W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





6 kwietnia 2010

"Siedzę i siędzę

 myślę i myślę" czego naprawdę mi brak???
Święta minęły, zniknęła gdzieś towarzysząca im cudna pogoda. Dzieciaki dzielnie wstały o godz. 5.10 na Rezurekcję:). Dla nas niedziela wielkanocna to dzień zemsty. Zemsty za te wszystkie wczesnoporanne pobudki. Wszyscy rodzice doskonale wiedzą (i czują;), że wolny dzień, który teoretycznie można by spędzić w łóziu do przynajmniej 8.30, dzieci wolą spędzić inaczej. Więc pobudka 6.00 (o zgrozo! bywa nawet 5.30!!!), i heja trzaskanie drzwiami - niby że siku, rozmowy - niby że szeptem, i jeszcze ciągłe upewnianie się czy starzy jeszcze śpią - że niby dzieci kochane wcale nie chcą żeby już wstali:)
Za to gdy naprawdę trzeba wcześnie wstać, to zawsze, ale to zawsze ma młodzież najmłodsza z tym problem, bo przecież łózio takie wygodne i cieplutkie jest, to jak z niego wyłazić, no jak:)?. Zatem wiadomo juz czemu pierwszy dzień świat wielkanocnych to dla nas czas słodkiej zemsty;)).

Wracając jednak do tytułu, o siedzeniu i myśleniu mówiącemu. Mam tyle planów i projektów poukładanych we głowie swej, że nie wiem za co się zabrać.
Nie wiem czy to kwestia lenistwa, czy braku odpowiedniej motywacji, czy może urlopu spędzonego niezwykle pracowicie, ze szczególną korzyścią dla ogródka. Im więcej "siedzę" tym więcej projektów, i problemów z umiejscowieniem ich wykonania w czasie...
Ktoś powie, dobrze że siedzi, ba, też tak bym komus powiedziała, hehe...
No niby tak, tylko to "siedzenie" nie jest statyczne, to taka przenośnia bardziej.
No bo dzis na przykład do miasta wojewódzkiego pojechałam, z bratanicą bo jest u mnie.
I tak sobie "siedząc" obleciałyśmy kilka sklepów, przy okazji we dwóch z nich okazało się że nie przyjmują płatności kartą, kurcze! A jeden z tych sklepów tkaninkowy był, i taką piękną krateczkę błękitno-białą bawełnianą posiadali za tanie pieniądze...A mi się od tego dzisiejszego "siedzenia" nie chce jutro znów wyruszać do miasta, bo płotek drugi muszę zrobić... Męża osobistego nie poślę bo jak mu wytłumaczę te niuanse kolorystyczne, a w dodatku jedna tkanina była taka beżowa, i tak sobie nieśmiało o tildowych króliczkach myślałam, lub o tildzie baletnicy, no jak mam mężowi to wytłumaczyć, no jak???
Niby tylko "siedziałam" a w wielki piątek,  tak z rozpędu z małżonkiem i dzieciami zrobiliśmy porządek w miejscu przechowywania drewna w ogrodzie. Tego dnia od mojego "siedzenia" bolały mnie plecy (POTWORNIE), drugiego dnia nie dałam rady "siedzieć" - dosłownie!:) Bolała mnie zadnia część mojego ciała - OKROPNIE. Za to jaki porządeczek mam, i miejsca na nowe drewka do kominka! A ile śmieciuchów do wywiezienia przy okazji znalazłam!

W sumie to sama zaczynam się trochę już bać tego swojego"siedzenia". Mąż osobisty też, ostatnio nawet gdy już sobie w końcu wygodnie zasiadłam, on  zaczął  dziwnie, ciężko oddychać i krzywo popatrywać na mnie... Potem wyszeptał zduszonym, acz pełnym nadziei głosem: teraz to już chyba odpoczywasz, siedzisz tak naprawdę, prawda?
Boi się czy co??? Przecież ja TYLKO siedzę!!!:)))

Tak w ogóle to poczyniłam płotek, trejaż to się chyba nazywa, czy jakoś tak.
Nareszcie znalazły zastosowanie moje ceramiczne donice, zakupione jeszcze w zeszłym roku w IKEA. Taki wiklinowy płotecek, na nim pnąca nasturcja, przed nasturcją margerytka na pniu szczepiona - wiejsko, sielsko i anielsko będzie:) Margerytek jeszcze ani widu ani słychu, jakoś nie "dosiedziałam" żeby dziś je kupić. Nasturcja tez się nie wspina ze względów oczywistych - ze synem ją sadziliśmy dopiero w piątek wielki. Teraz czekamy aż się wespnie. Syn bardzo dociekliwie czeka, i codziennie...
Zdjęcie może jutro?


A posta dzisiejszego zakończę kulinarnie, polecam co sama upitrasiłam i skonsumowałam w gronie rodziny:), to tylko niektóre potrawy, żeby nie było że u nas święta takie skromne jedzeniowo, bo lenia miałam czy co, hehe:)
Zdjęć brak, nie mam pojęcia czemu zapomniałam obfocić! Gapa zwyczajna jestem i tyle.

Schabik, niezwykle soczysty: Schab pokroić w plastry, delikatnie roztłuc, posolić i odstawić na noc do lodówki. Wędzone bądź suszone śliwki namoczyć w przegotowanej letniej wodzie i odstawić również na noc.
Na drugi dzień schabik delikatnie obtoczyc w mące i usmażyć na patelni. Odłożyć. Pokroić cebulkę (ok. 3 - 4 średnich sztuk) w piórka lub kosteczkę. Udusić do miękkości przyprawić solidnie: solą, pieprzem i papryką. W naczyniu żaroodpornym ułożyć pierwszą warstwę usmażonego schabu, przykryć ją cebulką, następnie ponownie schab. Całość zalać namoczonymi śliwkami KONIECZNIE z wywarem po moczeniu.
Polecam gorąco! Mięso jest bardzo soczyste, a sosik śliwkowo-cebulowy rewelacyjny!

Ziemniaki po prowansalsku: Ziemniaki obieramy i w całości gotujemy w osolonej wodzie, tak żeby się ugotowały, ale jednocześnie nie rozpadały po wkłuciu widelca. Odcedzić, pokroić w plasterki, ułożyć warstwę w ładnym naczyniu żaroodpornym, posypać trochę solą, pieprzem, ziołami prowansalskimi, pokryć starkowanym żółtym serem i pochlapać estetycznie śmietaną. Na to kolejna warstwa ziemniaków i znowu przyprawy, zioła, ser i śmietana. Zapiekać w nagrzanym piekarniku w temp. 180 stopni ok. 30 min, aż będą miękkie a wierzch przyrumieniony. Ziemniaczana pycha!

Surówka wiosenna: Sałata lodowa, pociapana na kawałki, do tego winogrona, ja najbardziej w surówce lubię te ciemne; jako na twardo, można dodać jeszcze ogórka świeżego i pomidorka. W kubeczku wymieszać śmietanę i troszkę majonezu, doprawić pieprzem i cukrem. Sosu tyle żeby dobrze wymieszał się z sałatą - coby sucha nie była:) Wiośniana pychota ze zdrowiem łączona.


Ciasto migdałowe: Ciasto banalnie proste i szybkie, dla miłośników migdałów.
Przepis wynalazłam w książce pdróżniczki i dziennikarki Beaty Pawlikowskiej pt. "Nasze przysmaki".

Składniki: 75 g masła lub margaryny, 150 g cukru pudru, 2 krople esencji migdałowej, skórka otarta z 1/2 cytryny, 2 duże rozmącone jajka, 125 g mąki, 15 g. płatków migdałowych, 50 g mielonych migdałów, 2 łyżeczki cukru pudru do posypania ciasta.
Piekarnik nagrzać do 180 stopni, formę (keksówkę) natłuścić i oprószyc mąką.
Masło utrzec na puch z cukrem pudrem i esencją.
Dodac zmielone migdały, skórkę otartą z cytryny. Stopniowo dodawać jajka, każdorazowo dokładnie łącząc je z masą. Wsypać mąkę, dokładnie wymieszać i przełożyć do formy.
Powierzchnię ciasta wyrównać, posypać płatkami migdałowymi i 2 łyżeczkami cukru pudru. Wstawić do piekarnika na 45 - 50 min.

Polecam powyższe dania, są szybkie w wykonaniu i niezwykle smaczne.

Pozdrawiam smacznie:), ciepło i poświątecznie:-))

4 komentarze:

  1. Wiesz co? Dość intensywnie siedzisz. Aż się zmęczyłam ;-DD
    Pomijam fakt zaślinienia się od góry do dołu po przeczytaniu Twoich przepisów!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ile to można wysiedzieć!!! Tylko kobieta siedząca tyle umie:D.
    A przepisy ...ślinka cieknie!!
    Pozdrawiam.
    J:O)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepisy polecam, naprawdę smaczne. Choc co smaczne dla mnie...Ale koleżance też smakowało:)

    A od siedzenia zadek dopiero dziś przestał doskwierać:))) Jutro idę "siedzieć i myśleć" w ogrodzie...

    To pa:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehe, to tylko kobiety umieją tak siedzieć , aż coś wysiedzą :)
    Na pewno wypróbuję schabik :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń