W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





19 lutego 2010

Jest

tak, że czasu nie mam bo właśnie pracuję nad WIELKIM PROJEKTEM:))
Otóż zaproszone zostały moje dziecięcia dwa na imprezkę urodzinową. A zeby było weselej to na tej jednej imprezie że tak powiem "obskoczyć" nalezy dwóch zacnych SOLENIZANTÓW. Dwóch, bo braciszkowie to prześwietni, porodzeni jakoś tak blisko siebie miesiącami. Latami to nie, bo jeden kończy 5 lat a drugi roczek, więc będzie się działo:)))
Projekt mój wielki dotyczy najmłodszego solenizanta, myślę że do niedzieli powinien byc ukończony, to zademonstruję go na łamach niniejszego bloga i się pochwalę, jak będzie czym, rzecz jasna:))
Nie mniej donoszę iż staram sie niezmiernie, choć nerwa też mam albowiem wiekopomne to dzieło wykonuję po raz pierwszy w zyciu - choć w głowie go posiadam odkąd na świecie pojawiło się me dziecię płci męskiej. Niestety czasu nie stało jakoś, coby i moje osobiste syniątko mogło się podobnym dziełkiem pobawić i poedukować - bo i edukacja jest w zanadrzu, a co:) No, zobaczymy co się poszyje...

Ponadto, gębusia mi się raduje niezmiernie. Wczoraj korzystając z przymusowej bytności w nieopodal położonej wsi gminnej która posiada nawet pocztę (ukłony wiadamo dla kogo:)), po załatwieniu nagłych a pilnych spraw urzędowo - zawodowych, wstąpiłam na 3 minuty (słownie: trzy!) do pewnego sklepu kategorii wysoce specjalistycznej i nabyłam za groszy kilkanaście tkaninki, z których jestem niezwykle zadowolona, totez pozwalam sobie na ich upamiętnienie na łamach tegoż bloga właśnie, bo piękne są niezwykle:




Ten taki bezowo - szary to len z bawełną i domieszką czegos gumowatego. Pewnikiem na obrus o aspiracjach naturalistycznych był przeznaczony i jednocześnie praktyczny miał być i plam nie pozwalać sobie zrobić:). Ja chyba wykorzystam tę cechę kuchennie i łazienkowo.
Turkusik tez ślicznej urody, z haftem jakimś srebrzystym, juz myślę co by tu z niego poczynić...
Przyznacie same, że ładne są, prawda??
 Na razie muszę tkaninki wyprać, wysuszyć i wyprasować i to również trochę potrwa ponieważ...

Wszystko mi się przesuwa w czasie ponieważ jutro zmierzam w miejsce magiczne, kolorem słynące:))
Dla ciekawskich polecam ostatnie wydanie Weranda Country - tam jest wszystko o tych bajecznych kolorkach, ktoś zgadnie gdzie będę???
A ja mieszkam nieopodal, hahaha!!! Fajnie mam, no nie?!
Rok juz się umawiam by "pobawić się barwami" (będę konsekwentnie tajemnicza) i z bardzo wieeeluuu różnych przyczyn dopiero teraz udało mi się zrealizować swoje marzenie. Cieszę się niezmiernie, a w niedzielę zademonstruję czego się nowego naumiałam - bo chyba się naumiem, mam nadzieję;))
Najfajniejsze jest to że za oknem biało a miejscami juz i szaro, a ja będę w kolorowym świecie!!!
Jakoś cieplej mi się stało na duszy i w serduchu:)
Tym optymistycznym akcentem żegnam się miło do niedzieli. Pozdrawiam wszystkich podczytujących kolorowo i cieplutko:)

2 komentarze:

  1. No niemożliwa jesteś! Tajemnicza jak Gioconda! Nic to, poczekam. Do niedzieli już blisko :-)

    Poczta wcale nie jest takim złym wynalazkiem (jak już zapewne wiesz z maila ;-DD )

    Materiały zanabyłaś baaardzo fajne! Mnie w oko wpadł ten biały z granatowymi kwiatuszkami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi też sie podoba:)

    Poczta jest całkiem całkiem - ale jak pomyslę że kiedyś konno doręczali, oj to by niektórzy czeeeekaliii
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń