albo nie, bo psyjdą następne...

Esteta.
Sąsiadka: Janek, chusteczki ci wypadły z kieszeni
Jan: Wiem.
S: to trzeba je pozbierać.
J: ... (zajęty układaniem swojej "kolekcji" kamieni
Po dłuższej chwili słyszymy jak burczy:
J: pseciez mam tylko dwie ręce...

Negocjator.
1. J: Mama dziś byłem gzeczny, babcia sie nie gniewała, pani pomagałem, uscypnąłem tylko Tosię, ale to nie kcący. Sama kciała. Zasługuję na zelka?!!
Oczywiście "kcenie" Tosi nie zawsze jest prawdziwe, ale ona jest "wielka i łaskawa";) - wybacza! Miłość bratersko - siostrzana znowu rozkwita, na jakiś czas, dopóki mama ma żelki...:).
2. rozmowa poranna;
Jan: mama, od dawna jestem super gzecny, prawda?
Ja: nooo, od całych dwóch dni!
Jan; to chyba w końcu zasłuzyłem na duplo policyjne????

Grzeczność u Janka polega na bardzo częstych uśmiechach, jeszcze częstszym informowaniu zainteresowanych o swym oddaniu i miłości (niewolniczej:), na namiętnym, obcałowywaniu i mocnym przytulańsku oraz na upewnianiu się co sekundę:
Mama, gzecny dzis jestem, prawda?  I pomocny tez ?
:)))))

Pracuś.
Ja: Janek, kolacja.
Jaś: no tak, zawse coś, a ja mam robotę do wykonania! (i dalej bawi się koparą:))

Wielbiciel piękna.
Janek pochylony na podeptaną resztką kwiatka.
-Mamusiu! Jaki ślicny zmarnowany kwiatek. Piękny po prostu!

Nauczyciel.
Wymiana zdań zmierzająca do delikatnego nakłonienia syna do sprzątnięcia rozrzuconych zabawek:
Jan: Ty jesteś rodzic!
Ja: no tak, mamą jestem.
Jan: to ty jesteś od roboty!
Ja:???
Jan: A babcie są od kochania i psyjemności...
(kto mu to kurcze powiedział???!!!)

Znawca słowa:) mruczy do siebie:
J: teraz to psetransportuję w tamten zakątek.
po chwili,
J: jednakowos powrócimy...

Tajemniczy.
Jaś, szeptem: mama, powiem ci sekret do ucha.
Ja: pochylam się.
Jaś: kocham ciebie!!! (niestety głośno, prosto w ślimaka ;)
Ja, nieco ogłuszona: Ja ciebie też.
Jaś: no to mamy tajemnicę, fajnie, nie?!!!
Wszyscy wokół udają że nie słyszeli:). dzięki:)

Modniś:)
Jesteśmy w sklepie, kupujemy buty.
Jaś: tych nie kce, te są ładne.
Ja; ależ te są różowe!!!
Jaś: ale nie dziewczyńskie! Kwiatków nie mają!
Ja: ale to półka z dziewczęcymi właśnie!
Jaś: to gdzie chłopakowe?? Musze mieć takie same jak te!
Kupiliśmy czarno - granatowe! UFFFF!

Mistrz puenty
Jedziemy autem do znajomych. Tosia po namowach decyduje się opowiedzieć nam bajkę.
Wybiera tę o Śpiącej Królewnie. Opowiada długo, trochę gubi wątek bo za oknem tyle ciekawych rzeczy, wreszcie dociera do końca. Jan z zapartym (!) tchem słucha jak to piękny królewicz pochyla się nad śpiącą królewną, Tosia dociera na wyżyny swych krasomówczych zdolności, przejęta mówi: Królewicz USIADŁ na jej kolanach, pochyla się i...
Jaś : a tam była BETONIARA:))) konkluduje swoim grubym, zachrypniętym głosem.
Chyba już zawsze w kulminacyjnym punkcie tej bajki będę miała przed oczyma królewicza siedzącego na kolanach pięknej... betoniary, z ustami w ciup!:))))

Znawca zasad.
Jan: W nasym domu ządzi mama, i tata...a potem my.
Ja: hmmm
Jaś: no tak, a Emi jest od spsątania
Ja, powątpiewająco: niby jak to zrobi?
(Emi jest psem)
Jaś: ogonem i jęzorem!
drążę dalej: a kot?
Jaś: on się leleni!
Przy okazji, zwróćcie proszę uwagę na kolejność osób wymienionych do rządzenia;))))

Żartowniś (1.04)
Jaś: mama słoń ci usiadł na głowie!
Ja: ???
Jaś śpiewając: prima aprilis bo sie pomylis, chachacha - aż się popłakał z radochy:)

Żałuję że nie spisuję tego wszystkiego na bieżąco. Tyle z głowy wycieka. Jaś jest prawdziwą kopalnią anegdot i swoistej filozofii życia:))

Tosia: enigma, nadal...
Zastanawiający jest jej sposób widzenia świata. Dostrzega drobinkę, nie widzi słonia:)
Jako jedyna spośród dzieci w swojej grupie przedszkolnej zauważyła że wychowawczyni zmieniła fryzurę (bardzo delikatnie podcięła włosy:). Natomiast prośba: Tosiu, podaj serwetkę ze stołu, jest ponad jej możliwości wykonania, chodzi wokół stołu kilka minut i "nie widzi", serwetka jak wół, na środku stołu. Po chwili, gdy jej wskazałam ową "poszukiwaną", stwierdza: Widzisz mamo, przede mną się ukryła!

Po wizycie w poradni psychologiczno -  pedagogicznej, gdzie oceniałam jej ogólny rozwój i zdolności, panie (przemiłe) były pod wrażeniem jej zdolności krasomówczych,co stwierdziły  na podstawie budowania przez Tonię historyjki opartej na wykonywanym przez Tosię rysunku, które to zdolności zostały ocenione mocno powyżej przeciętnej wiekowej!
 Że tak jest rzeczywiście przekonaliśmy się już niejednokrotnie. Jakiś czas temu potwierdziła to nowa wychowawczyni Tosi, nie znająca jej wcześniej. Opowiadała jak to dzieci poprosiły Tosię żeby opowiedziała im bajkę (a proszona jest często:)), co tez z chęcią córa moja uczyniła. Po chwili pani zorientowała się że sama słucha z otwartą buzią.
Długo nam opisywała swoje zdumienie i swój zachwyt nad treścią opowieści i nad Tosią która wkłada w to całą siebie:)
Ja "rosłam" rzecz jasna:)))
Tosia też:)

Znawczyni magii i czarownic.
Podsłuchane:
T: słuchaj Janek, nie rób tego!
J: pseciez nie powiemy mamie... (sic!)
T: mama jest czarownicą, wszystko wie, zaraz tu wejdzie!!!
J: coś ty, mama pracuje, nie caruje...
Wchodzę do pokoju dzieci.
T: (triumfalnie) A nie mówiłam!

Ja ciągle mam dylemat, czy JUŻ mam płakać nad tą "czarownicą", czy JESZCZE dać spokój...

Dociekliwa
Tosia przybiega do mnie zdyszana w ogrodzie.
- mama, prawda że nie wolno bawić się smołą???
- no pewnie że nie!!!!
Odbiega. Słyszę:
- Jaaasieeek! Nie wolno! A zobacz czy będzie ślad na desce?!!!

Lingwistka.
1.
- mama, zastawiłam połapkę na mrówki.
-???
- no dziurę zrobiłam i one tam wpadną.
- acha, PUŁAPKĘ, biedactwa...
- nie jest tak źle, układłam im patyk
- ???
- nooo, drabinę mają!
- aaaa, UŁOŻYŁAŚ!
 2.
W drodze na nową działkę dziadków.
Z opowiadań Tosiek miała informację iż stoi tam ALTANKA.
 Po dojściu i kilkuminutowym pobycie na działce, Tosia zasiadła wygodnie na krzesle w altance, po czym pyta: no dobra babcia, jesteśmy na działce, a gdzie jest ta ANTENKA?
Mama przez jakis czas dochodziła o co może wnusi chodzić, nie domyśliła się, o jaką antenkę dziecko pyta.
Dopiero po chwili zapaliła sie w jej głowie żarówka: Tosiu, pytasz o altankę??? Na co Tosia spokojnie: Tak, przecież cały czas o tym mówię, gdzie to jest??? Babcia: siedzisz w niej, altanka to domek na działce...
Tosia miała trochę dziwną minę:)))

Przewidująca.
Jesteśmy wszyscy na spacerze rowerowym.
Tosia pod opieką taty wysforowała się do przodu. Ja zostałam daleko z tyłu z Jankiem, jak zwykle...
Po dłuższej chwili Tonia lekko zaniepokojona pyta tatę;
Tosia: gdzie oni są???
Tata rozglądając się wokół: nie mam pojęcia...
Tosia: No tak,  pewnie znowu Jasiek więcej gada niż jedzie!!!
(odtworzone na podstawie przekazu ojca dziecka:)))

Tak właśnie było!
Jan całą naszą drogę (króciutki odcinek) opisywał mi i udzielał instrukcji jak należy jeździć na rowerze!!! Na moje niecierpliwe i w efekcie głośne (niestety) ponaglenia, odparł: mama, pseciez ja cie tylko uce...

Wszystkowiedząca
T: Jas , ja cię ostrzegałam że tak to sie skończy. Nie rycz!
Daj, popluję (!?) i po bólu!

Ja dmucham!!!!

 Podsumowanie.
Kolejny, wczesny sobotni, lub niedzielny poranek, lub każdy inny WOLNY dzień, budzi nas trzaskanie drzwi od pokoju dzieci. Trwa to zazwyczaj jakieś 30 min.
Schodzimy ziewający, potargani i niewyspani.
Otwieramy drzwi do ich pokoju i....
- Sto lat, sto lat!!! słyszymy.
Dzieci podbiegają do nas (wyspane!!!) z "tacą" na której pyszni się "tort" z klocków!
Fajnie jest mieć urodziny co tydzień:)))

Musimy jednak popracować nad porą ich celebrowania:)))
Nie wiem tylko jak. Nie mogę przecież powiedzieć że świeczki najładniej wyglądają wieczorem!!:)))
Swoją drogą, to ile ja mam już lat, skoro co tydzień rok mi przybywa a "urodziny" obchodzimy od ok. 8 m-cy???;0
O rety!

Dużo tego? Zapewniam że tylko fragmencik, poza tym, kilkadziesiąt dni zbierania...

Post kiedyś uzupełnię zdjęciami.

7 komentarzy:

  1. Ale się uśmiałam.
    Dzieciak są niesamowite, ja tez czasem żałuje że nie spisuje na bieżąco ich powiedzonek.
    Ostatnio moja córcia 4 latka, dostała nowe pantofle do przedszkola, po powrocie stwierdziła:
    Mamo koleżanki mnie nie poznały w tych nowych pantoflach(hi, hi)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tjaaa... Fajne są dzieciaki. Szkoda tylko, że tak szybko się starzeją ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie:)
    Choć na dojrzałość do "pewnych" rzeczy czekam czasem jak na zbawienie:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Jasiek jest po prostu debeściak :))))Czytałam na głos swojemu synowi( 13 lat) i oboje śmialiśmy się do łez.Swoja drogą gadulstwo Twojego Jaśka przypomina mi o tym jak mój synuś, w wieku ok 2 lat słabo się komunikował ze światem i już chciałam zahaczyć o logopedę gdy nagle przeistoczył się w baaaardzo elokwentnego malucha.Gadał przez cały czas i tak jak Jaś nawet w nocy.Uprzedzam zostało mu to do dziś.Jak wracam z pracy mam furę opowieści tych ważnych i mniej ważnych.

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko!!!
    To mnie czeka:)))) Fajnie masz:)
    Ważne żeby w ogóle chciały z nami gadać:)
    13 lat to arcypoważny wiek, i czasem młodzież w tym okresie swego życia raczej nie uważa rodziców za godnych rozmowy. Nam to chyba jednak nie grozi, gdzieś to ich gadulstwo musi znaleźć przecież ujście:)))
    Witaj:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudne te Twoje dzieciaki :)
    U mnie taką gadułą jest najstarszy Jakub, jak zaczął w wieku 1,5 roku, tak nas "zamęcza" do tej pory :)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń