W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





23 lutego 2010

Chleb się chlebie...



Tak śpiewała kiedyś Wolna Grupa Bukowina (bodajże?).
U mnie właśnie się upiekł chlebek, co go mąż osobisty miesza, doprawia i piecze.

Dzisiejszy jest ciemny, bo coś małżonek wziął i dosypnął,:)) Ale to jego tajemnica, sza.

Właśnie stygnie i zaraz zabieram się do konsumpcji, pachnie tak że żołądek zwinął mi się w supełek...

3 komentarze:

  1. Oj zapachniało! I to jak!! Aż u mnie czuć :-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, Ty też pieczesz chlebek ino nie na słodko :)
    Zjadłabym takiego, ale ostatnio zawiesiłam własny wyrób pieczywa, bo nie mam czasu :(
    Pozdrawiam i życzę smacznego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Były czasy (zamierzchłe, hehe), ze własnymi ręcami miąchałam chleb, ała:)
    Któregos razu poprosiłam o wyrękę męża osobistego i załapał:)) Scfanił się jednak i któregoś roku Mikołaja namówił coby mu maszynkę przyniósł do wypiekania. Teraz maszynka miącha, a małżon sobie siedzi:)))
    Maszynka tylko miącha- resztę czyni mąłżonek sam - dosypuje, przekłada, wymyśla, no i czeka coby chlebuś ładnie wyrósł przed pieczeniem itd. Dla każdego coś miłego:))

    OdpowiedzUsuń