W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





22 kwietnia 2010

Ty kudłaty...

...durnowaty nie wiedziałeś co to...:>
Pamiętacie taki film o diabełku co to takie słowa deklamował?
Jak znalazł na tytuł dzisiejszego wpisu. Bo o zwierzętach moich dziś będzie. Takich właśnie diablikach:)
Mam psa. I kota mam.
Kota nie fisiowego, choć i taki by się znalazł, upierać się nie będę:)
Czarnego kota mam, żywego i prawdziwego. Bazyli mu dałam na wab. Że niby szlachetnie i niebanalnie:>>>
Choc z tą jego prawdziwością tez bym polemizowała. No bo który prawdziwy kot na widok myszy, siedzi sobie spokojnie, przypatrując się jej z wywalonym do szyi językiem?! No który, znacie takiego?!
Ja znam.
Niestety:>
Mysz siedziała u mnie w domu, wylazła i grała mi na nosie i wyleźć nie zamierzała, normalnie bawiła się mną! Lubię myszy bo śliczne są, ale ta perfidna była, ponapoczynała mi wszystkie torebki z mąką, kaszami i ryżem. Kupkała, że tak powiem, bezczelnie na blat kuchenny, latała po nim jak po pasie startowym - nic sobie nie robiąc z tego że ja w tej kuchni jestem i widzę skubaną!!! A kot sobie spał!!!
Wreszcie, wylazła przed kominek. I siedzi. Poszłam po kota, mysz siedzi dalej, kota posadziłam przed myszą, kot...siedzi dalej, mysz też!
Siedzi ten kot i patrzy z miną idioty, z tym wywalonym językiem i niezrozumieniem w pięknym, zielonym oku, że niby co ja się go czepiam, przecież ON właśnie spał!!!! Mysz się pokręciła i zwiała...
Złapałam ją później sama, niestety nie przeżyła starcia z łapką. Nie kocią.
Bo ja mam kota pacyfistę chyba. Piękny jest, figurę ostatnio nawet odzyskał. Wrzaskliwy mocno, strasznie się miski (właściwie zawartości w niej) domaga. Myszy nie złapie. Ale kotleta z patelni i owszem, a jaki szybki jest wtedy, normalnie przebiera łapkami jak pies Pluto z kreskówek z tym kotletem w małym, złodziejskim pyszczku. I co z tego że jestem w kuchni? I co z tego że patrzę na drania? Matriksa takiego strzela że choćbym z kapci wyskoczyła to kotleta nie dorwę...Myszy to on nie dorwie...Nawet nie próbuje!
Ze schroniska go wzięliśmy, bo biedny taki, samotny choć utuczony.To się zlitowałam i mam, lesera jednego:>

Mówiłam! Mina z 'komina"...
Ciężko mu zrobić zdjęcie. Tak "pozował", tak się wyginał... To najlepsze jakie udało mi się wykonać.

Psa też mam. Jak wspomniałam we wstępie.
Zdjęcia jej, bo panna to jest, zrobić nie zdążam, bo w biegu ciągle biedaczka. Nadpobudliwość ruchową ma chyba.
Emilly Beth jej imię brzmi - z woli dziatek mych uroczych (Clifforda się naoglądały i teraz światowe są:)). Ubłagałam żeby Emi jej wołać, bo jak ciotka dzieci, Emilia, przyjedzie to się pokićka i jeszcze nie daj Boże, ciotka przez łeb ścierką dostanie przez niezrozumienie, za zniszczenie mienia osobistego tudzież ogródkowego, niestety...
Bo ten pies też bystrością nie grzeszy. Niszczy wszystko w tempie zastraszającym, takim samym w jakim żyje. Znaczy prędkość świetlną nam na co dzień prezentuje, szczególnie jak się wydostanie za bramkę i do miski psa przybłąkanego a stróżującego leci, co by go okraść z tych paru ochłapów. Chociaż dopiero co swoją michę opędzlowała, beknęła w podziękowaniu i pierdła na "fiołkowo".
A tłumaczę, a proszę, ba! Błagam nawet! Przymilam się, smakołyki podsuwam. Na budę się nie zgadzam!
I jak mi się toto odwdzięcza?!
Fuksję mi dziś wtranżoliła! Dopiero co kupiłam, na parapecie sobie stała i czekała na ciepło! Była sobie fuksja mała, długo u mnie nie postała, bęc...Wcale mi nie do śmiechu!
Po co to piszę???
A bo wyżalić się muszę. Kot znowu zwiał z mielonym. Pies znowu wykopał kwiatki w ogródku, zeżarł wafelka ze stołu i dokumenty jakieś też, no i ta fuksja przelała czarę goryczy.
Na deser chyba zeżarła, bo nie wąchała raczej. I jeszcze na te "fiołki" pewnie.
A na koniec uwaliła się wredota na ponchu moim nagrzbietowym, co to zapomniałam je schować z wierzchu do szafy czeluści (szafa z drzwiami przesuwnymi, tyż "otworzy", znaczy niegłupia?)- zwyczajnie z chowaniem wszystkiego nie nadążam, pamięć już nie ta...
Godzinę siedziałam i szczecinę psią wybierałam. Niby żaden problem, ale nie lubię jakoś jak mi kudeł do gęby włazi i smyra po gardle, a zawsze wlezie!. Niedobrze mi jak tak siedzi w tej gębie. Męczę się wtedy straszliwie, to nie lubię jak się zwierz mi na odzieży (nielicznej) uwala. Ości rybiej też nie lubię. Mam prawo.
Pies od koleżanki jest. A właściwie od jej suczki co to się oszczeniła 1 maja zeszłego roku. Obiecałam że jak się szczeniaki urodzą to suczkę malutką wezmę. Lubię suczki, bardzo, za wierność, przytulność, cierpliwość i miłość do dzieci. Urodziło się pięć szczeniąt. Cztery psy i JEDNA suczka. Jest z nami jak czytacie.
Śliczna jest moja Emi, choć uszy łysawe ma, sierści jakby nie starczyło już na uszy. Oczy ma jasne i mądre czasem.
Przytulańska jest ogromnie, dzieci wielbi i kocha miłością straszliwą. Jak tylko za drzwiami się znajdą, bo do przedszkola jadą co rano, piesa pod drzwiami rozpacza kilkanaście minut. Potem pocieszać ją muszę, łzy wycierać, nosek wysmarkać...

Fajnie jak się takie stworzenie plącze wokół. Tylko czasami mam takie myśli, takie...że szkoda gadać:>
Ty człowieku durnowaty, nie wiedziałeś co... potrafi taki kudłaty?:)
Odkąd pamiętam miałam w domu jakieś zwierzę, bywało że kilka na raz. Jakoś nie przeszkadzało nam że w bloku mieszkamy, że zwierz to "kłopot" i ograniczenie "swobód człowieczych". Dzięki temu wychowałam się w poczuciu szacunku dla żywego stworzenia. Nie zabiję pająka, ślimaki z drogi zbieram, nawet te ogródkowe wynoszę daleko (Janek ma wśród nich "psyjaciół":)), nawet mrówki staram się nie zdeptać. Pamiętam z dzieciństwa, jak na wyasfaltowane parkowe ścieżki, po deszczu masowo wylegały dżdżownice. Nie umiałam po nich deptać, zwyczajnie mnie to bolało. Kiedyś odganiałam kota (innego:>), żeby na myszy nie polował. Tak mam,co zrobić?:) Wciąż jeszcze tak mam, i mam również nadzieję że długo mi się to utrzyma.
Jako młode małżeństwo wzięliśmy psicę. Zulu Gula się wabiła, zdrobniale Zula, Zulcia, Zuleńka:)
Już jej nie ma:( Ta psica to był członek rodziny, pies który w małym łebku miał mnóstwo rozumu a w serduchu tyle miłości i mądrości że...to temat na inny post. I ona nas rozpieściła zwyczajnie. Bo nic nie niszczyła, wody chciała to michą w rurę waliła - sama na to wpadła! A jak problem żołądkowy w nocy sie przytrafił to łańcuchem przy drzwiach potrząsała żeby nas obudzić. Na pewno coś o Zuli - Zazuli napiszę, była naprawdę nieprzeciętna.
Uwielbiam psy. Za szlachetność, mądrość, wierność, za wyczucie.
A teraz te moje obecne dwa czarne i kudłate zwierza czasem doprowadzą mnie na granice mojej wyrozumiałości i tolerancji...O rety...

Fajne te nasze zwierzaki, dają nam w kość i różne słowa cedzę pod ich adresem, lubię je, naprawdę i nie wyobrażam sobie życia bez nich, musi być zwierzak w domu i już.
Tylko czasem mgła czarna oko mi zasnuje, i dziwne rzeczy czuję...Dziś też nie wytrzymałam:>
Coraz rzadziej ostatnio jednak zdarzają się te chwile załamania.
Przyzwyczajam się?:)
Czy mejbi zwierz domowy jakby bardziej mądrzeje?:)
Za wyjątkiem dnia dzisiejszego, wrrrrrr.

7 komentarzy:

  1. Ale za to mamy Cyrk Monty Pytona za darmo :))).I pewnie nigdy byś ich nie zamieniła na układne i grzeczniutkie , prawda.Ja sobie nie wyobrażam teraz , gdyby nie było moich ukochanych panienek( o przepraszam , kicia stała się matrona :) ).A Sabina tez ma kiełbie we łbie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie się zastanawiam...:)
    Cyrk to ja mam, faktycznie, czy oszczędzam? Wcale!
    Czy sobie wyobrażam? Czasem chyba tak:>
    Dziś na przykład i owszem:>>>
    Do jutra mi znowu przejdzie, nawet za uchem popieszczę cholerę jedną:))
    I tak juz w kółko...

    OdpowiedzUsuń
  3. my nie zwierzakowi, jakoś nie mam sumienia psa w mieszkaniu trzymać, nie mówiąc o moim lenistwie (czyt nie chciałoby mi się rano go zimą np, wyprowadzać)
    kota miałam, ale Kubas uczulony i go teściowej oddałam niestety- mam nadzieję że kiedyś jakiś sierściuch zamieszka znowu z nami
    Emi piękna, jeszcze pstryknij kota i będę miała obraz Twojego domostwa w całości :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Myszy też pstryknąć?:)))
    Bo chyba tez się zaliczają do "domowników"
    Latają po chałupie od wczesnej jesieni, więc jakby są u siebie:)
    Oj, ale dziś miałam nastrój:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, kochana,przeczytałam Twojego tasiemca jednym tchem .Wesoło masz!
    A jak te dranie kudłate moga zależć za pazury człowiekowi,to ja dobrze wiem.W ubiegłym roku tak mi zgrzebały na działce,że mi się marchewka z pietruszką pomieszała..
    Buziaki przesyłam i cierpliwości życzę

    OdpowiedzUsuń
  6. OOO! Piękne życzenia aagaa:))
    Tak mi życz! Tak mi dobrze:))
    I współczuję:>
    Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  7. aaaaaaaaaaaaaa, kot ma zajefajną minę pt - "kurdeczegoonaodemniechcejakjaśpię" :D
    buziaki

    OdpowiedzUsuń